ZIMNOCH: ARTUR BEZ POWODU UDERZYŁ MNIE Z GŁOWY

Łukasz Madej, krakow.naszemiasto.pl

2013-01-19

- Niczego nie żałuję. Kolejny raz mówię, że to nie było z mojej winy. Dlaczego miałbym żałować? Artur jest jedyną osobą, która powinna żałować. To on wszczął awanturę - powiedział pięściarz Krzysztof Zimnoch (13-0, 10 KO)

Gdyby teraz minął Pan Artura Szpilkę na ulicy, byłoby zwykłe "cześć"?
Nie, nie byłoby.

Wcześniej sobie mówiliście?
Wcześniej tak, było normalnie. Teraz go nie lubię. Nie rozmawiam już z nim.

Skąd nagle tak wzajemna niechęć?
Artur praktycznie bez powodu uderzył mnie z głowy. Nie byłem na to przygotowany.

Widzi Pan tutaj część winy po swojej stronie?
Nie. Zresztą dostałem informację od Tomka Babilońskiego [promotor boksera - red.], że ja nie będę ukarany.

Kładzie się Pan spać i zastanawia nad tym, co teraz myślą polscy kibice?
Na pewno wśród opinii publicznej wyglądało to tragicznie. No ale przecież ja nie będę odpowiadał za narwany charakter "Szpili". Tylko się broniłem.

Co mówiła rodzina, znajomi?
Wszyscy byli zaskoczeni. Pytali, czy wszystko w porządku, czy nic mi się nie stało. Dobrze, że uniknąłem tego lewego sierpowego. Gdyby mnie trafił, na pewno źle by się to dla mnie skończyło.

Z ręką na sercu - żałuje Pan, że do tej bójki doszło?
Nie, niczego nie żałuję. Kolejny raz mówię, że to nie było z mojej winy. Dlaczego miałbym żałować? Artur jest jedyną osobą, która powinna żałować. To on wszczął awanturę. Szpilka ma porywczy charakter. Pan jakim jest człowiekiem?  Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć. [- Spokojnym - podpowiada siedząca obok Magda, koleżanka Krzysztofa]. Proszę zapytać trenera czy kogoś innego, kto ze mną przebywa więcej czasu. Nie będę teraz opowiadać, że jestem grzeczny czy niegrzeczny.

Niedawno powiedział Pan, że nawet gdyby za bójkę został ukarany, nie zapłaciłby kary.
Do tej pory większość moich walk odbywała się z przypadku i nie otrzymywałem za nie jakichś ogromnych kwot. To były pojedynki cztero, sześciorundowe. Na tym nie zarabia się dużych pieniędzy.

Na co dzień normalnie Pan pracuje?
Tak, na siłowni, prowadzę zajęcia bokserskie. I pracuję w dyskotece jako ochroniarz. W Białymstoku.

Dla Pana starcie ze Szpilką to być albo nie być?
Jeśli przegram, moja sytuacja stanie się zła, bo będę musiał startować praktycznie z zerowego pułapu. A w przypadku wygranej, notowania w Polsce na pewno urosną. Ci ludzie, którzy w Zimnocha nie wierzą, będą mogli zobaczyć mnie z innej strony, bo wiadomo, że Szpilka to wymagający rywal. Jest okazja, żeby zaprezentować, co tak naprawdę potrafię. W walkach z poprzednimi przeciwnikami wielkich umiejętności nie pokazywałem. To była tylko czysta formalność, że z nimi wygrywałem.

Lubi Pan, kiedy trybuny są wrogo do Pana nastawione?
Wiadomo, że gdy publiczność jest za mną, to sytuacja motywuje. Jak chyba każdego. Jeżeli jest przeciwko, to troszkę stresujące i deprymujące.

Jakiego zachowania kibiców spodziewa się Pan w Gdańsku?
Nie wiem, na pewno publiczność będzie trochę podzielona. W moim mieście ludzie mnie zaczepiają i mówią, że liczą na mnie, że mają już bilety i wybierają się na walkę. Z samego Białegostoku wydaje mi się, że może z trzy tysiące osób pojedzie. Ale dokładnie nie wiem. Jadą tylko po to, żeby zobaczyć, jak wygrywam z Arturem.