RUSIEWICZ NAWET SIĘ NIE SPOCIŁ

Redakcja, Informacja własna

2012-12-09

- Mamy powoli problem ze znalezieniem odpowiedniego rywala dla Łukasza. Jeden zawodnik wycofał się z powodu zaspy śnieżnej, drugi niby nie miał transportu... - narzeka Jan Giel, który prowadzi karierę dzielnego Łukasza Rusiewicza (13-12, 6 KO), bodaj najlepszego w tej chwili "journeymana" na świecie w dywizji junior ciężkiej, choć jak podkreśla sam zawodnik, nigdy nie jedzie za granicę ładnie przegrać.

W uznaniu jego "żelaznej szczęki" na sparingi zaprosił go swego czasu sam Władimir Kliczko, a mistrz olimpijski z Pekinu - Rachim Czakijew, po dwóch nieudanych próbach znokautowania Polaka w oficjalnym pojedynku, również zadzwonił z prośbą o wspólne treningi.

Tak jak wspomnieliśmy jednak, "Rusek" spotyka na swojej drodze albo bokserów z absolutnego szczytu, albo po prostu słabych. Nie inaczej było i tym razem. Pomimo usilnych starań pana Giela skończyło się ostatecznie na sprowadzonym w trybie awaryjnym Janosie Kikilajim (3-10, 3 KO). Efekt? Po pół minuty i potężnym prawym krzyżowym Łukasza było już po wszystkim...