DMUCHANA BAŃKA, CZY PRZYSZŁY MISTRZ?

Wojciech Czuba, Informacja własna

2012-11-16

Już jutro w nocy w Boardwalk Hall w Atlantic City, tym razem w roli boksera wystąpi niedawny trener Władimira Kliczki, Johnathon Banks (28-1-1, 18 KO). Zaliczany do szeroko pojętej czołówki najcięższej dywizji pięściarz z Detroit, skrzyżuje rękawice z kreowanym na przyszłego króla wszechwag Sethem Mitchellem (25-0-1, 19 KO). Stawką tej potyczki będzie wakujący pas WBC International. Dodatkowo sobotni triumfator zrobi bardzo duży krok w kierunku przyszłej walki o światowy czempionat, dlatego zapewne obydwaj panowie będą dążyli do zwycięstwa za wszelką cenę.

Tydzień temu podczas gali bokserskiej w Hamburgu 30-letni Banks zadebiutował oficjalnie w narożniku młodszego z ukraińskich królów wagi ciężkiej. Stało się tak z powodu nieoczekiwanej śmierci wspaniałego Emanuela Stewarda, który od lat trenował Władimira. Swój trenerski debiut Amerykanin może uznać za w pełni udany, bo Kliczko zgodnie z oczekiwaniami udzielił naszemu Mariuszowi Wachowi bolesnej lekcji boksu.

Dzisiaj Johnathon, jeśli wierzyć jego zapewnieniom, spróbuje zrobić to samo w starciu z byłym graczem futbolu amerykańskiego, który do boksu trafił przypadkiem. Oto jak w wielkim skrócie wyglądała ciekawa historia Mitchella. Utalentowanego zawodnika Uniwersytetu Michigan w 2005 roku dopadła paskudna kontuzja kolana, która w jednej chwili przekreśliła jego marzenia o zostaniu gwiazdą tego niezwykle popularnego w Ameryce sportu. Czasami jednak tak bywa w życiu, że okrutna porażka przeradza się w sukces. Pewnego wieczoru oglądając telewizję Seth trafia na transmisję walki byłego gracza zespołu Notre Dame Tommy’ego Zbikowskiego (4-0, 3 KO), który zadebiutował na ringu w słynnej Madison Square Garden. Biorąc przykład z kolegi, Seth podejmuje wówczas, wydawałoby się szaloną i niezbyt przemyślaną decyzję - chce zostać zawodowym bokserem.

Mimo, że nigdy wcześniej nie miał rękawic na dłoniach, a ring widział tylko na ekranie telewizora, w 2006 roku zaczyna z zapałem trenować. Upór i ciężka praca w połączeniu z wcześniejszym przygotowaniem fizycznym i wrodzonym talentem, szybko przynoszą efekty. Mitchell zaczyna najpierw boksować amatorsko. Co prawda wystąpił zaledwie w 10. walkach, ale przegrał tylko raz. Resztę pojedynków wygrał przez nokaut.

Zachęcony tymi sukcesami w styczniu 2008 roku, mając 26 lat na karku podpisuje kontrakt zawodowy i w debiucie zwycięża Mike’a Millera (6-21-2, 3 KO). Miesiąc później znowu pokonuje kolejnego rywala i nieoczekiwanie podpisuje lukratywny kontrakt z jedną z największych "stajni" bokserskich, założoną przez popularnego Oscara De La Hoyę Golden Boy Promotions.

W bardzo krótkim czasie o Mitchellu noszącym przydomek "Mayhem" (nadanym mu przez kolegę z drużyny futbolowej Jasona Teague), zrobiło się w bokserskim światku głośno. Ten niezwykle silny fizycznie i mający dynamit w rękawicach zawodnik, przynajmniej jak na razie idzie przez zawodowe ringi jak burza, a wielu amerykańskich ekspertów stęsknionych za starymi dobrymi czasami, upatruje w nim murowanego kandydata na przyszłą gwiazdę królewskiej dywizji.

Na razie do najcenniejszych "skalpów" bombardiera z Wirginii, należy bez wątpienia zwycięstwo z grudnia 2011 roku podczas gali Amir Khan-Lamont Peterson w Waszyngtonie. Seth zdemolował wówczas w ciągu zaledwie dwóch rund twardego pięściarza z Uzbekistanu Timura Ibragimowa (31-4-1, 16 KO). W swoim ostatnim występie również na wielkiej gali Bernard Hopkins-Chad Dawson w Atlantic City, tylko rundę dłużej potrwała egzekucja doświadczonego Chazza Witherspoona (30-3, 22 KO). Za to zwycięstwo Mitchell otrzymał jak na razie pierwszy w swojej karierze tytuł, wakujący pas WBO NABO.

Ciekawe, jak wypadnie dzisiaj w ringu z Banksem? Być może zdoła powtórzyć wyczyn naszego Tomasza Adamka (47-2, 29 KO)? Przypomnijmy, że "Góral" z Gilowic w lutym 2009 roku walcząc jeszcze wtedy w wadze cruiser, brutalnie zahamował karierę niepokonanego wcześniej Amerykanina, fundując mu bolesną porażkę przed czasem.

Podopieczny zmarłego Emanuela Stewarda zdołał się jednak pozbierać i tak jak jego jedyny pogromca, zaczął próbować swoich sił w najcięższej kategorii. W marcu 2010 roku wywalczył ceniony w Stanach pas NABF stopując mocno bijącego, ale zupełnie nieodpornego na ciosy Travisa Walkera (39-8-1, 31 KO). W swojej ostatniej walce w lutym tego roku pokonał jednogłośnie na punkty Nicolai Firthę (20-10-1, 8 KO).

Czy Johnathon jest jeszcze głodnym sukcesów pięściarzem, czy już być może w głowie planuje spokojną trenerską przyszłość? A może to Mitchell jest tylko sztucznie pompowaną mydlaną bańką, którą aby przekłuć wystarczy skonfrontować z solidnym rzemieślnikiem z Detroit? Odpowiedź poznamy niebawem.