WEHIKUŁ CZASU: P4P SPRZED DEKADY

Leszek Dudek, Opracowanie własne

2013-04-21

10 lat temu doskonale znany kibicom Max Kellerman pracował jeszcze w ESPN, gdzie prowadził m.in. rubrykę P4P. Szanowany komentator HBO układał swoją listę w dosyć skomplikowany sposób i jak sami za chwilę zobaczycie, często dokonywał dosyć zakakujących wyborów. Efektem długotrwałych przemyśleń Kellermana był więc dopracowany ranking, który jednak rozsypał się jak domek z kart w szalonej końcówce 2003 roku, kiedy wielcy notowali szokujące wpadki, a na ich nazwiskach wybijały się nowe gwiazdy boksu.

1. Roy Jones Jr - "Czy to w ogóle może jeszcze kogoś dziwić? Roy Jones trafia się raz na 50 lat. Poprzednio nazywał się Sugar Ray Robinson" - pisze Kellerman. W listopadzie 2003 roku Junior niemiłosiernie męczył się z Antonio Tarverem i choć sędziowie dali mu zwycięstwo, w oczu wielu obserwatorów przegrał walkę. W maju 2004 odbył się rewanż i Roy został znokautowany w drugiej rundzie. To był koniec jego panowania, które miało trwać wiecznie.

2. Bernard Hopkins - "Miał tylko jednego naprawdę mocnego rywala od czasu rozbicia Trinidada w 2001 roku. 13 grudnia zmierzy się z Joppym na gali Dona Kinga. To da odpowiedź, czy Bernard jest jeszcze tym samym pięściarzem". Nieomylny "Kat" oczywiście zdeklasował rywala, a potem trzech kolejnych - w tym Oscara De La Hoyę w wielkiej walce na gali w Las Vegas. Już wtedy wróżono mu rychły koniec panowania, ale geniusz rządzi po dziś dzień.

3. Floyd Mayweather Jr - "Wielu może przytoczyć sensowne argumenty, że to miejsce należy się Barrerze, a nie Floydowi. Floyd nie dominuje w wadze lekkiej, ale wciąż ma dopiero 26 lat i od czasu pierwszej walki z Castillo wygrywa z większymi rywalami w przekonujący sposób. Jeśli łatwo pokona Ndou, zatrzyma swoje miejsce. Jeżeli będzie miał problemy, spadnie o kilka oczek." - takiego kredytu zaufania Kellerman udzielił obecnemu królowi P4P, który 10 lat temu nie wyglądał w jego oczach na wielkiego geniusza. Mayweather wygrał z Ndou przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. Dominował wtedy, dominuje teraz.

4. Marco Antonio Barrera - "Zdominował Hameda, który uchodził za króla wagi piórkowej oraz wciąż znakomitego Tapię. Stan jego rywalizacji z Moralesem wynosi 1-1. Był bardzo dobry w junior piórkowej, jest bez wątpienia wspaniały w piórkowej. Zatrzyma swoje miejsce, dopóki ktoś nie sprawi mu problemów" - Wielki meksykański wojownik był u szczytu kariery (ale już nie formy) jeszcze dwa i pół roku po poniżeniu Prince'a, ale w listopadzie nawiedził go filipiński sztorm, który całkowicie zrujnował to, co zostało z "Mordercy o Twarzy Dziecka".

5/6. Erik Morales - "Gdziekolwiek wstawimy Barrerę, Morales musi być tuż obok. Nie tylko dlatego, że stoczył z nim 24 zacięte rundy. Morales pobił co najmniej pół tuzina bokserów z piórkowej lub junior piórkowej, którzy zaliczali się do pierwszej dziesiątki i zdominował mistrza magazynu The Ring - Pauliego Ayalę, nawet w lepszym stylu niż Barrera Tapię. Morales był wspaniały w limicie 122 i 126 funtów, nikogo nie zdziwi też, jeśli będzie równie mocny w super piórkowej" - wróżył Kellerman i nie pomylił się. "El Terrible" szybko zunifikował dwa tytuły w limicie 130 funtów, ale znów przegrał z Barrerą, by jednak powrócić w wielkim stylu i dokonać tego, czego nie mogli zrobić Barrera i Marquez - okiełznać Pacquiao. To był jednak koniec ulubieńca kibiców, który najpierw dał się zaskoczyć Raheemowi, a potem dwa razy został rozbity przez żądnego zemsty nowego króla niższych dywizji. Jego powrót po latach można uznać za udany, ale do czołówki P4P Morales już się nie zbliżył.

6/9. Oscar De La Hoya - "Tak naprawdę Oscar przegrał tylko z Mosleyem, choć walczył z nim jak równy z równym. Za pobicie Oscara Mosley był uznawany najlepszym bokserem bez podziału na kategorie wagowe. Od tego czasu Oscar zdominował Castillejo, znokautował Vargasa. Występuje powyżej swojego optymalnego limitu, ale wciąż jest świetny." - okazało się, że "Złoty Chłopiec" został oceniony zbyt wysoko. Wkrótce znów przegrał z Mosleyem po zaciętej walce, a potem były już duże zawody - bardzo naciągana wygrana nad Sturmem i nokaut od "Kata".

7/5. Kostya Tszyu - "Tszyu udowodnił, że jest czołowym bokserem wagi junior półśredniej. Bezdyskusyjnie wygrywał z kolejnymi mocnymi rywalami, ale czasami zawodził na tle słabszych zawodników." - Tszyu prezentował się świetnie aż do 2005 roku, kiedy jego karierę zakończył zdeterminowany Ricky Hatton.

8/brak. Lennox Lewis - "Nokauty od McCalla i Rahmana wpływają na ranking Lewisa, ale czy powinien być poza pierwszą dziesiątką? Przypomina mi Thomasa Hearnsa - ze względu na wzrost, siłę i szybkość rąk. Mógłby pokonać każdego w historii, ale równie dobrze może przegrać z każdym, kto ma czym uderzyć. W każdym razie najlepszy ciężki ostatniej dekady pokonał więcej czołowych zawodników niż kilku zawodników na tej liście" - pisał Kellerman na miesiąc przed ostatnią walką Lennoxa. W czerwcu 2003 roku Lewis zmierzył się z Witalijem Kliczką i choć miał ogromne problemy i przegrywał na punkty, zwyciężył przez TKO w szóstej rundzie po groteskowym rozbiciu oka ukraińskiego kolosa. "Dr. Ironfist" dzierży dziś pas WBC i pomimo 41 lat na karku, wciąż jest uznawany za jednego z trzech najlepszych ciężkich na świecie.

9/8. Shane Mosley - "Nie pokonał nikogo mocnego od czasu wygranej nad Oscarem, za to przegrał dwa razy z Forrestem, dlatego nie może być na liście przed De La Hoyą." - chimeryczny "Sugar" Shane w rewanżu znów wygrał ze "Złotym Chłopcem", ale potem dwa razy został pokonany przez Winky'ego. Kiedy wydawało się, że jego kariera chyli się ku końcowi, Mosley dołożył dwa gwoździe do trumny Vargasa, dał świetną walkę ze znakomitym Cotto, a następnie znokautował Mayorgę i Margarito, dzięki czemu powrócił na pewien czas do ścisłej czołówki P4P.

10/brak. Vernon Forrest - "Forrest nie może być nas Mosleyem, z którym dwa razy wygrał, bo został znokautowany przez Mayorgę. Porażki Mosleya z Forrestem nie były tak straszne jak przegrana Vernona z Mayorgą. Mayorgi nie mam w Top 10 i to może być błąd. Pokonał Forresta jednym ciosem i musi pokazać więcej" - tłumaczył Kellerman. W rewanżu "El Matador" wygrał na punkty, ale pasy stracił niedługo później.

brak/7. James Toney - "W walce roku James Toney pokonał numer jeden wagi junior ciężkiej, a potem zniszczył Evandera Holyfielda. Toney wyglądał lepiej niż kiedykolwiek! Jego umiejętności osiągnęły poziom absurdu" - oceniał podekscytowany Kellerman na gorąco po pokazie legendy w walce z nadgryzionym przez ząb czasu Holyfieldem. Jaki poziom ekscytacji osiągnął, kiedy Toney na chwilę został mistrzem świata wszechwag? Później była gorzka afera dopingowa, ale "Lights Out" trzymał się dobrze aż do drugiej walki z Peterem, gdzie czar prysł, a James po raz pierwszy wyglądał staro i momentami bezradnie.

brak/10. Rafael Marquez - "Powinien mieć taką prasę jak Manny Pacquiao. Pacquiao wygląda przerażająco, demolując dobrych zawodników, ale Marquez robi to samo świetnym pięściarzom. Jeszcze jedna wielka wygrana, a De La Hoya i Mosley spadają" - czytamy. Marsz młodszego i mniej znanego brata "Dinamity" trwał jeszcze cztery lata i został uwieńczony pokonaniem Israela Vazqueza w jednej z najlepszych walk dekady, która zresztą dała początek być może najlepszej trylogii dekady.

W listopadowej wersji rankingu Kellerman nie zmieścili się Lennox Lewis, Antonio Tarver, Joe Calzaghe, Winky Wright, Ricardo Mayorga, Vernon Forrest, Shambra Mitchell, Zab Judah, Juan Lazcano, Joel Cassmayor, Acelino Freitas, Juan Manuel Marquez, Manny Pacquiao, Mark Johnson, Eric Morel i Rosendo Alvarez.

Pierwsza liczba oznacza majowy ranking Maxa, druga listopadowy. Zmianom uległy głównie lokaty w drugiej połowie listy.

Śledź autora na Twitterze >>>