ARREOLA PO OPERACJI NOSA

Redakcja, ESPN

2013-05-15

W ostatni weekend kwietnia Chris Arreola (35-3, 30 KO) przegrał z Bermane Stiverne'em (23-1-1, 20 KO), tracąc tym samym szansę na rewanż z Witalijem Kliczko. Znany z odporności na ciosy "Koszmar" kończył pojedynek z zakrwawioną twarzą i liczeniem w bagażu po straszliwym prawym sierpowym Kanadyjczyka w końcówce trzeciej rundy. Jak się okazało już kilka dni po tym spotkaniu, Arreola nabawił się poważnej kontuzji nosa. Miał go połamanego w kilku miejscach, dlatego w piątek musiał przejść operację.

- Teraz dochodzi do siebie, ale dzięki zabiegowi oddycha już dużo łatwiej. Biorąc pod uwagę jego obrażenia podczas pojedynku okazuje się niesamowite nie tylko to, że wytrzymał z tym bólem, ale również fakt iż w ogóle mógł oddychać. W przeszłości widziałem już bokserów walczących jedną ręką z powodu kontuzji, albo pięściarzy krwawiących mocno z ust, mających kłopoty z kolanem, stawem skokowym, lecz kiedy facet nie jest w stanie normalnie oddychać, to zabiera się mu całą amunicje i staje się praktycznie bezbronny - powiedział promotor Chrisa, Dan Goossen.

Arreola mimo licznych ran już w poniedziałek ma zamiar powrócić na salę treningową, jednak lekarze zabronili mu jakiejkolwiek formy nawet lekkich sparingów przez kolejne sześć tygodni. Po rozmowach na linii zawodnik-promotor Goossen zapowiedział, że jego podopieczny powróci między liny najwcześniej we wrześniu, a bardziej prawdopodobnym terminem jest nawet październik.

- Nigdy więcej nie chcę już mieć złamanego nosa. To już drugi raz i mam nadzieję ostatni. Mam ogromny niesmak po tej porażce - nie ukrywa dawny pretendent do tronu WBC wagi ciężkiej.

- Na pewno nie zostanę testerem dla innych, młodych i obiecujących zawodników. Wolałbym zakończyć już karierę. Mam nadzieję powrócić do pojedynków o wysoką stawkę. Muszę oddać szacunek Stiverne za pokonanie mnie, ale kiedy już mi złamał nos, każdy następny jego cios po prostu rozdzierał mnie z bólu. Nigdy w życiu tak jeszcze nie cierpiałem. Zawsze daję z siebie wszystko w ringu i dużo ryzykuję, jednak tym razem ból był tak ogromny, że nie byłem w stanie mocniej zaryzykować - powiedział Arreola. Przyznał również, iż kilka razy chciał się poddać w narożniku, lecz dzięki mobilizacji i słowom otuchy ze strony swojego sztabu, z trenerem Henry Ramirezem na czele, dotrwał do ostatniego gongu.

- To się zaczęło już w siódmej rundzie. Bolało mnie strasznie, ale oni mnie mobilizowali i po dwóch kolejnych starciach kryzys trochę minął - zakończył 32-letni pięściarz z Kalifornii.