SALETA PRZEŁAMAŁ GOŁOTĘ PO WIELKIEJ WOJNIE

Redakcja, Informacja własna

2013-02-24

Do tej walki miało już dojść dwukrotnie - w 2000 i 2005 roku. W końcu Andrzej Gołota (41-9-1, 33 KO) i Przemysław Saleta (44-7, 22 KO), czyli nasze dwie legendy wagi ciężkiej, spotkali się oko w oko w ringu. Atmosfera była niesamowita, a podkręciły ją dodatkowo jakieś problemy z rękawicami, które opóźniły wyjście obu bohaterów. Ale w końcu się zaczęło...

Nieoczekiwanie Saleta dotrzymał słowa i podjął otwartą wojnę w półdystansie. Lepiej zaczął Gołota, trafiając lewym sierpem. Chwilę potem były mistrz Europy odpowiedział akcją lewy-prawy prosty, lecz Andrzej zakończył rundę mocnym prawym po dole i krótkim prawym sierpem. Przemek świetnie rozpoczął drugie starcie, co chwilę trafiają długim lewym prostym. Po dwóch minutach "Andrew" opanował sytuację, kontrując prawym po odchyleniu i dobrze finiszując w ostatnich sekundach.

Na początku trzeciej odsłony Saleta trafił mocną kombinacją prawy podbródkowy-lewy sierp. Sensacja zawisła w powietrzu na 20 sekund przed końcem, kiedy Przemek trafił potężnym prawym, poprawił idealnie na punkt lewym sierpem i Gołota chwiał się na nogach niczym trzcina na wietrze. Uratował go jednak gong.

Przemek na początku czwartego starcia trafił prawym podbródkiem, w połowie poprawił prawym prostym, a w końcówce Andrzej został ukarany ostrzeżeniem za wyplucie po raz trzeci ochraniacza. W narożniku Andrzej Gmitruk jednak zachęcał swojego podopiecznego - "On już nie ma siły".

Fantastyczna, dramatyczna wojna rozpętała się w odsłonie numer pięć. Początek zdecydowanie dla Gołoty, środek dla Salety, ale końcówka znów dla czterokrotnego pretendenta do mistrzostwa świata. Kapitalne widowisko dwóch facetów po 45 lat.

Saleta niespodziewanie odrodził się w szóstej rundzie. Napoczął rywala lewym sierpowym, dodał do tego prawy krzyżowy i przeprowadził prawdziwą kanonadę. W międzyczasie Andrzej znów wypluł ochraniacz. Przemek poczuł krew, narzucił szaleńcze tempo i wykończył swojego odwiecznego, wielkiego rywala. Andrzej padł, nie zdołał się podnieść i sędzia Leszek Jankowiak wyliczył legendę naszego boksu do dziesięciu.