SULĘCKI: CHCIAŁEM COŚ UDOWODNIĆ

Adam Jarecki, Opracowanie własne

2013-03-10

- Ktoś kiedyś powiedział mi - "Kochasz to co robisz? Jeśli tak, to się tym baw!". Tego się trzymam - mówi Maciej Sulęcki (13-0, 3 KO) w wywiadzie dla naszego portalu. "Striczu" dwa tygodnie temu podczas gali Polsat Boxing Night wyraźnie pokonał Roberta Świerzbińskiego (11-1, 3 KO) zdobywając uznanie ekpertów i kibiców. Z podopiecznym Andrzeja Gmitruka rozmawialiśmy o samym pojedynku z Robertem, wymarzonym rywalu na kolejne Polsat Boxing Night i nie tylko. Zapraszamy do lektury.

- Rozmawiamy dwa tygodnie po Twojej dotychczas najważniejszej walce w karierze. Emocje opadły, wróciłeś już na salę?
MS:
Opadły. To dla mnie wielka satysfakcja wygrać na oczach tylu kibiców zebranych w hali i przed telewizorami. Takie przeżycie z pewnością będę jeszcze długo rozpamiętywał, jednak musimy patrzeć przed siebie i szukać kolejnych wyzwań. Zacząłem treningi po paru dniach przerwy i już w poniedziałek jadę z moim trenerem Andrzejem Gmitrukiem do Wrocławia, by trenować wspólnie z Mateuszem Masternakiem.

- Zacznijmy od początku... Przed samym ogłoszeniem walki ze Świerzbińskim miałeś mały przestój w karierze. Jak zareagowałeś na informację o tym, że wyjdziesz do ringu z białystoczaninem?
MS:
Może przestój to za dużo powiedziane, bo miałem dwie walki z mało wymagającymi przeciwnikami. Informację o walce z Robertem przyjąłem z entuzjazmem. Wiedziałem, że to może być kolejny duży krok w mojej karierze. Wiedziałem, że Świerzbiński jest ambitny, waleczny, tym bardziej cieszyłem się, że kibice zobaczą interesujące widowisko.

- W ringu zobaczyliśmy popis jednego gracza. Spodziewałeś się tak gładkiej przeprawy?
MS:
Przed walką byłem niezwykle pewny siebie, jednocześnie nie lekceważąc Roberta. Do występu przygotowywałem się bardzo sumiennie - dietetyk, trenerka od strechingu, cukierka nie ruszyłem przez dwa miesiące, co w moim przypadku jest praktycznie niemożliwe. (śmiech) Taktyka, przygotowanie fizyczne, psychiczne - wszystko dopięliśmy z trenerem Gmitrukiem na ostatni guzik i nie wyobrażałem sobie innego wyniku niż moja wygrana. Spodziewałem się po Robercie większej presji między linami, a także myślałem, że będzie trochę szybszy. Nie będę ukrywał, że wielką motywacją dla mnie były komentarze dziennikarzy i kibiców, którzy twierdzili, że moja walka z Robertem będzie wyrównana. Chciałem im coś udowodnić, pokazać, że jestem lepszy. Zależało mi na zdecydowanym zwycięstwie.

- Swierzbiński zaskoczył Cię czymś w ringu?
MS:
Zdecydowanie ambicją. Po drugim nokdaunie Robert upadł ciężko uderzając głową o matę ringu. Myślałem, że będzie po walce. On wstał i walczył dalej, było widać, że chce wygrać za wszelką cenę.

- Pierwsza myśl po tym, gdy rywal padł na deski?
MS:
Satysfakcja - Robert upadł po akcji, którą długo trenowaliśmy z Andrzejem Gmitrukiem.

-W ringu pokazałeś nie tylko dobry boks, ale również finezję, dałeś prawdziwe show. To wyszło samo z siebie? Co na to Twój trener, Andrzej Gmitruk?
MS:
Wychodzę do ringu z jasnym celem, który sobie postawiłem, ale również po to, by dać kibicom dobre show i kawałek ładnego dla oka boksu. Ktoś kiedyś powiedział mi - "Kochasz to co robisz? Jeśli tak, to się tym baw!". Tego się trzymam. Gdy jestem w ringu czuję się jak ryba w wodzie. Boks sprawia mi wielką radość i właśnie takimi akcjami to uzewnętrzniam. Trener Gmitruk wie, że takie zabawy wiążą się z pewnym ryzykiem, ja zresztą też, ale taki jestem. Robię to sporadycznie, żeby po walce nie dostać reprymendy od trenera. (śmiech)

- Wymarzony przeciwnik na kolejne Polsat Boxing Night?
MS:
Każdy przeciwnik, który przybliży mnie do tytułu mistrzowskiego jest wymarzony. Powiem po raz kolejny - zawodnikami z Polski, z którymi mógłbym zaboksować są Przemek Majewski, Mariusz Cendrowski oraz Grzegorz Proksa. Walka z jednym z dwóch pierwszych jest na dziś bardziej realna. Starcie z Grześkiem to inna bajka, jest na innym etapie kariery, on chce wielkich walk. Myślę, że na potencjalną walkę Sulęcki-Proksa musielibyśmy poczekać jeszcze z rok. Nie czuję się gorszym pięściarzem od Grześka, jednak jego specyficzny i niewygodny styl boksowania mógłby na dzień dzisiejszy sprawić mi trochę problemów. Muszę nabrać doświadczenia.

- Po walce zebrałeś masę pozytywnych opinii. Chyba najcenniejszą była ta Janusza Pindery, który po Twoim zwycięstwie dał jasno do zrozumienia, że polscy kibice powinna zwrócić na Ciebie uwagę i śledzić Twoją karierę. To spore wyróżnienie, byłeś zaskoczony?
MS:
Po wygranej otrzymałem wiele maili i telefonów. Co tu dużo mówić - byłem podekscytowany czytając wypowiedź tak cenionego eksperta na mój temat. Coś takiego mobilizuje mnie do jeszcze cięższej pracy, by udowodnić, że Pan Pindera się nie mylił.

- Klaruje się już data powrotu między liny?
MS:
Możliwe, że zaboksuję 30 marca w Mołdawii, jednak na tą chwilę są to plany.

-  Na sam koniec - nigdy nie ukrywałeś, że Twoim ulubieńcem jest Floyd Mayweather Jr. "Money" w maju po raz kolejny wyjdzie do ringu, tym razem z Robertem Guerrero. Jak widzisz ten hitowy pojedynek?
MS:
Floyd niestety nie jest już młodzieniaszkiem, czas działa na jego niekorzyść. Nie ma już też szybkości i refleksu co kiedyś, a przecież na tym od zawsze bazował. Ostatnia walka Floyda potwierdza moje słowa. Jeśli "Money" będzie chciał wygrać, będzie musiał się napracować. Guerrero może nie jest wirtuozem, jednak jego konsekwencja i przygotowanie fizyczne może sprawić sporo problemów Floydowi.

Rozmawiał Adam Jarecki