WACH: NICZEGO NIE BRAŁEM

Jarosław K. Kowal, Gazeta Wyborcza

2012-12-04

W południe promował turniej młodych pięściarzy, a kilka godzin później tłumaczył się z zarzutów o doping. Niemiecka prasa twierdzi, że przyjmował sterydy przed listopadową walką o mistrzostwo świata wagi ciężkiej z Władimirem Kliczką
W poniedziałek po godz. 13 Mariusz Wach tryskał humorem podczas konferencji prasowej zapowiadającej amatorski turniej o Złotą Rękawicę Wisły. 33-letni bokser przed laty stawiał w tej imprezie pierwsze kroki, a teraz ma być jej twarzą. Ufundował główną nagrodę i został patronem sportowym. Ma być wzorem dla juniorów. - Czy będzie walka pokazowa z moim udziałem? Jak trafi się ktoś niegrzeczny, to nie ma problemu - żartował.

Potem w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiadał, że o prestiżowych galach na razie nie myśli, bo odpoczywa. Pierwszy raz od dawna może w spokoju spędzić święta z rodziną. - Nawet nie rozmawiałem jeszcze z menedżerem. Wracam do Stanów Zjednoczonych dopiero 15 stycznia - mówił.

Godzinę później z czołówek serwisów internetowych biły informacje o dopingu. O sprawie jako pierwszy napisał niemiecki tabloid "Bild", który powołał się na Instytut Biochemii w Kolonii.

Próbka A po walce z Kliczką miała wykazać obecność sterydów anabolicznych w organizmie pięściarza. Informację potwierdził dziennikowi Thomas Putz z Niemieckiej Federacji Boksu (BDB).

O zarzuty zapytaliśmy Ryszarda Wacha. - Właśnie zadzwonił do mnie Andrzej Iwan, były piłkarz Wisły Kraków, i powiedział, że coś takiego pojawiło się w internecie. To kompletna bzdura. Pewnie pozwiemy agencję, która to podała. Zaręczam, że nic takiego nie miało miejsca, to kaczka dziennikarska. Daję panu słowo - mówi ojciec boksera.

Syn też odbierał telefon za telefonem z pytaniami o wyjaśnienia i każdemu powtarzał to samo. Tyle że wypowiadał się... nieco bardziej dyplomatycznie niż ojciec. - Nie dostałem jeszcze żadnego pisma w tej sprawie, więc trudno to w jakikolwiek sposób skomentować. To nie może być prawda, nie wiem, co więcej mógłbym powiedzieć. Mogę tylko zapewnić, że świadomie nie przyjąłem żadnych niedozwolonych środków. Może coś było w odżywkach, które kupowaliśmy w Stanach? - przekonuje bokser.

Nerwowo zrobiło się też w siedzibie Wisły. Pojawiły się wątpliwości i trzeba było odpowiedzieć na pytanie, czy bokser oskarżony o doping może świecić przykładem dla młodzieży i patronować turniejowi dla juniorów. Kilka godzin po konferencji zarząd klubu zebrał się, by to przedyskutować.

Na razie Wach ma ważniejsze problemy niż tłumaczenie się przed organizatorami turnieju. Choć przegrał walkę z Kliczką zdecydowanie (Ukrainiec wpakował w głowę Polaka 274 ciosy na 693 zadane. Wach odpowiedział zaledwie 60 celnymi na 308 wyprowadzonych), to jego agent opowiadał, że jest szansa na kolejną walkę o tytuł. - Co teraz? Jeszcze nie wiem. Zawsze najpierw powinno się poinformować osoby zainteresowane. Tymczasem strona niemiecka nie zwróciła się do nas, dlatego trudno mi komentować to, co jest napisane w brukowcach. Dopóki nie dostanę szczegółowego sprawozdania, nie będę nic mówił - ucina Mariusz Kołodziej, promotor Wacha.

Jeśli doniesienia "Bilda" potwierdzą się, bokser będzie mógł wystąpić o zbadanie próbki B. Jeśli i ona da wynik pozytywny, polskiemu pięściarzowi grozi roczna dyskwalifikacja na terenie Niemiec i kary ze światowych federacji bokserskich.

Polak za walkę z Kliczką otrzymał honorarium w wysokości 650 tys. euro. Czy Ukrainiec będzie się domagał zwrotu pieniędzy? - Nie mamy zamiaru. Ruch należy do federacji. My jesteśmy tylko przeciwnikami dopingu - mówi Bernd Boente, menedżer Kliczki.