BURNS I GONZALEZ O WALCE

Miguel Rivera, Boxingscene

2013-05-12

- Trafił mnie kilkoma mocnymi ciosami i zranił, ale udowodniłem po raz kolejny, że potrafię przyjąć i oddać - powiedział Ricky Burns (36-2, 11 KO), komentując swoje kłopoty w siódmej rundzie przeciwko Jose A Gonzalezowi (22-1, 17 KO).

- W tym siódmym starciu byłem zraniony, jednak wciąż starałem się odpowiadać. Potem poczułem, że on jest już bardzo zmęczony, a miałem też świadomość, że równe rundy sędziowie pewnie zapisali na moje konto. Nie mogłem się nadziwić za to, jak niewygodnym rywalem okazał się Portorykańczyk. Strasznie ciężko było go w ogóle trafić czymkolwiek, to naprawdę świetny pięściarz. Do tego ma długie ręce i potrafi mocno przyłożyć - chwalił swojego oponenta bojowy Szkot.

- Kiedy uderzałem na korpus Burnsa, w pewnym momencie trafiłem tak niefortunnie, że nabawiłem się kontuzji mojego lewego nadgarstka. Nieszczęśliwie uderzyłem w jego łokieć. Chciałem kontynuować pojedynek, jednak ból był ogromny i nie mogłem w ogóle używać tej ręki do boksowania. Ciosy mojego przeciwnika natomiast nie robiły na mnie żadnego wrażenia - tłumaczył swoją decyzję o pozostaniu w narożniku Gonzalez. Co ciekawe przed dziesiątą rundą cała trójka sędziów punktowała zgodnie na jego korzyść 87:84.