WSPOMNIENIA TRENERA BUCZYŃSKIEGO: 'RIGONDEAUX BYŁ DOSKONAŁY!'

Cezary Kolasa, Opracowanie własne

2013-04-13

Przed nami wielki bokserski spektakl. Dziś w nocy na gali w Nowym Jorku odbędzie się unifikacyjny pojedynek pomiędzy byłym amatorskim arcymistrzem wagi koguciej, dwukrotnym mistrzem olimpijskim z Sidney (2000) i Aten (2004), dwukrotnym czempionem globu oraz aktualnym posiadaczem tytułu WBA kategorii super koguciej Guillermo Rigondeaux (11-0, 8 KO), a wielkim Filipińczykiem, czempionem czterech kategorii wagowych Nonito Donairem (31-1, 20 KO). W naszym kraju jest pewien człowiek, który szczegółowo zna "Szakala", a w swojej pamięci posiada wiele wspomnień, które zechciał opowiedzieć naszej redakcji. To były szkoleniowiec kadry narodowej, Ludwik Buczyński. Stykając się z Kubańczykiem na wielu turniejach międzynarodowych, poznawał jego osobowość i wielki boks. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z trenerem Buczyńskim. Warto.

Wiem, że pamięta Pan Kubańczyka jeszcze z czasów amatorskich. Jakim pięściarzem był wtedy Rigondeaux?
Kubańczyka poznałem w czasach, gdy byłem trenerem kadry. Za pierwszym razem to wie pan jak to jest, człowiek nie jest jeszcze wspaniałym trenerem i jak z klubu się przechodzi to inaczej się wszystko układa. Więc po roku zaczęliśmy jeździć trasą Papy Stamma, czyli turniej w Bułgarii, Ujście nad Łabą w Czechach, Halle w Niemczech i u nas był turniej Stamma. Pojechaliśmy na pierwsze zawody do Bułgarii, wybrało się tam trzech zawodników: Kuziemski, Szot i Liczik. No i pierwsza walka, Liczik trafia na Rigondeaux. Nie znaliśmy za bardzo Kubańczyka. Wychodzi mańkut, krępy, silny, bardzo ciężki pojedynek - wygrywa Rigondeaux. I takie było pierwsze spotkanie, Oczywiście cały turniej zwyciężył, wszystko przed czasem, prócz pojedynku z Liczykiem.

Wówczas cechowała go odporność na ciosy, która niektórym wydawała się podejrzana. 
Wielka odporność. Powiem panu tak... Niemcy, Halle - wszyscy zaczęli się śmiać, bo zrobili losowanie i znowu nasz zawodnik wpadł na Rigondeaux. W Ujściu to samo. Wspaniały pięściarz, nie był liczony. Niech pan słucha. Rok przed olimpiadą, pojechaliśmy na turniej, zgrupowanie do Francji i tam pierwszy raz widziałem, jak został liczony. Chyba - nie chcę wprowadzić w błąd, bo nie mam tego w zapiskach - rywalem Kubańczyka był wtedy zawodnik z Uzbekistanu lub Kazach.

Rigondeaux ma bogatą karierę amatorską. Spory dorobek. Blisko 400 pojedynków. Boksował też z polskimi zawodnikami, m.in. z Andrzejem Liczykiem na mistrzostwach świata w Bangkoku. No właśnie. Jak wyglądały starcia pomiędzy naszymi zawodnikami a Kubańczykiem? Oprócz Liczyka ktoś jeszcze z nim walczył?
Tak, jeszcze oprócz niego walczył taki młody Nowosada. Tylko tych dwóch. Nasi jak przebijali się w turniejach, w którymś momencie, albo w półfinale albo w finale padali na Rigondeaux. On jest bokserem doskonałym. W czasach amatorskich również. Myślę, że już wtedy miał około dwustu walk, na koniec za sobą około czterystu.

Starcia do jednej bramki?
Nie nie, Liczik dawał równe walki, a ten młodszy miał trochę ciężej. Jechaliśmy do Bangkoku na Mistrzostwa Świata. Byliśmy doskonale przygotowani. Odbyliśmy wcześniej przygotowania w Niemczech. W Tajlandii byli Holendrzy, Szwedzi, Niemcy, przyjechali silni Rumunii. Przyjeżdżamy tam, Liczik pada na Rigondeaux i oczywiście przegrywa. On był doskonały.

No właśnie. Czy kiedykolwiek w swojej trenerskiej karierze miał Pan pięściarza, który mógłby przeciwstawić się świetnemu Rigondeaux?
Później postawiłem na takiego młodego Łęgowskiego, zdobył brązowy medal na Mistrzostwach Europy w Liverpoolu. Był bardzo wysoki. U nas zrobił niespodziankę, bo na Stammie nie było Kuby i powygrywał ze wszystkimi, łącznie z Rosjanami. To była taka sensacja. I może on, gdyby... Bo wie Pan, wtedy Kuba nie jeździła już często po Europie. Spotkaliśmy ich na zawodach w tureckim Stambule i na tym turnieju ich reprezentacja się pokazywała. Poza tym do Niemiec już nie jeździli. Szkoda.

Kiedy w 2004 roku przyjechał Pan jako trener z reprezentacją na Igrzyska, "Szakal" zdetronizował turniej w swojej kategorii wagowej, eliminując między innymi dwóch bokserów, którzy w następnych latach zdobyli czempionat na zawodostwie - Argenisa Mendeza i Abnera Maresa. Obserwował Pan w Grecji jego poczynania?
Ja na wszystkie turnieje przywoziłem kamery, nie wszędzie na zawodach mogłem nagrywać. Na ten przykład w Atenach mogłem filmować, a w Pekinie nam nie pozwalali. Na wszelakich turniejach rangi międzynarodowej, gdy nie pozwalano kamerować, pomagali Anglicy, Rosjanie, przy których stawiałem kamerę i jakoś się udawało. Był świetny. Teraz coś mówią, że daje się trafiać... Wtedy było podobnie, bo mańkut robi uniki, on natomiast z kolei bił bardzo mocno.

Wielu sądzi, że "Szakal" ukazuje piękno kubańskiego boksu. Piękno, które w swoim ojczystym kraju nie może pokazać jako pięściarz zawodowy. Czy można go pod względem sukcesów i talentu porównać do innych wspaniałych legend - Felixa Savona i Teofilo Stevensona?
Myślę, że to taka czołówka. Tylko trzeba pamiętać, że ci pięściarze, których pan wymienił byli z wag ciężkich, a takie kategorie kibice na całym świecie bardzo lubili. A z tymi maluchami było różnie, chociaż pięknie boksują. Ja go pamiętam jeszcze, gdy byliśmy we Francji, dziesięć ekip lub może więcej, przygotowania przed Atenami. Ten trener, który teraz stanie z nim w narożniku, również kręcił się razem z nimi, wśród sztabu szkoleniowego. Tylko my i Kuba mieliśmy poranne rozruchy i tarcze. Szkoleniowiec chciał sparingi ciągle z Polakami. Ja mówię "Jest wiele ekip, to są mecze towarzyskie i mieszajcie te sparingi, żeby też Polacy coś wygrali", bo wtedy za zwycięstwo były różne nagrody, chyba złote zegarki, długopisy czy parę Euro. Walk z Kubańczykami ciężko było wygrać, ale gdy rozpoczynały się w piątek lub sobotę pojedynki, my jeszcze w czwartek sparowaliśmy z Kubą. Gdzieś tam chyba mam nagrane na kasetach te materiały ze sparingów. Potem Kuba przestała po Europie jeździć.

Swoim podopiecznym podaje Pan za przykład Rigondeauxa? Odpowiedni pięściarz do naśladowania?
Oni się w ogóle pytają, jak on tam boksuje. Ja im mówię, że to mańkut i żeby obejrzeli sobie jak boksuje. Teraz są dostępne pojedynki na youtube, od czasu do czasu ktoś wrzuci na facebook. Wcześniej miałem tylko ja nagrania z turniejów lub ktoś z ekip zagranicznych. Czasem jak mieliśmy zgrupowania to w między czasie było wolne, włączaliśmy jego występy i oglądaliśmy. Wtedy mówiłem: "Zobaczcie jak on boksuje!". Świetny, dobrze boksujący. Silny cios.

I jak reagowali pańscy zawodnicy na boks wielkiego "Szakala"?
Byli w szoku, że tak perfekcyjny, dobry pięściarz. Tym młodym zawsze kojarzyło się, że on jest małym Tysonem.

Najważniejsze cechy, które podobają się Panu w boksie Kubańczyka?
Te uniki, odchodzi nogami i uderza bardzo mocno, kończy na góre sierpowym.

Tak jak wspomniałem wcześniej, stykał się Pan z "Szakalem" na różnych, międzynarodowych turniejach pięściarskich. Poznał Pan go. Rigondeaux jest - według Pana - trudną osobowością, czy odwrotnie? Jak Pan sądzi, trenerzy mogli mieć z nim jakieś kłopoty?
Nie, raczej sympatyczny chłopak. Gdy umawialiśmy się na sesję sparingową, cztery czy sześć lub jeszcze inaczej, mówiliśmy, że przez jakiś czas będzie sparing zadaniowy, on wtedy się nie rwał. Bo inni Kubańczycy zaczynali się bić z naszymi. Rigondeaux był spokojniejszy. No ale później były już np. dwie rundy ostre, takie jak prawdziwy sparing. Nie zachowywał się jak gwiazda. Spokojny, pokojowy, zawsze uśmiechnięty.

Zahaczył Pan o sparingi. Jak opisałby Pan te sesje pomiędzy polską kadrą a kubańską?
Bardzo dobrze. Tak jak już powiedziałem, ich trener rwał się i chciał, żeby nasi z nimi sparowali to boksowaliśmy. Pokazywaliśmy się ze świetnej strony. Ogólnie byliśmy silną grupą, mieliśmy Liczika, Rżanego, Kuziemskiego, Szota, Wacha. Potężna drużyna olimpijska. Ba! Wach wtedy był przecież rezerwowym w Atenach. Posiadaliśmy sześciu, siedmiu porządnych pięściarzy. Nie było się czego wstydzić.

Rozpoczął się przecież okres, kiedy to Kubańczyk zapragnął ringów zawodowych. W 2007 roku zbiegł wspólnie z Erislandym Larą - nie udało się. Za drugim razem ucieczka zakończyła się pomyślnie.
Zostawił rodzinę, przyjaciół, na pewno odczuwał ból, smutek. Uważam jednak, że innym sposobem nie zostałby zawodowcem. Warto wrócić do czasów, gdy prowadziłem treningi w Zabrzu i miałem jednego boksera, z Kuby...

... Miguela Velozo.
Tak, dokładnie. Młody człowiek, który uciekł z kraju, zamieszkał w Czechach, gdzie założył rodzinę, ułożył sobie życie. Wygrywał wszystkie walki w półciężkiej wadze. Minęło sporo czasu, kiedy się z nim ostatnim raz widziałem, ale pewnie ma tam jakąś rodzinę na Kubie i tęskni.

Velozo swego czasu walczył z Darkiem Sękiem w Olsztynie.
Pamiętam go doskonale. On mi wszystkie walki wygrywał. Wspaniały zawodnik dla nas, ładnie boksował. Z nim na zawodostwie różnie było. Ale pamiętam jak pojechaliśmy na zawodowy do Ujściu nad Łabą, on wtedy boksował jeszcze jako amator. Sporo Kubańczyków musi mieszkać w tych rejonach. Nawet kibice krzyczeli "Velozo, Velozo!" i chyba wygrał wtedy jeden z turniejów.

Śledzi Pan zawodową karierę "Rigo"?
Szczegółów nie znam, nie obserwuję go tak, jak było kiedyś. Ostatnio przeczytałem, że zdobył mistrzowski pas. Oglądałem kilka jego starć. No i teraz dostałem informację, że walczy z innym czempionem, Donairem.

Oglądając jego niedawne pojedynki, zauważa Pan zmianę w jego stylu boksowania?
Zrobił się taki bardziej bojowy, nogi zostały takie same, ale ogólnie na zawodostwie idzie więcej na wojnę.

Mistrzem został szybko. W niecałe trzy lata od podpisania profesjonalnego kontraktu. Wcześniej zdobył też tymczasowy tytuł organizacji WBA.
Nie ma na co czekać. Jest mistrzem olimpijskim, który odbywał wielkie potyczki w czasach amatorskich. U nas jak przechodzą juniorzy, czy seniorzy na zawodostwo, najpierw muszą zawalczyć dziesięć, piętnaście walk i przechodzą żmudną drogę by się przedrzeć. On jest na kompletnie innym etapie. Postawili na niego. Wychodzi i wygrywa.

Przed nim teraz ogromnę wyzwanie. Gala w Nowym Jorku, unifikacja tytułów. Rigondeaux skrzyżuje rękawice z wielkim Nonito Donairem, postrzeganym jako najbliższy król bez podziału na kategorie wagowe. Faworytem zdecydowanie jest Filipińczyk.
Czytam na waszej stronie oraz na innych i wszyscy ciągle mówią o Filipińczyku... Ale obserwuję na przykład dzisiaj komentarze znanych bokserów, którzy twierdzą, że Rigondeaux może w każdej walce zrobić niespodziankę. Z każdym pięściarzem.

Kluczem do sukcesu "Szakala" będą szybkie ciosy z lewej ręki i świetne wykorzystywanie boksowania w odwrotnej pozycji?
Oni wszyscy uważają, że Donaire pierwsze cztery rundy będzie walczył z daleka i boksował pojedynczymi ciosami, by później pójść na wojnę z Rinondeaux. Problem w tym, że "Szakal" potrafi boksować i na pewno nie będzie przyjmował tych ciosów. Niby Filipińczyk ma mocne uderzenie. Zobaczymy. Trzeba w nocy wstać i koniecznie oglądać. Nie ma wyjścia (śmiech)

Pana zdaniem, Donaire może być wielkim bokserskim królem P4P?
Ma warunki. Jest dość wysoki i mocno bije. Nie chcę stawiać. Lubię Kubańczyka, bo go znam. Tamtego Donaire'a nie kojarzę w ogóle, bo jako amatora nigdzie go nie widziałem. Nigdy nie miał z nami kontaktu, ani chyba z tym regionem. Ludzie mówią, że on nigdy nieboksował w kasku, Kubańczyk walczył w nim. Sam jestem ciekaw.

A może właśnie te ogromne doświadczenie Rigondeauxa wyciągnięte z ringów amatorskich odegra istotną rolę?
Rigondeaux doświadczony na amatorstwie, za to Filipińczyk ma więcej pojedynków jako profi, bo wychodził do ringu, nie wiem, już chyba ze 30 razy. Ale niech pan zobaczy na naszych... Wchodzi taki Artur Szpilka, bez większego doświadczenia z ringów amatorskich i wygrywa, przewraca rywali z dużą ilością walk. Sam jestem ciekaw (śmiech). To jest ta waga zaliczana do lżejszych i nie mam pojęcia, kto kogo zmiecie z ringu (śmiech)

Ale rozumiem, że kciuki trzyma Pan za Kubańczyka?
Oczywiście, że kibicuję Rigondeauxowi. Wszystkim Kubańczykom kibicuję. Przez tyle lat przyjeżdżali do Polski na Stamma w Warszawie, kiedy jeszcze ja byłem zawodnikiem i trenerem ligowym, reprezentacji. Zawsze witaliśmy się z nimi. Ba! Chciałbym, żeby Pan to dopisał... Na turniejach międzynarodowych mieliśmy czasem wspólne szatnie, bo nie zawsze reprezentacja Kuby chciała dzielić ją z innymi ekipami. Z Polską chciała mieć zawsze.

Wychodzi na to, że macie piękne wspomnienia z nimi związane.
Prawda. Świetne stosunki. Polubiliśmy ich bardzo.

Więc pewnie i Kubańczycy pamiętają naszą kadrę i również nas polubili.
Myślę, że wspominają nas miło.

Mimo wszystko, Panie trenerze, zróbmy szybkie typowanie. Donaire przed czasem.
(śmiech) Donaire poczeka, a Kubańczyk spróbuje do niego podejść i go przełamać.

Rozmawiał Cezary Kolasa