POLSKI P4P - VOTUM SEPARATUM III

Tomasz Ratajczak, Ranking własny

2012-12-16

Wielu ekspertów oraz kibiców boksu zawodowego nie przywiązuje większej uwagi do rankingów, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. rankingi P4P, czyli bez podziału na kategorie wagowe. Oczywiście każde zestawienie tego typu jest obarczone dużym ładunkiem subiektywizmu, jednak ma również pewną wartość, zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Analiza rankingów pozwala nam zorientować się w zmianach, jakie zachodzą w czołówce, choć pozycja danego zawodnika często nie jest adekwatnym odzwierciedleniem jego sportowej wartości. Publikowane rankingi pokazują z drugiej strony, że niezależnie od zawartej w nich subiektywnej oceny, są one naprawdę istotnym przeglądem bokserskiego rynku na jego szczycie.

W naszym serwisie już dwukrotnie publikowałem mój prywatny polski ranking P4P, który nie jest tożsamy z klasyfikacją całej redakcji, stąd określenie w tytule, aby nie było żadnych wątpliwości - nie jest to ranking BOKSER.ORG, lecz jedynie prywatna klasyfikacja jednego z redaktorów. W kwietniu tego roku moje zestawienie wyglądało następująco: 1. Tomasz Adamek, 2. Krzysztof Włodarczyk, 3. Mateusz Masternak, 4. Mariusz Wach, 5. Paweł Kołodziej, 6. Damian Jonak, 7. Dawid Kostecki, 8. Andrzej Fonfara, 9. Grzegorz Proksa, 10. Piotr Wilczewski. Ten krótki przegląd pokazuje, że nieco zmian zaszło w czołówce naszych pięściarzy w ciągu kolejnych miesięcy. Niektórych z wyżej wymienionych nie znajdziemy już w tym gronie obecnie, inni zmienili swoje miejsca. Zapraszam do lektury mojego nowego, wysoce subiektywnego rankingu polskich pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe oraz zachęcam do dyskusji.

1. Tomasz Adamek – bezdyskusyjnie najlepszy obecnie polski pięściarz, były mistrz dwóch kategorii wagowych (taka sztuka udała się przed nim tylko Dariuszowi Michalczewskiemu), notowany w czołówce królewskiej dywizji. Jego pierwszej pozycji nie osłabia nawet ciężka porażka z rąk Witalija Kliczki, gdyż obaj bracia z Ukrainy od paru lat bronią swoich pasów jako pięściarze niemal z innej planety, a z pewnością wyższej kategorii wagowej. Po tej walce wielu kibiców i tzw. ekspertów spisało Adamka na straty, sugerując mu nawet powrót do wagi junior ciężkiej. Jednak „Góral” swoimi wcześniejszymi pojedynkami udowodnił, że jest pełnoprawnym zawodnikiem tej dywizji. Co prawda w starciu z Chambersem nie zachwycił, ale przynajmniej nie można mu zarzucić asekuracyjnego doboru rywala. Natomiast w walce z Travisem Walkerem zobaczyliśmy dawnego Adamka, który zafundował nam ringowy thriller i efektowne zwycięstwo przed czasem. Jeśli „Góral” wygra za tydzień rewanż po latach z Cunnighamem, pozostanie liderem tego zestawienia.

2. Krzysztof Włodarczyk – jedyny obecnie mistrz świata z Polski, w dodatku dzierżący najbardziej prestiżowy pas WBC. I to jest głównie jego tytułem do chwały oraz wysokiego miejsca w moim prywatnym rankingu, bowiem klasa ostatnich rywali, oraz poziom prezentowany w ringu delikatnie mówiąc nie zachwycają. Do tego dochodzi bardzo mała aktywność polskiego mistrza – w ubiegłym roku tylko dwie walki, w obecnym zaledwie jedna. Z pewnością na sportowe poczynania naszego pięściarza nie wpływa pozytywnie zamieszanie w jego życiu prywatnym, które na szczęście jest już opanowane. Walka z Danny Greenem zakończyła się spektakularnym nokautem, nie można jednak zapominać, że do tego czasu „Diablo” przegrywał wyraźnie na punkty. Na szczęście Włodarczyk w pełni zrehabilitował się za fatalny występ przeciwko Palaciosowi i w rewanżu pokonał go bezdyskusyjnie. Niestety wybór kolejnego rywala, wypalonego Mormecka, znów rozczarowuje, ale zdaję sobie sprawę, że to jedynie przystanek  w drodze do celu, jakim jest wielka unifikacyjna walka z Huckiem lub Hernandezem.

3. Mateusz Masternak – opromieniony wczorajszym triumfem nowy mistrz Europy, zaliczany obecnie do ścisłej światowej czołówki kategorii cruiser, zapewne stojący tuż przed wielkimi walkami, uznawany też za jeden z największych obok Grzegorza Proksy młodych talentów w polskim boksie. I kolejny diament, szlifowany z wyczuciem przez mistrza w jubilerskim fachu, współtwórcę sukcesów Adamka, najlepszego polskiego trenera Andrzeja Gmitruka. Gwiazda Masternaka rozbłysła podczas gali Adamek-Gołota w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie w niecałe pięć rund zdeklasował faworyzowanego wówczas Łukasza Janika. Jednak później kariera młodego wrocławianina przebiegała jak sinusoida – po walkach z wymagającymi rywalami pokroju Arramiego czy Abdoula, wchodził do ringu z pięściarzami z bardzo niskiej półki. Zawsze jednak efektownie zwyciężał. Masternak przebojem wszedł do najsilniejszej grupy „cruiserów” na świecie, koncertowo wygrywając dwie walki. W pierwszej zdemolował ringowego weterana, w drugiej zdeklasował bojowego Latynosa. Obaj przeciwnicy byli oczywiście z niższej półki, aby na ich tle pokazać niemieckim kibicom nowy nabytek w lepszym świetle. Ale jesienią zobaczyliśmy „Mastera” z naprawdę wymagającymi rywalami, na których tle boksował jak profesor, choć jest dopiero studentem trzeciego roku wrocławskiego AWF-u.

4. Andrzej Fonfara – największy skok w moim zestawieniu, z poprzednio zajmowanego ósmego miejsca. Po części zawdzięcza go ringowym lub życiowym (Kostecki) porażkom wyżej od niego notowanych Polaków, ale w dużej mierze sam jednak ciężko na ten sukces zapracował. Boksujący w USA warszawiak, kibic Legii i  dobry kolega Gołoty, od dwóch lat wygrywał wszystkie walki przed czasem, co w końcu zaowocowało pojedynkiem z samym Glenem Johnsonem. Fonfara spisał się znakomicie na tle byłego mistrza świata i w następnym pojedynku sam sięgnął po mistrzowski pas, choć na razie mniej prestiżowej federacji. Warto pamiętać, że walka z Karpencym miała dość kontrowersyjny przebieg i zakończenie, dlatego tym większą ciekawość wzbudzać będzie następny występ Fonfary, notowanego obecnie w ścisłej światowej czołówce wagi półciężkiej.

5. Damian Jonak – wywalczył przed rokiem pas WBA International w wadze junior średniej, co w połączeniu z klasą pokonanego rywala jest wystarczającą przepustką do „10” polskiego P4P. Perypetie z promotorami pięściarz ze Śląska ma już za sobą, co wyraźnie widać w jego dyspozycji podczas ostatnich pojedynków. Do walki z Mariuszem Cendrowskim w 2009 roku, moim zdaniem przegranej przez Jonaka i to w dodatku z kontuzjowanym rywalem (oficjalnie był remis…) miał typowo na polskie warunki rekord nabijany miernymi przeciwnikami. Jednak walki z Cruzem, Thiamem, Bunemą i ta ostatnia z Bonsu uratowały reputację idola górniczej „Solidarności”, windując go mocno w światowych rankingach. Oczywiście nadzieje na pas mistrza świata na biodrach Jonaka będą niemożliwe do spełnienia, biorąc pod uwagę jego umiejętności oraz nazwiska z czołówki tej kategorii wagowej, choć znając talenty promotorskie Andrzeja Wasilewskiego jestem pewien, że zobaczymy Jonaka w walce o mistrzostwo świata. I choć w ciemno w takiej walce można będzie typować srogą porażkę polskiego pięściarza, moim zdaniem będzie on już niebawem murowanym kandydatem do kolejnego po Masternaku pasa mistrza Europy. Zresztą nie jest jego winą, że przyszło mu rywalizować w kategorii wagowej, w której mistrzowskie pasy dzierżą m.in. Mayweather Jr. i Alvarez.

6. Krzysztof Głowacki - w poprzedniej edycji mojego rankingu pisałem, że prawdopodobnie "Główka" niebawem zajmie miejsce Pawła Kołodzieja w tym zestawieniu i tak też się stało. Podczas gdy Kołodziej pozostaje nieaktywny z powodu kontuzji swoich lub rywali, Głowacki odnotował znaczący skok. Po tym, gdy programowo odprawił dwóch twardych, rutynowanych testerów dla młodych wilków, czyli Kracika i Abdoula, rozbił Felipe Romero, który  wytrzymał prawie cały dystans z Mateuszem Masternakiem i wreszcie zwieńczył bardzo dobry rok efektownym nokautem na Askinie. Tym samym sięgnął po ceniony pas interkontynentalny WBO i potwierdził, że w przyszłym roku zacznie się liczyć w światowej czołówce. Głowacki nie jest może wirtuozem techniki, ale dysponuje mocnym ciosem i jak już pisałem, to raczej w nim, a nie w Kołodzieju upatruję szansę na kolejne polskie sukcesy w wadze junior ciężkiej, oczywiście obok Masternaka.

7. Paweł Głażewski – kolejny debiutant w polskim P4P, który ponad rok temu rozpoczął swoją drogę na szczyt zwycięstwem oklaskiwanym przez samego Lennoxa Lewisa. Drogę do tego zestawienia otworzyła mu więzienna historia wielkiego nieobecnego, czyli Dawida Kosteckiego, oraz pojedynek z samym Royem Jonesem Jr., który moim zdaniem Głażewski wygrał i został niesłusznie uznany przez sędziów za pokonanego. Na otarcie łez pozostał mu skok w rankingach, rosnąca rozpoznawalność na bokserskim rynku, oraz jedyne w swoim rodzaju dokonanie – rzucenie na deski jednego z najlepszych pięściarzy w historii, nawet jeśli będącego oczywiście zaledwie marnym cieniem dawnej wspaniałości. W kolejnym występie „Głaz” sięgnął po zawodowe mistrzostwo Polski w wadze półciężkiej, choć doświadczony rywal ze Szwajcarii sprawił mu sporo problemów. Być może swój prymat wśród polskich „półciężkich” (nie licząc boksującego za Oceanem Fonfary) Głażewski spróbuje potwierdzić w zapowiadanej ostatnio walce z Sękiem na wielkiej gali Gołota – Saleta w Gdańsku.

8.  Paweł Kołodziej – kolejny czołowy polski junior ciężki, przymierzany już do walk na mistrzowskim poziomie, choć moim zdaniem nie tak utalentowany jak Masternak. W tym zestawieniu spada w dół, gdyż w kończącym się roku stoczył zaledwie jedną walkę z bardzo przeciętnym rywalem. Dysponuje znakomitymi warunkami fizycznymi, w ringu jednak wyraźnie brakuje mu pewności siebie, co w starciu ze światową czołówką stawia pod znakiem zapytania jego ewentualne szanse na zwycięstwo. Zaledwie dwie walki w ubiegłym roku, w tym druga z niezbyt wymagającym przeciwnikiem, również nie ułatwiają oceny aktualnych możliwości „Harnasia”, choć trzeba przyznać, że dobrze zdał test w pojedynku z Felixem Corą Jr. Być może ta walka była dla Kołodzieja egzaminem dojrzałości. Jednak ostatni pojedynek ze sztucznie „nadmuchanym” do junior ciężkiej Giulianem Illie nie pozwala być optymistą przed ewentualną walką Kołodzieja o mistrzowski pas.

9. Grzegorz Proksa – kolejny były mistrz Europy z Polski po Salecie, Jackiewiczu, Sosnowskim i Wilczewskim. Pas EBU wywalczył w efektowny sposób, deklasując w ringu byłego mistrza świata, rutynowanego Sebastiana Sylwestra. „Super G” długo czekał na swoją szansę, wielu zdążyło już spisać go na straty. Jednak zwycięstwo przez nokaut w Hiszpanii, odniesione na wiosnę ubiegłego roku nad lokalnym faworytem pokazało krytykom, że pięściarz z Węgierskiej Górki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a demolka na ringu w Neubrandenburgu ostatecznie zamknęła usta wszystkim malkontentom. Potwierdziło się to, o czym mówili od dawna ci, którzy wierzyli w wielki talent Proksy – oto w nietypowych dla polskiego środowiska bokserskiego warunkach, bez wsparcia dużej stacji telewizyjnej, bez dających szansę sędziów i walk na rodzimym gruncie, wyrósł nam wielki mistrz, który jak Kopciuszek stał się gwiazdą balu. Porażka z Hope’m była zimnym prysznicem dla Proksy i jego kibiców, trzeba wziąć jednak pod uwagę jej okoliczności, przede wszystkim pechową kontuzję, której Polak doznał na początku walki. W rewanżu „Super G” nie pozostawił już żadnych wątpliwości i zdeklasował rywala, stając się zarazem pierwszym Polakiem, który odzyskał pas mistrza Europy. Musiał go zwakować, gdy pojawiła się okazja walki o mistrzostwo świata. Niestety demolka w ringu, jaką zafundował Proksie Gienadij Gołowkin nie pozwala notować utalentowanego Polaka wyżej niż na 9 miejscu tego zestawienia.

10. Mariusz Wach – cięższe wagi dominują w czołówce mojego prywatnego rankingu, który zamyka kolos z Krakowa. Miejsce niezwykle trudne do obsadzenia, gdyż w równym stopniu co Wach zasługuje na nie kilku innych pięściarzy. Wybór olbrzyma z Krakowa podyktowany jest jednak niezwykłym progresem jaki odnotował przenosząc swoją karierę do USA, jak również odwagą jakiej ten krok wymagał. Przez wielu spisany na straty, powrócił do gry efektownym nokautem na Christianie Hammerze latem ubiegłego roku, po czym związał się z założoną przez Mariusza Kołodzieja grupą Global Boxing. Od tego czasu kariera Wacha nabrała przyspieszenia, a w rekordzie pojawiły się wreszcie rozpoznawalne nazwiska. Jego promotor potrafił również umiejętnie zainteresować świat boksu swoim nowym podopiecznym, nie tylko wyszukując mu nowy pseudonim, lecz przede wszystkim dając możliwość stoczenia walki o zunifikowane mistrzostwo świata z samym Władimirem Kliczką. Na tym póki co skończył się „american dream” Mariusza Wacha, który w walce z Kliczką doznał srogiej porażki, a na jego nadludzką niemal odporność, którą zaimponował wielu kibicom,  cieniem położyła się afera dopingowa. W gruncie rzeczy dla „Wikinga” z Polski droga na szczyt zaczyna się w tym samym miejscu, co ponad rok temu. Jeśli nie odrodzi się niebawem w walce z dobrym rywalem, wypadnie z tego rankingu.