POGROMCY POLAKÓW: MARTIN ROGAN

Leszek Dudek, Opracowanie własne

2013-03-03

Czytelniku, przedstawiam Ci nowy cykl artykułów. Bohaterami będą charyzmatyczni bokserzy zagraniczni, którzy na swoich drogach trafiali na polskich zawodników i w różnych okolicznościach wygrywali walki z naszymi rodakami.  Na pierwszy ogień ulubieniec kibiców - Martin Rogan (16-4, 8 KO).

O taksówkarzu z Belfastu, który założył rękawice bokserskie dopiero po trzydziestce, zrobiło się głośno w 2008 roku, kiedy nieoczekiwanie wygrał pierwszą edycję bardzo dziś popularnego turnieju Prizefighter, pokonując po drodze znacznie młodszych prospektów o nieskazitelnych rekordach.

Pół-żartem mówiło się już wtedy, że kontakt pięści z twarzą Rogana więcej szkody przynosi atakującemu. Marsz Irlandczyka po chwałę w boksie zawodowym trwał w najlepsze, kiedy kilka miesięcy po zwycięstwie w Prizefighterze "Rogie" nieoczekiwanie pokonał niespełnioną nadzieję brytyjskiego boksu – Audleya Harrisona. Wtedy zmaterializowała się szansa na walkę o tytuł mistrza Wspólnoty Brytyjskiej w wadze ciężkiej.

Rywalem blisko 38-letniego Rogana był jeszcze starszy, ale bardziej doświadczony i utytułowany Matt Skelton. Obdarzony potężnym uderzeniem czarnoskóry weteran przystępował do tego pojedynku bezpośrednio po zdobyciu trofeum  mistrza Europy, rok po punktowej porażce z rąk Rusłana Czagajewa w starciu o pas mistrza świata federacji WBA.

Pojedynek na gali w Birmingham to kwintesencja brytyjskiego boksu. Brutalna, zacięta wojna dobiegła końca w jedenastej odsłonie, kiedy niedoceniany pretendent zafundował Skeltonowi pierwszy w karierze nokdaun i zmusił sędziego ringowego do przerwania walki.



Pasem mistrza Wspólnoty Brytyjskiej "Rogie" nie cieszył się długo. Stracił tytuł już w pierwszej obronie, kiedy przed własną publicznością w Belfaście został zastopowany przez Sama Sextona. Oczywiście po wielkiej, dramatycznej wojnie, w której miał swoje momenty i był nawet bliski wygranej przed czasem.

W pamięci kibiców szczególnie zapada sytuacja z ósmej odsłony, kiedy zamroczonemu, znokautowanemu na stojąco Sextonowi wypadł ochraniacz, a Rogan nie chciał go kończyć i czekał na reakcję sędziego. Który inny zawodnik, przegrywając wyraźnie walkę i będąc na skraju poddania zachowałby się w ten sposób? Kiedy walka została wznowiona, minęło ledwie kilkadziesiąt sekund i lekarz w porozumieniu z sędzią ringowym przerwali pojedynek, by ogłosić zwycięstwo Sextona przez TKO.



W rewanżu kontrowersji już nie było i Rogan poddał się w wyniku kontuzji. Martin odbudował się w walkach z przysłowiowymi "bumami", by w kwietniu ubiegłego roku nie sprostać ogromnemu Tysonowi Fury'emu w starciu o pas mistrza Irlandii. Szybszy i bardziej wszechstronny Fury korzystał z przewagi w warunkach fizycznych i w piątej rundzie skończył ambitnego przeciwnika ciosami na korpus.

Na początku lutego Rogan znów wyszedł między liny i przeboksował cztery rundy ze słabym rywalem, przygotowując się w ten sposób do występu w mocno obsadzonym Prizefighter International III.

W pierwszej walce turniejowej "Rogie" zmierzył się z byłym mistrzem Europy i pretendentem do tytułu WBC – Albertem Sosnowskim (47-6-2, 28 KO). Nie ulegało wątpliwości, że "Dragon" nie jest już tym samym zawodnikiem, który kilka lat temu nokautował Danny'ego Williamsa, bił Pianetę i Vidoza oraz ambitnie wytrzymał prawie 10 rund z samym Witalijem Kliczko, jednak i tak Albert był wymieniany w gronie faworytów.

Zderzenie z rzeczywistością okazało się brutalne dla sympatyków polskiego wojownika. Twardy i silny fizycznie Rogan stosunkowo łatwo poradził sobie z mocno już porozbijanym Sosnowskim. "Dragon", choć kilka razy naruszony, nie tracił wiary w zwycięstwo, lecz zwyczajnie zabrakło mu argumentów na twardego, silnego fizycznie Irlandczyka. I tym razem Rogan okazał zamroczonemu przeciwnikowi dużą wyrozumiałość i w trzeciej odsłonie nie miał ochoty nokautować zranionego Alberta, dzięki czemu sędzia Ian John-Lewis wyratował "Dragona" przed kolejnymi niepotrzebnymi ciosami.



- Sosnowski jest twardy i silny, ale musiałem zrobić swoje. Dziękuję wam wszystkim, znów jestem w grze! - powiedział po tym triumfie szczęśliwy 41-letni bokser.

W półfinale "Rogie" trafił na późniejszego zwycięzcę Harrisona, któremu nie był w stanie wyrządzić krzywdy, ale porażka z mocnym rywalem, którego kilka lat wcześniej udało mu się przecież pokonać, nie zmartwiła twardziela z Belfastu.

- Rogan to jeden z najtwardszych pięściarzy. Trafiałem go pięknymi ciosami, inni dawno by po nich padli, a on dalej szedł do przodu – powiedział Audley Harrison na gorąco po rewanżu z walecznym, ale nieco ograniczonym boksersko Irlandczykiem.

Siedzący obok niego Rogan na pytanie "Dlaczego nie mogłeś zbliżyć się do Audleya?", w swoim stylu odpowiedział "Po części dlatego, że jego ręce są tak samo długie jak nogi", czym wzbudził gromki śmiech na widowni. Jaka przyszłość w tym sporcie czeka teraz  41-letniego taksówkarza, który zarobił za udział w turnieju 10 tysięcy funtów?

- No pewnie, że będę walczył dalej. Nie miałem rękawic na dłoniach, dopóki nie skończyłem trzydziestu lat, a przecież udało mi się pokonać mistrza olimpijskiego. Robię to dla ludzi, którzy są po czterdziestce!