CZWARTA WALKA NIE MUSI BYĆ OSTATNIĄ...

Jake Donovan, boxingscene.com

2012-11-22

Kiedy rywalizacja dwóch bokserów ciągnie się latami, zawodnicy mogą się przez ten czas nienawidzić (np. Cotto i Margarito) tolerować ze względu na wzajemny szacunek (np. Barrera i Morales, którzy zaczynali od wrogich stosunków) lub szczerze polubić - jak Manny Pacquiao (54-4-2, 38 KO) i Juan Manuel Marquez (54-6-1, 39 KO), którzy 8 grudnia w Las Vegas zmierzą się już po raz czwarty, co nie przeszkadza każdemu z nich nastawiać się na wygraną przez nokaut.

Ich trzy dotychczasowe batalie były szalenie wyrównane i każda z nich mogła zakończyć się zwycięstwem jednego lub drugiego. Wielu obserwatorów jest zdania, że Meksykanin boksował lepiej od Filipińczyka, jednak to "Pacman" bił mocniej i dotychczas aż cztery razy posyłał przeciwnika na matę ringu. "Dinamita", który równie potrafi uderzyć nigdy nie zdołał doprowadzić do liczenia bardziej odpornego na ciosy Pacquiao.

- Po prostu wykonujemy swoją pracę w ringu. Musimy starać się z całych sił, by kibice będą zadowoleni. To nic osobistego. Nigdy nie odczuwałem braku sympatii do rywala. Jesteśmy przyjaciółmi - oświadczył słynący z pokojowego nastawienia Pacquiao. Właśnie na tym polegał fenomen Filipińczyka - potrafił on w ringu zamienić się w bezlitosną, niesamowicie skuteczną maszynę do bicia. Niestety w ostatnich dwóch latach w jego występach brakło dawnej agresji.

Przed ubiegłoroczną walką wieńczącą trylogię obóz Pacquiao zapewniał, że trzeci pojedynek z Marquezem wyjaśni wszystkie wątpliwości. Stało się inaczej i dlatego za kilka tygodni dane nam będzie obejrzeć ich czwartą batalię. Tym razem "Pacman" jest znacznie ostrożniejszy w wypowiedziach.

- Piąta walka? Niczego nie wykluczam. Myślałem przecież, że do czwartej nigdy nie dojdzie - oznajmił blisko 34-letni Filipińczyk. - Nie jestem zmęczony naszą rywalizacją. Wciąż mnie to ekscytuje.