MARIUSZ WACH: MIAŁO BYĆ INACZEJ

Redakcja, prawy.pl

2012-12-02

Do 10 listopada był niepokonany. Ogromny człowiek, pięściarz z Krakowa w sobotniwieczór w Hamburgu skrzyżował rękawice z Wladimirem Kliczko. Kilkanaście dni po „Walce Gigantów” zaprasza do siebie i wspomina przygotowania do walki. Z uśmiechem na twarzy mówi: „Miało być inaczej, a wyszło tak jak zawsze”…

Mariusz, od walki minęło zaledwie dwa tygodnie. Jak to zwykle przed walką o mistrzostwo świata wagi ciężkiej bywa – było podkręcanie atmosfery, budowanie napięcia. Mówiło się wiele o Twoich przygotowaniach, że zaskoczysz Władimira…
Na pewno w pewnym momencie był zaskoczony moją postawą, że byłem tak odporny na ciosy, bo przecież przyjąłem sporo mocnych ciosów, po których już pewnie nie jeden zawodnik by się przewrócił. Wytrzymałem do końca całe 12 rund i z tego jestem zadowolony. Jest jakiś niedosyt. Czuję, że mógłbym się lepiej zaprezentować.
 
Zaprezentowałeś się najlepiej jak mogłeś. Czym było dla Ciebie ogromne wsparcie polskich kibiców, którzy również licznie przybyli na ceremonię ważenia?
Było naprawdę bardzo dużo ludzi. Kiedy podjechaliśmy pod Karstadt Sporthaus przy Lange Mühren 14, gdzie było ważenie, to było dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, żeby tłumy ludzi witało zawodników na ważeniu. A przecież przez tym sklepem, w którym było oficjalne ważenie – była
ograniczona ilość ludzi. Było bardzo dużo ludzi i bardzo dużo Polaków. Skandowali mojeimię, nazwisko. Wtedy to była bardzo miła chwila.
 
Byłeś twardy, nie bałeś się Kliczki, który zresztą o kilka centymetrów jest niższy, a który kiedy patrzył na Ciebie – patrzył w górę?
Na face to face nie przestraszyłem się, stałem twardo. 
 
Miałeś jakieś chwile zwątpienia, że jednak może się nie udać?
Ja byłem pewny siebie, pewny swojego zwycięstwa. Nie miałem żadnego momentu  zawahania, że mi się nie uda… Wiadomo, że tak się boksuje jak przeciwnik pozwoli. Wiesz, teraz to już nie ma co gdybać. Trzeba przeanalizować tą walkę, wyciągnąć wnioski i przygotowywać się do następnej walki.

 

A jakie są wnioski?
Nie jest tak źle, że jest duży potencjał w moim boksowaniu, że jeszcze coś mogę namieszać w tej wadze ciężkiej. 
 
Wróćmy na chwilkę do wiadomości o śmierci Emanuela Stewarda. Kiedy się dowiedziałeś? Co czułeś?
 
Najpierw była wiadomość, że umarł. Za kilka godzin, że jednak żyje. Ciężko to wyczuć. Dopiero wieczorem przeczytałem oficjalny komunikat. Wiedziałem, że Władimir sobie poradzi. Ma ogromne doświadczenie. Przecież w tamtym roku umarł jego ojciec… To też pewnie był dla niego ogromny cios, ale wtedy również sobie z tym poradził.
 
Wielu bokserów życzyło Tobie zwycięstwa. Jak odebrałeś te wiadomości?
Tak, to były życzenia od Tomka, ale też od innych zawodników. To było bardzo miłe, że dopingują i że wierzą we mnie. Ciężko mi dziś o tym mówić… To jest bardzo miłe kiedy się widzi i słucha pewne osoby, które życzą jak najlepiej.
 
Nie zostaliście na konferencji prasowej, kiedy przyszedł Kliczko?
 
My pierwsi byliśmy na konferencji. Czekaliśmy na Wladimira Kliczkę, bo miał zszywane łuki brwiowe. Na konferencji odpowiedzieliśmy na pytania, udzieliliśmy wywiadów, a kiedy przyszedł Kliczko – pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
 
Rozmawiałeś z Władimirem?
Nie, nie rozmawialiśmy.
 
A z Vitalim?
Też nie, ale wiem, że podchodził do trenera czy do promotora, i gratulował mi walki i dobrej postawy. Mówił, że chciałby się ze mną zmierzyć – ale nie wiem ile w tym prawdy.
 
Wspaniałe zakończenie piątej rundy, ale chyba zabrakło kilku sekund?
To ciężko powiedzieć. Za mało takich akcji było. Jakbym zadał jeszcze z trzy takie akcje, to pewnie walka by się zakończyła przed czasem. W piątej rundzie pokazałem, że jeden cios zrobił duże zagrożenie. Wladimir musiał się cofnąć, szukał klinczu. A to był tylko jeden cios…
 
Co czułeś kiedy Władimir znalazł się na dechach?
Ja go tam wtedy chyba przewróciłem. Nie miałem żadnej takiej radości, że udało mi się. Szykowałem się do następnej rudny i w szóstej rundzie mogłem podkręcić te ciosy. Liczyliśmy na zwycięstwo, ale nie tracimy nadziei.. Nie wiem czemu tak to wyszło. Miało być zupełnie inaczej. Miało być inaczej, a wyszło tak jak zawsze (śmiech).
 
Tak bym tego nie ujęła. To Ty zawsze schodziłeś z ringu jako zwycięzca, tym razem było inaczej. Wróćmy jeszcze do 10 listopada. Modliliście się przed walką?
To tak samo jak w Stanach – ze sztabu, który siedzi ze mną w szatni – to dwie czy trzy osoby odmawiają jakąś konkretną modlitwę, albo mówią coś od siebie – czy to po angielsku, czy po polsku. Tak już się u mnie przyjęło i tak pozostanie.
 
Kariera przed Tobą. Jakie masz plany na najbliższe tygodnie?
Na razie mam zasłużony urlop. Do tej walki przygotowywałem się sześć miesięcy. Teraz urlop, a 15 stycznia wylatuję do Stanów i wtedy coś więcej się dowiem. Odpoczynek, święta. Teraz dopiero dochodzę do siebie po tych treningach, po przygotowaniach. To było 12 rund ciężkiej walki. Nikt teraz nie będzie ode mnie wymagał, żebym już wchodził na ring gotowy do następnej walki. Teraz najważniejszy jest odpoczynek, święta. Myślę, że po nowym roku wróci temat walk.
 
Bardzo dziękuję za rozmowę. Powodzenia!
 
Źródło: prawy.pl