SZPILKA vs MOLLO: W STARYM DOBRYM STYLU

Rafał Rogacki, Przemyślenia własne

2013-02-01

Przedstawiamy Wam kolejny tekst naszego czytelnika - Rafała Rogackiego, znanego Wam bardziej jako "Rogal". Miłej lektury.

Michael Buffer rzadko decyduje się na prywatny komentarz w swoim ringowym show. Pięć lat temu po ostatnim gongu pamiętnej walki Andrzeja Gołoty z Mike’em Mollo powiedział publiczności, że właśnie słynna Madison Square Garden była świadkiem "12 rund boksu w starym, dobrym stylu".

Dziś w nocy zamiast MSG będzie UIC Pavilion w Chicago, zamiast 12 starć zobaczymy maksymalnie 8 rund, a zamiast Gołoty w klatce pojawi się Artur Szpilka. Zgadzać będzie się jedynie obecność Mike’a Mollo, ale emocji...  może być jeszcze więcej niż 5 lat temu.

Lubię boks w starym stylu, ten którym zachwycał się Buffer. Choć zawsze podziwiam i doceniam pięściarski kunszt i rzemiosło, nie lubię w ringu przesadnej ostrożności, rozliczania, nadmiernej kalkulacji. Wolę ringowe thrillery, szczególnie w wadze ciężkiej.

Wraz z nadejściem hegemonii braci Kliczko królewska kategoria straciła na widowiskowości. Potężni, świetnie wyszkoleni Ukraińcy niezmiernie rzadko podejmują w walce ryzyko, wolą na zimno rozmontowywać swoich oponentów i wprawdzie robią to z mistrzowską klasą, jednak serwowanym przez nich pięściarskim daniom brakuje pikantności. A to przecież kibice kochają najbardziej.

W nocy z piątku na sobotę w Chicago, a w Polsce za pośrednictwem jak zwykle niezawodnej stacji Polsat, będziemy świadkami konfrontacji, gdzie górę wezmą emocje, gdzie nie będzie kunktatorstwa, gdzie nokaut będzie wisiał w powietrzu od pierwszej sekundy pierwszej rundy. Sędziowie punktowi skasują swoje wypłaty, chociaż z pewnością będą tego dnia bezrobotni.

Muszę przyznać, że wybranie Mike’a Mollo (20-3-1, 12 KO) na rywala Polaka to doskonały ruch menadżerski. Amerykanin jest rozpoznawalny przez Polonię w Stanach, nasi lokalni kibice również świetnie pamiętają go z bitki z Gołotą. Do tego jest puncherem, co zwiastuje ostry pojedynek i co istotne długo nie walczył, więc zanim otrzepie się z ringowej rdzy, Szpilka powinien poczęstować go jakimś zabójczym ciosem – zapewne lewym sierpowym.

Tak z pewnością widzi to ekipa Artura Szpilki (12-0-0, 9 KO), ja jednak byłbym ostrożny ze świętowaniem zwycięstwa przed walką. Szpilka dopiero raz pokazał przemyślany boks (starcie z McClinem), a wcześniej pod wpływem adrenaliny nierzadko robił w ringu głupstwa, jak np. jakaś nieciekawa, nieskoordynowana bijatyka z wolnym jak pociąg relacji Gdańsk-Zakopane Davidem Saulsberrym (zaliczyć nokdaun z tym asem to naprawdę sztuka) czy bezsensowna młócka z kolorowym z wierzchu, ale bladym boksersko Omarem Basile.

Kiedy Artur Szpilka czuje respekt do rywala (wspomniany Jameel McCline) wówczas z chuligana zmienia się w mądrego boksera. Taki Szpilka bardzo mi się podoba, bo nie tracąc nic ze swojej widowiskowości walczy rozsądniej, a przez to po prostu lepiej. Jeżeli podpala się na nokaut, chce wbić przeciwnika w podłogę, wychodzi to marnie.

Słuchając aktualnych wywiadów z Arturem i biorąc pod uwagę fakt, że jest ostatnio w stanie podwyższonego napięcia (ach ten Zimnoch) obawiam się, że w Chicago znów zobaczymy Szpilę – kibola, który zamiast pokazać to, czego nauczył go trener Fiodor Łapin, pokaże doświadczenie jakie zdobył podczas tzw. "ustawek", czyli regularnych wojnach kibiców piłki nożnej.

A w takiej szarpaninie i kompletnej wybitce świetnie będzie czuł się Mike Mollo. Mający włoskie korzenie pięściarz również lubi się bić w ringu, ale umie tą strategią wygrywać walki w dobrym stylu, jak chociażby wtedy, gdy rzucał na matę dumę Bielawy - Artura Binkowskiego, czy kiedy pod jego bezlitosnym (zgodnie z jego przydomkiem – "Merciless" ) atakiem uginał się kolos z Irlandii, Kevin McBride. Mam wrażenie, ze Mike to nowość w karierze Polaka, bo on faktycznie – tak jak zapowiada – nie przestraszy się Szpilki i nie da się łatwo zmusić do odwrotu w chaotycznej wymianie.

Po stronie Szpilki jest jednak kilka niezaprzeczalnych atutów, które powinny mu w tym starciu otworzyć drogę do sukcesu. Po pierwsze trener, świetny Fiodor Łapin to fachowiec o parę klas lepszy niż pochodzący właściwie nie wiadomo skąd i umiejący właściwie nie wiadomo co Danell Nicholson. Po drugie, Mollo miał grubo ponad dwa lata przerwy w karierze i nie ma pewności czy zostało w nim coś jeszcze z dawnego wojownika. Po trzecie, "Szpila" jest szybszy.

Niełatwo typować przebieg i wynik tej walki i to jest bardzo dobra wiadomość dla fanów szermierki na pięści, oznacza to bowiem, że czeka nas naprawdę ciekawy, nieprzewidywalny pojedynek, w którym szala wygranej może przechylić się w obie strony.

Rozsądek podpowiada mi, że Polak zachowa jednak na tyle zimnej krwi, aby przycelować z kontry wolniejszego niż kiedyś "Bezlitosnego" i albo skłoni go do złożenia broni, albo po prostu znokautuje, maksymalnie do 5. rundy. To najbardziej prawdopodobny wariant. Jeżeli jednak Szpilka wyjdzie z zamiarem przejechania się po rywalu, będzie rzucał cepy godne wiejskich dyskotek, to może się mocno zdziwić, jak sam wyląduje na deskach po – chyba - wciąż mocnych ciosach Mike’a Mollo.

Bez względu na to, który scenariusz sprawdzi się w Chicago, sympatycy boksu mogą spodziewać się sporych emocji. Szpilka jest zawodnikiem bardziej niebezpiecznym niż Gołota 5 lat temu, gdy Andrzej był już jedną nogą na emeryturze (redaktor Kostyra dodałby pewnie, że drugą nogą stał „na skórce od banana”), i to właśnie utwierdza mnie w przekonaniu, że walka Szpilka – Mollo nie może nas zawieść.

Wszystko wskazuje na to, że znów zobaczymy boks wagi ciężkiej w starym, dobrym stylu. Nie przegapcie tej walki, polecam.

Rafał "Rogal" Rogacki