ADAMEK: WALKA O MISTRZOSTWO W 2013

Kamil Wolnicki, Przegląd Sportowy

2012-12-21

Tomasz Adamek (47-2, 29 KO) dla "PS": - Nie ma sensu gadać, bo tak się nie wygrywa, przynajmniej w boksie. Trzeba wejść do ringu i niech tam przemówią pięści.

Przegląd Sportowy: Do sobotniej walki rewanżowej ze Stevem Cunninghamem zostały już tylko godziny...
Tomasz Adamek:
Pełen luz, nie denerwuję się. Często to powtarzam, ale jeśli zacznę czuć stres przed walką, to będzie jasny znak, że czas kończyć z boksem i wziąć się za inną robotę. A ja na sportową emeryturę się na razie nie wybieram. To jeszcze nie ten czas.

- Jak pan podchodzi do tej walki? Pytam, bo wszystko jest inaczej niż przed waszym pierwszym pojedynkiem.
Tomasz Adamek:
Kolejny rywal, który pewnie wysoko zawiesi poprzeczkę. Ja jednak chcę w 2013 roku walczyć o pas mistrza świata wagi ciężkiej. Teraz muszę wygrać pojedynek o miejsce numer dwa w rankingu IBF. Trafiło na Cunninghama, więc dobrze, walczmy. Dostał szansę, żeby się wykazać, ma okazję do rewanżu. Na pewno nie wejdzie do ringu tylko po wypłatę. To starcie zobaczy mnóstwo Amerykanów w otwartej stacji NBC, a to dodatkowa mobilizacja i szansa. Zapowiada się naprawdę fajna walka. Spotykamy się w Betlejem tuż przed świętami. Ciekawe (śmiech). Przyznam jednak szczerze, że nawet nie wiedziałem o istnieniu takiego kasyna w USA.

- W 2008 roku wasz pojedynek był przekładany. Pan dopiero przeprowadził się do USA, a stawką był pas mistrza świata federacji IBF w kategorii junior ciężkiej.
Tomasz Adamek:
Postawiłem wszystko na jedną kartę, ale tak jest często w mojej karierze. Wchodzę do ringu i walczę o być albo nie być. Wygrywasz – jedziesz dalej, dostajesz lepsze oferty. Przegrywasz – nie zdziałasz nic wielkiego w tym biznesie. Jestem blisko czubka wagi ciężkiej i jeśli chcę zdobyć tytuł mistrza, muszę wygrywać, nie mam innego wyjścia. A wtedy? Rzeczywiście, trenowałem wiele miesięcy, bo ciągle coś przekładali. A jednak sobie poradziłem, zdobyłem pas, zostałem mistrzem. Fajne wspomnienia. Minęły cztery lata i znowu się spotykamy, choć tak jak pan mówi – wszystko jest inaczej. Ja od trzech lat walczę w wadze ciężkiej, on zaczyna. Poza tym, jestem zupełnie innym bokserem niż wtedy.

- Jest pan dzisiaj lepszym bokserem?
Tomasz Adamek:
Oczywiście, że tak. Wszyscy widzą, że sporo się zmieniło.

- A jakiego Cunninghama pamięta pan z pierwszej walki?
Tomasz Adamek:
Niewygodnego. Nie wiem, jaką taktykę wybierze, ale myślę, że będzie się bał stanąć i pójść na wymianę, cios za cios. Wie, że to waga ciężka i potrafię przewrócić każdego. Podejrzewam, że spróbuje tańczyć w ringu i bić się na dystansie. Znowu jednak wracamy do jednego – nie ma sensu gadać, bo tak się nie wygrywa, przynajmniej w boksie. Trzeba wejść do ringu i niech tam przemówią pięści.

- Wasza pierwsza walka była wojną. Trzy razy miał pan rywala na deskach, ale w czwartej rundzie i pan trochę „pływał".
Tomasz Adamek:
To boks, przyjmujesz ciosy. Kiedy masz twardą szczękę to nawet kiedy czysto dostajesz, umiesz oddać. Byłem wtedy twardszy. Na pewno poczułem jego uderzenie, ale nie byłem zamroczony czy oderwany od świadomości. Kontrolowałem wszystko, co się działo. Ciekawe, jak będzie teraz? Jeśli Cunningham zechce walczyć widowiskowo, to super, kibice się ucieszą. Tylko takie pojedynki się sprzedają i ludzie je pamiętają. Ja z kolei na pewno nie będę zapowiadał, że wygram przed czasem i to czy tamto. Wiem, że wtedy miałem go trzy razy na deskach, ale wygrałem na punkty. Teraz też się nie nastawiam na pojedyncze ciosy, bo nigdy tego nie robię. Chcę czysto uderzać. A przewrócić mogę każdego. To waga ciężka, każdy może paść. Ba! Sam przecież w ostatniej walce z Travisem Walkerem leżałem, ale wstałem i wygrałem. Czasami wszystko zależy od tego, jakie masz serce.

- Na razie przed panem walka z Cunninghamem, ale już mówi się o starciu z Kubratem Pulewem w przyszłym roku. Wygrany ma spotkać się z Władymirem Kliczką.
Tomasz Adamek:
Przecież pan wie, że nie będę teraz mówił wiele o Pulewie, bo najpierw trzeba pokonać Cunninghama. Nie jest jednak żadną tajemnicą, że chcę pasa wagi ciężkiej i znowu spróbuję go zdobyć. A żeby tak się stało, muszę wygrywać z coraz lepszymi przeciwnikami, bo już nie mogę tracić czasu. Nie jestem najmłodszym bokserem, więc 2013 rok byłby idealny na triumf. Chociaż... Na wagę ciężką przecież
żaden ze mnie staruszek.

Więcej przeczytasz w "Przeglądzie Sportowym"!