Hill, Virgil

Wojciech Czuba, Informacja własna

2012-12-15

W listopadzie 2012 roku 48-letni Virgil Hill (50-7, 23 KO) doczekał się zaszczytu o którym marzy chyba każdy pięściarz zawodowy. Pięciokrotny mistrz świata w dowód ringowych osiągnięć został wybrany do Międzynarodowej Bokserskiej Galerii Sław (International Boxing Hall of Fame). Poniżej prezentujemy krótkie przypomnienie wspaniałej kariery tego doskonale znanego polskim kibicom zawodnika z Północnej Dakoty.

Urodził się 18 stycznia 1964 roku w Clinton w stanie Missouri, ale praktycznie całe swoje życie spędził w mieście Williston w Północnej Dakocie. Jego wspaniała kariera rozpoczęła się od wywalczenia w 1984 roku pierwszego miejsca na prestiżowym turnieju "Golden Gloves". Jeszcze w tym samym roku zdobył srebrny medal olimpijski w wadze średniej na igrzyskach w Los Angeles, przegrywając nieznacznie finał (2-3) z Shin Joon-Supem z Południowej Korei. Oprócz Hilla swój kraj reprezentowała tam cała późniejsza śmietanka amerykańskiej sceny bokserskiej, czyli przyszli mistrzowie Mark Breland, Evander Holyfield, Meldrick Taylor i Pernell Whitaker.

Niedługo później po tym wielkim sukcesie amatorskim Virgill podpisał kontrakt zawodowy i zadebiutował w listopadzie 1984, nokautując niejakiego Arthura Wrighta. Trzy lata później został już mistrzem świata wagi półciężkiej federacji WBA World. We wrześniu 1987 roku na ringu w Atlantic City, Hill zastopował "Tygrysa z Laventille" Leslie Stewarta (31-12, 20 KO). Następnie aż dziesięć razy obronił swoje trofeum odprawiając z kwitkiem tak cenione w tamtych czasach firmy jak chociażby mający polskie korzenie pięściarz z New Jersey Bobby Czyz (44-8, 28 KO), który w 1980 roku uniknął śmierci podczas katastrofy lotniczej w Polsce, w czasie której zginęła cała drużyna amerykańskich pięściarzy. Czyz tydzień przed planowanym lotem został niegroźnie ranny w wypadku samochodowym, przez co wypadł ze składu. Oprócz tego polsko-amerykańskiego zawodnika, Virgil pokonał także świetnego Nigeryjczyka Joe Lasisi (25-2, 22 KO), twardego Kalifornijczyka Jamesa Kinchena (49-9-2, 34 KO) oraz pochodzącego z Jordanu Ramzi Hassana (35-12-2, 11 KO).

Niestety w czerwcu 1991 roku świetna passa "Quicksilvera" (taki przydomek nadano Hillowi) została przerwana. Jego pogromcą na ringu w Las Vegas został legendarny Thomas Hearns (61-5-1, 48 KO). Pochodzący z Detroit "Hitman" po zaciętej walce pokonał Virgilla jednogłośnie na punkty. Po tej porażce pięściarz z Północnej Dakoty powrócił dopiero w 1992 roku i pokonawszy dwóch niezłych rywali, stanął przed szansą odzyskania "swojego" pasa WBA World (Hearnsa pokonał Iran Barkley, który następnie zwakował tytuł). Jego rywalem, z którym zmierzył się w swoich rodzinnych stronach, został groźny mieszkaniec Teksasu Frank Tate (41-5, 24 KO). "Quicksilver" nie zmarnował szansy i zwyciężył swojego przeciwnika na punkty, dzięki temu ponownie został czempionem dywizji półciężkiej.

Tak jak wcześniej, Virgil rozsiadłszy się wygodnie na tronie WBA zwyciężał jednego pretendenta za drugim. Tym razem nie sprostali mu tacy zawodnicy jak niepokonany wówczas Francuz Fabrice Tiozzo (48-2, 32 KO), po raz drugi Frank Tate, czy wymagający pięściarz z Long Island Lou Del Valle (36-6-2, 22 KO). W swojej dziesiątej obronie w listopadzie 1996 roku skrzyżował rękawice z niezwyciężonym Henrym Maske (31-1, 11 KO), do którego należał pas federacji IBF. Po dwunastu wspaniałych rundach rozegranych na terenie Niemca w Monachium, Virgil został ogłoszony zwycięzcą, zabierając trofea do Ameryki.

Po tym wspaniałym triumfie w czerwcu 1997 roku "Quicksilver" otrzymał znowu od Niemców ofertę nie do odrzucenia. Tym razem w mieście Oberhausen miał walczyć z mistrzem federacji WBO, Dariuszem "Tygrysem" Michalczewskim (48-2, 38 KO). Jeden z najlepszych polskich pięściarzy zawodowych w historii tego sportu, był wówczas niepokonany i po dwunastu doskonałych rundach dopisał do swojego rekordu 34. zwycięstwo.

Po ciężkiej przeprawie z naszym czempionem, Virgil pauzował kilka miesięcy i ponownie pojawił się w ringu dopiero w kwietniu 1998 roku. "Quicksilver", który nigdy nie bał się wyzwań i tym razem nie zamierzał iść na łatwiznę. Jego przeciwnikiem został wspaniały i będący wtedy u szczytu swoich możliwości Roy Jones Jr. (56-8, 40 KO). Fantastyczny pięściarz z Pensacoli nie dał Hillowi żadnych szans i znokautował go w czwartej rundzie.

Amerykanin dosyć szybko przełknął gorzką pigułkę, jaką zaserwował mu Roy i kilka miesięcy później zadebiutował w wadze junior ciężkiej. Po zwycięstwach nad dwoma pięściarzami w grudniu 2000 roku stanął oko w oko ze swoim starym znajomym Fabrice Tiozzo. Tym razem to Francuz piastował tytuł mistrza świata federacji WBA World, a Amerykanin był pretendentem. Ku rozpaczy lokalnych fanów "Quicksilver" już w pierwszej rundzie zdemolował ich faworyta aż trzy razy posyłając go na deski i w wieku 36 lat został mistrzem dywizji cruiserweight.

Do pierwszej obrony wywalczonego tak efektownie tytułu przystąpił dopiero w lutym 2002 roku i od razu utracił go na rzecz najbliższego rywala naszego "Diablo" Jeana Marca Mormecka (36-5, 22 KO). Dwa lata później obydwaj panowie spotkali się ponownie, tym razem w Południowej Afryce, ale znowu Francuz okazał się lepszy obijając niemiłosiernie Amerykanina. Oczywiście Virgil ani myślał kończyć karierę, co doradzało mu najbliższe otoczenie. Cierpliwie czekał na okazję i w końcu w styczniu 2006 roku wyszedł do ringu w Atlantic City z niepokonanym Valerym Brudowem (39-4, 28 KO). "Quicksilver" mimo groźnego rozcięcia jakiego doznał w szóstej rundzie, pewnie pokonał sporo młodszego siłacza z Rosji i w wieku 42 lat ponownie zdobył pas WBA World w kategorii junior ciężkiej.

Sukces amerykańskiego weterana odbił się szerokim echem w sportowym świecie. Gdy usłyszał o tym wspomniany już wyżej Henry Maske, który jedyną porażkę w karierze poniósł właśnie z rąk Hilla, postanowił powrócić ze sportowej emerytury i ponownie zmierzyć się ze swoim pogromcą. Do tego wielkiego rewanżu doszło w marcu 2007 roku, w tym samym miejscu, gdzie w 1996 roku triumfował Amerykanin. Tym razem na ringu w Monachium popularny w Niemczech "Gentleman" zrewanżował się udanie Virgilowi, pokonując go jednogłośnie na punkty. Kilka miesięcy później pokonał go także Firat Arslan (32-6-2, 21 KO) i w końcu Hill zakończył swoją długą karierę.

Po przejściu na emeryturę zajął się trenowaniem młodzieży w małym klubie Bullpen Vale Turdo w miasteczku Egg Harbor. Jako ciekawostkę można dodać, że żona tego utytułowanego pięściarza Denean, to również wysokiej klasy sportsmenka. Na tej samej olimpiadzie w Los Angeles w 1984 roku, na której jej mąż wywalczył srebro w boksie, ona zdobyła złoto w sztafecie 4x400 metrów. Cztery lata później w Seulu Denean razem z koleżankami musiała zadowolić się srebrem. Wracając do Hilla, co jakiś czas pojawiają się plotki odnośnie jego powrotu na ring. Ostatnio pięściarz trenował pod okiem swojego starego trenera Freddiego Roacha, z którym w wieku 48 lat zamierzał pobić rekord Bernarda Hopkinsa i wywalczyć kolejny tytuł. Miejmy nadzieję, że pięściarz, który ma na swoim koncie tyleż pięknych i brutalnych bojów, zostanie przed ponownym występem powstrzymany przez najbliższych. On już swoje wywalczył i na zawsze przeszedł do historii boksu. Nie ma potrzeby, aby tak jak chociażby Roy Jones rozmieniał się teraz na drobne.