STYL ROBI WALKĘ: ZMIERZCH BOGA

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2013-02-24

Znów bądźcie gotowi na wszystko. Styl robi walkę, w boksie i w literaturze. Zapraszam do lektury kolejnej serii felietonów.

Upadki niepokonanych mistrzów mają monumentalny urok. I nie mówię tutaj o młodych gwiazdach czy idolach lokalnej publiczności, ale o cesarzach ringu, których przegrane są końcami epok. Floyd Mayweather to właściwie ktoś więcej niż cesarz, to prawdziwy bóg, walczący raz w roku za niebotyczne pieniądze. Otaczają go nienawiść i podziw, a on zdaje się czerpać z nich energię do rytualnych treningów. Kolejnych rywali poraża bezlitośnie; przychodzi jednak czas, gdy boskie ustępuje miejsca ludzkiemu.

Floyd kontra mańkuci - refleksje

Zwykło się uważać, że pięściarze boksujący z odwrotnej pozycji mają większe szanse na pokonanie Floyda. Obrona barkiem, jaką stosuje ''Money'', tzw. shoulder roll teoretycznie działa gorzej przeciwko bitym przez mańkutów kombinacjom. Popatrzmy na walki z Sharmbą Mitchellem, DeMarcusem Corleyem i Zabem Judah. W dwóch pierwszych z tych pojedynków Mayweather szybko reguluje swój timing i ''łapie'' prawy prosty przeciwnika lewą rękawicą, by skontrować. Kiedy zaś Corley naciera w półdystansie, nadziewa się na ciosy wyprowadzane z shoulder roll. Twardszym orzechem do zgryzienia jest Judah. Dlaczego? Otóż Mayweather nie daje sobie dość długo rady z szybkością Zaba i jabem, dzięki któremu Brooklyńczyk utrzymuje dystans. Zab nie wkłada w jab niemal żadnej siły, koncentruje się na ''oślepianiu'' Mayweathera, tworzeniu miejsca dla zadania mocnego ciosu lewą. ''Pretty Boy'' zachowuje spokój, konsekwentnie lokuje sierpowe na korpus i wywiera presję, aż wreszcie Judah pęka. Miałby większe szanse, gdyby wprowadził do gry wyższą intensywność i wytrzymałość, gdyby był zaawansowany taktycznie i potrafił po kombinacji prawy-prawy-lewy ostro sklinczować, nie pozwolić Floydowi na obronę barkiem przy linach. Mimo nieuleczalnych wad, Zab pokazał, że mańkut niekoniecznie musi testować szczelność shoulder roll. Kluczem może być raczej kontrola przednią ręką, coś, czego nigdy nie nauczy się Victor Ortiz, następna leworęczna ofiara ''Pięknisia''. A tak na marginesie, ciekawe, jak pracowałby jab Manny'ego Pacquiao w niedoszłej walce wszech czasów. Wbrew obiegowym opiniom, Filipińczyk w szczytowej formie precyzyjnie bił prawym prostym, kłując nim ostrzej niż Zab.

Serce ciemności

Rozkład cesarstwa następuje powoli, lecz nie da się go zatrzymać. Pacquiao zaczął tracić ''oko tygrysa'' w starciu ze ''Słodkim'', potem przedwcześnie ogłoszono jego tryumf nad JMM, ignorując spadającą formę i fakt, że Meksykanin Manny'emu wybitnie nie pasował. Do dziś wzbudzająca kontrowersje porażka z Bradleyem odsłoniła fenomen schyłkowy, drapieżny już tylko chwilami. Kto wie, czy pojedynek z Robertem Guerrero nie postawi teraz wśród śmiertelników Floyda Mayweathera. ''Past prime'' Cotto wydał Floydowi ciężki bój, ''Money'' zaprezentował więcej rutyny niż olśniewającej dyspozycji. Szwankowała głównie szybkość nóg, w wieku 35 lat rzecz nieodzyskiwalna. Guerrero wkracza tymczasem w najlepszy okres kariery, jest jednocześnie doświadczony i głodny. Stylowo będzie najtrudniejszym przeciwnikiem ''Pretty Boya'' od walki z De La Hoyą w 2007 roku. To było dawno. Wchodząc do ringu z mańkutem wyprowadzającym 700-1000 ciosów w ciągu dwunastu rund Mayweather podejmuje duże ryzyko. I najważniejsze - techniczny, mocny w jabie ''Duch'' błyskawicznie staje się kiedy trzeba brudnym fizolem, zaskoczył chyba wszystkich tłamsząc tak Berto. Uniwersalny strateg pokroju Roberta nie rzucał bogowi wyzwania odkąd sięgam pamięcią.

Katharsis

Brakuje Guerrero światowej klasy obrony (czyżby przeceniał kamienną szczękę?) i potężnych uderzeń. Szybsze ręce, finezja geniusza, przegląd ringu - te atuty staną po stronie Floyda. Warto także podkreślić krótki staż challengera w kategorii do 147 funtów. Mayweather jest grubszej kości. Jeżeli pokona ''Ducha'', czyha na niego grupa pościgowa - Trout, Canelo, Bradley, Martinez, pewnie wkrótce ktoś jeszcze. 6 walk w 30 miesięcy? Brzmi zbyt pięknie. Czym dłużej o tym myślę, tym wyraźniej widzę człowieka o mimice Harolda Shanda z ostatniej sceny ''Long Good Friday''. Floyd godzi się ze śmiercią swojego boskiego wcielenia.