WACH: CZAS WRÓCIĆ NA RING

Marta Jacukiewicz, fot. Anna Szałaj

2013-01-14

W sobotni wieczór spotkamy się z Mariuszem Wachem. W Galerii Krakowskiej siadamy w kawiarence i zaczynamy rozmawiać co się wydarzyło przez ostatni czas, chociaż od ostatniej rozmowy minęło zaledwie dwa tygodnie.

- Mariusz, kiedy rozmawialiśmy w przed dzień Wigilii, pytałam jak przygotowania do świąt. Jak spędziliście te święta?
Mariusz Wach: Święta spędziliśmy w domu. Wigilię też w domu, ale w pierwszy dzień świąt pojechaliśmy do naszych znajomych. Drugi dzień świąt spędziliśmy u mamy Marty
w Radomiu.

- A jak sylwester?
MW: Sylwestra też spędziliśmy w domu. Dużo ludzi się przewinęło i nawet nie wszystkich znaliśmy. Przychodzili jacyś obcy ludzie. Nie piłem żadnego alkoholu, nawet szampana nie wypiłem.

- W Nowy Rok wszedłeś z wieloma sprawami. Kiedy rozmawiamy to przeważnie gdzieś jesteś w trasie, coś załatwiasz…
MW: Cały czas coś robię. Dziś o 8.00 rano wyszedłem z domu, teraz jest 21.00, a zanim wrócę do domu to będzie ok. 22.00. W poniedziałek uciekam już do Krynicy potrenować trochę.

- Z kim te treningi? Masz jakiś kontakt ze swoim trenerem?
MW: Będę sam trenował. Miałem dwa miesiące przerwy. Z trenerem nie mam teraz kontaktu. Jakiś czas temu z nim rozmawiałem. Juan De Leon mieszka w Puerto Rico – miał jakąś sprzeczkę z promotorem. Na razie nie kontaktuję się z trenerem. Mam do niego numer telefonu, maila...

- A z promotorem masz kontakt?
MW: Nie, też nie mam kontaktu.

- Niemiecka Federacja Bokserska skierowała do Ciebie pismo jeśli chodzi o postanowienia?
MW: Cały czas czekam na decyzję. Ja jeszcze oficjalnie żadnego pisma nie dostałem. Czekam na decyzję od Niemieckiej Federacji. Nie mam pojęcia jaka to może być kara. Ciężko mi powiedzieć czy zawieszą mnie w Niemczech, czy w Europie, czy na całym świecie. Nic nie wiem. Poczekam na decyzję i wtedy będę podejmował jakieś kroki.

- Doping wykryto. Ciężko szukać winnych, ale ktoś musiał to wszystko przygotować...
MW: W moim sztabie było dużo ludzi. Mój promotor od razu wskazał na trenerów. Ja taki nie jestem. Mi ciężko cokolwiek powiedzieć – nie złapałem nikogo za rękę. Nie potrafię powiedzieć: „Ten jest na pewno winny”...

- Co z zaufaniem?
MW: Musisz komuś zaufać. Sam bym sobie w tych wszystkich przygotowaniach nie poradził. Do każdej walki musisz mieć sztab ludzi, którzy pomagają w tej organizacji, bo sam jestem skoncentrowany tylko i wyłącznie na treningach. Nie mam głowy do innych spraw, jak na przykład organizowanie i przygotowywanie konferencji prasowych. Trenujesz trzy razy dziennie, myślisz tylko o treningu, spaniu i jedzeniu. W czasie przygotowań do walki liczą się tylko te trzy rzeczy.

MW: Myślisz o zmianie swojego sztabu? Nowy promotor, trener?
- Zobaczmy... Poczekam na decyzję z Niemiec. Wtedy zacznę już coś konkretnie działać.

- Jak się w ogóle nawiązała Twoja współpraca z Juanem De Leonem i Mariuszem Kołodziejem?
MW: Po moich kontuzjach, po rozstaniu z Gmitriukiem zadzwonił do mnie Mariusz Kołodziej z propozycją żebym przyjechał do Stanów na rozmowy. I jakąś może współpracę… Najpierw był przyjazd taki tylko na rozmowę. Jeśli się wstępnie dogadamy, trochę tam potrenuję, to może jakąś walkę tam mi zorganizuje. Na takiej zasadzie to było. I tak się stało. Spodobało mi się, podpisaliśmy kontrakt. Współpraca przebiegała dobrze, on organizował dobre walki. Bardzo dobre walki zrobiłem w Stanach dzięki niemu. Doprowadził mnie do walki o mistrzostwo świata. Naprawdę zrobił dobrą robotę.

- A jak współpraca z trenerem?
MW: Wiesz, ja na początku jeździłem do Stanów tylko na walkę. Po walce wracałem. Dopiero tak od dwóch lat jestem na dłużej w Stanach. Miałem też kontuzję dłoni. Nie było żadnej osoby – oprócz jednej – która w tych trudnych chwilach mi pomogła. Ta osoba – Robert Jarosz – sfinansował mi jeden zabieg. W tym miejscu chciałbym podziękować Robertowi Juraszowi.

- To jakie plany na najbliższą przyszłość?
MW: W poniedziałek ruszamy do Krynicy. Ten czas dwóch miesięcy, który miałem wolny już pora zakończyć. Teraz trzeba się przygotować do jakiegoś wysiłku. Mięśnie, stawy trzeba przygotować znowu do wysiłku. Sam indywidualnie będę trenował. Będzie też tam mój przyjaciel.

- A jak się czujesz po zabiegu chirurgicznym?
MW: Jeszcze się to wszystko nie zagoiło. Już z dwa tygodnie temu ściągnęli mi szwy. Miałem parę szwów na stopie. To wiadomo, że cały czas chodzę, że cały czas się przemieszczam i to się nie chce goić za bardzo, ale już powolutku będzie się goić.

- Musisz wiedzieć, że ciągle masz wiernych kibiców. Komentarze będą zawsze, ale to tylko ludzie, którzy nie spełnili się w jakimś sensie udzielają porad…
MW: Dokładnie. Niech najpierw potrenują trzy razy dziennie przez miesiąc. Wtedy się okaże jacy są mocni. Wiem, że mam kibiców, którzy wiernie są ze mną, piszą wiadomości na facebooku.

- Czy to szczęście, że walczyłeś o mistrzostwo świata? Raczej wątpię. Taka szansa to owoc ogromnej pracy, treningów. Czy się mylę?
MW: Nie urodziłem się w rodzinie sportowej, nikt ode mnie nie był sportowcem. Tak wyszło. Ja tego zawodu się uczyłem i uczę się do tej pory. Nie urodziłem się od razu bokserem czy pięściarzem, tylko cały czas się uczę tej szermierki na pięści. Miałem samozaparcie, zacięcie w treningach. Było na przykład tak: lato, chłopacy szli grać w piłkę, czy szli popływać nad wodę, a ja powiedziałem, że idę na trening. Dlatego dostałem tą walkę. Myślę, że to jeden z powodów. Pamiętam kiedy zaczynałem treningi, to na sali większość chłopaków była lepsza ode mnie. Lepiej się poruszali, byli silniejsi, szybsi. Ja miałem więcej tego samozaparcia. Chodziłem na treningi. I do przodu. Trzeba coś sobą reprezentować. Gdyby wiedzieli, że się przewrócę po pierwszym ciosie to by mnie nie wzięli. Od lat śledzili moje walki, analizowali je, i widzieli jakim jestem zawodnikiem. Wiedzieli, że będzie dobra walka.

- Właśnie – samozaparcie. I dążenie do celu. Wróćmy do zakończenia jednej  z ostatnich walk. Co się stało z Kevinem?
MW: Znosili go na noszach. Adrenalina w takich momentach schodzi. Co wtedy czułem? Miałem uśmiech na twarzy.

- Mariusz, jakie masz wartości w życiu?
MW: Miłość, przyjaźń, zaufanie.

- Za kilka tygodni walka Gołoty z Saletą. Myślisz, że może to być dobra promocja boksu zawodowego?
MW: Tak to się zrobi, że będzie dobra promocja walki. A jak oni podejdą do walki to już od nich samych zależy. Tak bym chciał, żeby obydwaj byli dobrze przygotowani i dali dobrą walkę.

- Dziękuję za rozmowę. Powodzenia w treningach.