GOŁOTA POBALOWAŁ NA GALI MISTRZÓW SPORTU

Przemysław Osiak, Przegląd Sportowy

2013-01-07

To były udane 45. urodziny Andrzeja Gołoty! Trening, wizyta w telewizji, syty obiad, torciki i wreszcie zabawa na Balu Mistrzów Sportu! Andrzej Gołota w Warszawie przygotowuje się do zaplanowanej na 23 lutego walki z Przemysławem Saletą.

Wraz z małżonką Mariolą, najpopularniejszy polski pięściarz zamieszkał w hotelu Hilton. W pierwszych dniach trenował na obiektach warszawskiej Legii. Na sobotnie zajęcia nie musiał jechać aż na Fort Bema. Wystarczyło zjechać windą, bo z trenerem Andrzejem Gmitrukiem umówili się na 8:30 w hotelu. Wszystkiego nie przewidzieli, bo w weekendy duża sala treningowa na 4. piętrze otwierana jest... dopiero o 9:00.

Rozkręcił się
Nic straconego, bo Gołota, tego dnia obchodzący 45. urodziny... zaspał. Tydzień po przylocie do Polski pięściarz nadal ma problemy z aklimatyzacją. – Spałem tylko dwie godziny – powiedział bokser witając się z trenerem o 8:50. Gmitruk w hotelu był już kilka minut przed ósmą, dobrze przygotowany nie tylko do zajęć, ale i do urodzin podopiecznego. Wartość prezentu od szkoleniowca Gołota będzie mógł sprawdzić najwcześniej 24 lutego...

O 9:00 wreszcie otworzono drzwi przestronnej sali z lustrami i dużym oknem z widokiem na Śródmieście. Gołota założył na dłonie bandaże, ale została jeszcze jedna przeszkoda. Trzeba było włączyć muzykę, a odtwarzacz odmówił posłuszeństwa. Okazało się, że brakuje... płyty CD. Pomogła obsługa. – Kolędy? – zażartował bokser. Padło na muzykę młodzieżową i o 9:10 Gołota rozpoczął rozgrzewkę. Jak na WF-ie: skłony, obroty ramion, wymachy, krok odstawno-dostawny, skręty tułowia. Pierwsze ciosy „na sucho" bokser wyprowadził po dziesięciu minutach. Lewy i prawy prosty, sierpowe, podbródkowe. O 9:25 zaczęła się typowa, trzyminutowa walka z cieniem. Do pięściarza wkrótce dołączył Gmitruk, ćwicząc z pięściarzem uniki, obronę i kontratak. Minuta przerwy. Trener założył „łapy" i tarczę na korpus. Z początku Gołota się ruszał, a tę „rundę" zakończyła minuta walki z cieniem. Pięściarz nie forsował tempa, ale gdy jego uderzenia pruły powietrze, potwierdzał zasadę, że z wiekiem bokser najpóźniej traci siłę ciosu. – Fajna sala, nie? – zaczepił nas Gołota. – Jak do tańców! – dodał.

– Nie ma tańców, jedziemy dalej – wezwał go Gmitruk.

O 9:35 bokser założył rękawice i rozpoczął kolejne trzy minuty tarczowania z trenerem. Rozkręcał się z minuty na minutę i przestał oszczędzaćGmitruka. W wejściu zebrała się kilkunastoosobowa grupa ludzi czekających na zajęcia fitness. – Chodźcie, chodźcie – zachęcił Gołota. Wszystkich wizyta znanego gościa mocno zdziwiła. – Kochani, macie trzy minutki – instruktorka była niewzruszona. – Trzy minutki – potwierdził Gmitruk. Czwarta runda była już dynamiczna. Gołotę jakby rozochociły odwiedziny widzów, w większości kobiet. – Balans, garda – instruował Gmitruk. Z czoła pięściarza spływało coraz więcej potu, poruszał się dość szybko jak na swoje 45 lat, choć od czasu do czasu zdarzała mu się też pomyłka i wyprowadzał cios nie tam, gdzie akurat znajdowała się rękawica trenera. – Fajrant, Andrzejku – zakomunikował Gmitruk o 9:45. Na dziesięć minut bokser wszedł jeszcze na ruchomą bieżnię. Trucht, stopniowe zwiększanie szybkości, sprint i zwolnienie na koniec.

Najadł się do syta
O 10:00 pod hotel podjechał samochód, aby zabrać Gołotę i jego małżonkę na Hożą, do studia „Dzień Dobry TVN". Doszło do kolejnego tego dnia spóźnienia, ale na nagranie zdążono. Jak bokser i małżonka spędzili popołudnie? – Byliśmy w restauracji „Warszawa Wschodnia". Andrzej za jednym razem zjadł śniadanie, pieczone ogony wieprzowe, tatara, a jeszcze poczęstowano nas urodzinowym torcikiem, podobnie jak wcześniej w studiu i później w Hiltonie – opowiada Mariola Gołota. Jaki prezent jubilat otrzymał od małżonki? – Andrzej ma moją miłość i szacunek. Czego więcej mu trzeba? – uśmiecha się żona pięściarza.

Wspomnienia, taniec i... woda
Wieczorem wybrali się na Galę Mistrzów Sportu. Na balowej sali w „swoim" hotelu pojawili się późno, bo dopiero 30 minut po północy. – To nasz pierwszy wspólny Bal Mistrzów Sportu. Na początku 1999 roku odbierałam nagrodę w imieniu męża i na Balu byłam sama. Andrzej trenował w USA. Dziś nie będziemy się długo bawić, bo chyba rozbiera mnie choroba. Poza tym we wtorek wylatuję do USA i w niedzielę chcemy spędzić ze sobą dużo czasu. Wybrać się do ulubionego kościoła Andrzeja na Placu Trzech Krzyży, pójść na spacer, zjeść kolację we dwoje. Na sali zostaniemy może godzinkę – mówiła nam pani Mariola.

Na godzince się jednak nie skończyło. Zgodnie z przewidywaniami Andrzej był jedną z największych „atrakcji" Balu. To właśnie z nim najchętniej się fotografowano i do niego najczęściej zagadywano. – Panie Andrzeju, sześć lat temu widziałam pana na wakacjach w Meksyku – zaczepiła go jedna z pań. Z Januszem Pinderą rozmawiał o mistrzostwach świata juniorów w Bukareszcie, gdzie w 1985 roku w finale uległ Feliksowi Savonowi. – Pamiętasz, w jakim brzydkim mieszkaliśmy ośrodku? – zapytał dziennikarz. Gołota pokiwał głową. Dawne lata mógł wspominać też m.in. z Włodzimierzem Szaranowiczem.

Pięściarzowi udzielił się dobry nastrój. Co rusz porywał małżonkę do tańca i niewiele robił sobie z obecności kamer, które zazwyczaj mu przeszkadzają. – Spokojnie, to tylko woda – pokazał nam swoją butelkę o godzinie trzeciej. Do hotelowego apartamentu wspólnie z małżonką wrócił kilka minut po czwartej.