FONFARA: TO MÓJ CZAS

Tomasz Kalemba, eurosport.onet.pl

2012-11-18

- Odkąd tylko zacząłem trenować boks, zawsze mierzyłem w jak najwyższe cele. Zawsze też chciałem być jak najlepszy - czy to w boksie amatorskim, czy potem już w zawodowej karierze. Przechodząc do grona profesjonalistów przyświecała mi tylko jedna myśl - kiedyś będę mistrzem świata - powiedział Andrzej Fonfara (23-2, 13 KO), mistrz świata w boksie wagi półciężkiej federacji IBO, w rozmowie z Eurosport.Onet.pl

- Federacja IBO nie należy do najbardziej prestiżowych, ale tytuł mistrza świata ma jednak swoją wymowę?
Andrzej Fonfara: Rzeczywiście to jest chyba czwarta, albo nawet piąta pod względem ważności federacja. Nie jest to najlepsza federacja, bo moim zdaniem najlepsze są WBC i WBO, ale przecież wielu znakomitych pięściarzy w różnych wagach jest posiadaczami pasa IBO. To moim zdaniem dobry początek do tego, by później zdobywać tytułu mistrza świata bardziej prestiżowych federacji.

- Mistrzami świata IBO wagi półciężkiej byli tacy zawodnicy jak: Roy Jones Junior, Antonio Tarver, Glen Johnson, Chad Dawson czy Bernard Hopkins, a teraz wśród tych wspaniałych nazwisk widnieje pan.
AF: Cieszę się niezmiernie z tego, że jestem w gronie tak wspaniałych nazwisk. Jak zatem widać pas mistrza świata IBO dzierżyli świetni pięściarze. Nie ma się zatem czego wstydzić. Jestem mistrzem świata federacji IBO i bardzo cieszę się z tego, że zdobyłem ten tytuł. Tym bardziej, że wygrałem zasłużenie.

-Kiedy w pana głowie pierwszy raz pojawiła się myśl, że może pan zostać mistrzem świata w boksie zawodowym?
- Odkąd tylko zacząłem trenować boks, zawsze mierzyłem w jak najwyższe cele. Zawsze też chciałem być jak najlepszy - czy to w boksie amatorskim, czy potem już w zawodowej karierze. Przechodząc do grona profesjonalistów przyświecała mi tylko jedna myśl - kiedyś będę mistrzem świata. Wierzyłem w to, że ciężką pracą dojdę na szczyt. I to mi się udało. Moje marzenia spełniły się. Jestem teraz bardzo szczęśliwy.

- Pana trenerem jest Sam Colonna. To dobrze znana postać w polskim boksie, bo przecież był trenerem Andrzeja Gołoty i Tomasza Adamka.
AF: Zgadza się. To, że zdobyłem tytuł mistrza świata to w dużej mierze jego zasługa. To przecież on przygotowywał mnie do walki, a w narożniku udzielał cennych wskazówek. To naprawdę znakomity trener i razem pewnie wygramy jeszcze wiele walk.

- Czy Andrzej Gołota był na pana walce? Składał już gratulacje, bo to przecież pana wierny kibic.
AF: Tak. Był na walce razem ze swoją żoną Mariolą, ale jeszcze się nie widzieliśmy. Gratulował jednak bratu, który jest moim menedżerem. Cieszę się, że Andrzej mi kibicuje i mnie wspiera.

- W lipcu 2008 roku doznał pan ostatniej porażki na zawodowym ringu. Później pan wygrywał i to głównie przed czasem. Czy ta porażka wiele zmieniła w pana karierze?
AF: Owszem. Zmieniła. Przede wszystkim przeszedłem do wyższej kategorii wagowej. To był strzał w dziesiątkę. Wcześniej przy moim wzroście (188 cm - przyp. red.) ważyłem zaledwie ponad 60 kilogramów. To było bardzo mało. Miałem dobrą technikę i szybkość, ale brakowało dobrych warunków fizycznych, które przekładałyby się na siłę. Nie było przemowy w tych moich ciosach. Kiedy jednak nabrałem kilka kilogramów i zbudowałem trochę mięśnia, mój cios się poprawił. Zresztą to dobrze widać po statystykach. Po zmianie kategorii wagowej często nokautowałem swoich przeciwników.

- Na pełnym dystansie wytrzymał z panem tylko Glen Johnson.
AF: Tak, ale po pojedynku powiedział, że nie walczył jeszcze nigdy z zawodnikiem, który tak mocno bije.

- W starciu o mistrzostwo świata ucierpiała pana prawa ręka. Od drugiej rundy właściwie była ona wyłączona. Czy to coś poważnego? Był pan już na badaniach?
AF: Dopiero w poniedziałek będę miał szczegółowe badania. Wtedy dowiem się, co tak naprawdę się stało. Kontuzję dłoni miałem już wcześniej i wydawało się, że jest ona zaleczona, bo podczas przygotowań do walki nic się nie działo. Niestety, kiedy źle trafiłem Karpency'ego uraz się odnowił. Dłoń jest spuchnięta i na razie nie wiemy, czy jest tam jakieś pęknięcie, złamanie, czy może są uszkodzone ścięgna.

- Pana brat Marek, który jest menedżerem, zapowiedział, że w marcu czeka pana kolejne wielkie starcie. Czy ten uraz nie przeszkodzi w tych planach?
AF: Wszystko zależy od wyników poniedziałkowych badań, bo może okazać się, że konieczna będzie operacja. Będę robił jednak wszystko, by jak najszybciej dojść do pełnej sprawności.

- Pana konto pewnie zostało solidnie zasilone po ty, jak został pan mistrzem świata?
AF: Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach (śmiech). Nie mogę niestety zdradzić pewnych sum, ale była to moja najlepsza gaża w karierze. Nie ukrywam, że jestem zadowolony z tej kwoty.

- Wielka szkoda, że pana sukcesu nie mogli zobaczyć kibice w Polsce.
AF: Ja też bardzo żałuję, bo mam w Polsce wielu kibiców, którzy wciąż dopytywali, gdzie będą mogli ją zobaczyć. Mój promotor nie porozumiał się z żadną z telewizji, dlatego nie mogliśmy puścić sygnału do Polski, gdzie były telewizje chętne do pokazania tego starcia.

- Kolejna gala z pana udziałem na pewno będzie transmitowana w Polsce, bo wśród pana potencjalnych rywali mówi się o wielkich nazwiskach. Niedawno skończył pan 25 lat i jest chyba najmłodszym polskim mistrzem świata w boksie zawodowym. Do tego stawia pan przed sobą spore wyzwania.
AF: Nie ma na co czekać. Jestem młody i głodny sukcesu. To jest mój czas. Dlatego trzeba walczyć z najlepszymi. Muszę tylko "naprawić" tę rękę i wrócić do treningu. Znowu czeka mnie ciężka praca.

 

- Pana kariera zawodowa wiąże się głównie ze Stanami Zjednoczonymi, bo tu jest mekka boksu zawodowego i tu są wielkie pieniądze. Nie ciągnie jednak pana do tego, by powalczyć o któryś z pasów przed polską publicznością?
AF: Pewnie, że chciałbym, ale trzeba byłoby spokojnie wszystko przemyśleć. W Stanach Zjednoczonych mamy swojego promotora, który wszystko tutaj załatwia. Jestem jednak pewien, że kiedyś dojdzie do tego, że będę miał okazję pokazać się polskiej publiczności. Na razie jednak boksowanie w USA jest dla mnie przyjemnością. Nasi pięściarze marzą o tym, by właśnie w Stanach Zjednoczonych trenować i walczyć. Bo to, co się dzieje w USA odbija się szerokim echem na cały świat.