ŚMIERĆ, KTÓRA ZMIENIŁA BOKS

Radosław Leniarski, sport.pl

2012-11-13

Jednego dnia Duk-koo Kim, dziecko koreańskiej wsi, patrzył w osłupieniu na światła Las Vegas, gdy jego samolot lądował nocą na lotnisku McCarran, drugiego zmarł w wyniku obrażeń doznanych w ringu. Dziś mija 30 lat od walki, która zmieniła boks na zawsze. Walka o tytuł mistrza świata wagi lekkiej z Rayem Mancinim zakończyła jego życie, skłoniła do samobójstwa jego matkę, być może była przyczyną targnięcia się na życie sędziego ringowego. Zmieniła życie "Boom Boom" Manciniego, rodzin obydwu pięściarzy, zmieniła boks na zawsze.

Fachowcy nie dawali Koreańczykowi szans, ale on - wręcz przeciwnie. Przed odlotem, jeszcze w Seulu, pokazywał dziennikarzom trumnę z tektury, do której - jak twierdził - złoży Manciniego po walce. Trener Yoon-gu był z tego powodu wściekły. Rozdeptał trumnę i resztki zmiótł pod treningowy ring. Już w Las Vegas Royce Feour, dziennikarz tamtejszego "Journal and Review", wspominał, że gdy był w pokoju hotelowym Kima, aby zrobić z nim wywiad, zainteresował go koreański napis wymalowany ręcznie na kloszu lampy. - Zabij albo sam zgiń - wyjaśnił sentencję tłumacz.

W dniu walki Kim miał 23 lata, Mancini - 21, po raz drugi bronił tytułu. W Caesars Palace pojedynek oglądała elita Los Angeles i Hollywood, wśród gwiazd - znany fan boksu Frank Sinatra. Walkę pokazywano na żywo w telewizji w Korei i USA. Była brutalna od pierwszej sekundy. Przez pierwsze 13 rund pięściarze okładali się tak bardzo, że ich twarze spuchły, zaczęli mieć kłopoty z widzeniem nadciągających ciosów z powodu nabiegłych krwią powiek.

W przerwie przed 14. rundą trener Yoon-gu próbował zainspirować Kima do jeszcze bardziej wytężonej walki: "Mancini jest wyczerpany. Jeszcze trochę i będzie po nim". - Zacisnął zęby, skinął głową i powiedział: "Dobra, zrobię to" - wspomina trener. Ale na początku rundy Mancini potężnie trafił prawym bezpośrednim i Kim przewrócił się na deski. Wstał, opierając się o liny, chciał dalej się bić, ale sędzia Richard Green zakończył walkę. Kim wrócił do narożnika i tam stracił przytomność. Kiedy Manciniego opatrywały w szatni matka i siostra, Kima wyniesiono z ringu na noszach i odtransportowano do szpitala. Tam usunięto skrzep z mózgu i podłączono go do aparatury podtrzymującej życie. - Operowałem więcej głów bokserskich niż jakikolwiek inny lekarz i wiem, że był w bardzo złym stanie - mówił chirurg Lonnie Hammargren. Cztery dni po walce pięściarz zmarł.

- Lot do domu spędziłem zamknięty w toalecie i płakałem - wspominał trener Yoon-gu.

Mancini dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach ogłosił, że wraca na ring. Miał walczyć we Włoszech.



Tydzień przed nowym pojedynkiem Manciniego matka Kima popełniła samobójstwo, wypijając butelkę pestycydów. Niecały rok po tragicznej walce sędzia Richard Green odebrał sobie życie, choć w jego przypadku nie ma dowodów, że akt ten miał związek ze śmiercią Koreańczyka. Nikt nie miał pretensji, że nie skończył walki przed tragedią.

Choć już wcześniej zdarzały się przypadki śmierci w ringu - najbardziej znany: 20 lat przed pojedynkiem w Las Vegas w podobnych okolicznościach zmarł Benny "Kid Paret" po walce z Emile'em Griffithem - ale dopiero śmierć Kima spowodowała głębokie zmiany w boksie. Federacja WBC natychmiast skróciła walki o tytuł mistrza świata do 12 rund, za nią poszły inne federacje. Wprowadzono testy medyczne przed pojedynkami oraz liczenie do ośmiu "na stojąco", wcześniej liczono tylko pięściarzy, którzy padli na deski.

Mancini wygrał swój pojedynek we Włoszech, ale mimo młodego wieku nigdy nie wrócił na szczyt. Przez lata cierpiał na depresję, zakończył karierę w 1993 r. Jeszcze kilkanaście lat po pojedynku zaczepiano go na ulicy, w restauracjach, dopytując: - Jesteś tym pięściarzem, który zabił rywala w ringu?!

Siedem miesięcy po pojedynku urodził się syn Kima - Kim Jiwan. Gdy amerykański dziennikarz Mark Kriegel odwiedził go w Korei, przygotowując się do opublikowania biografii Manciniego, Jiwan poprosił o spotkanie z człowiekiem, który doprowadził do śmierci jego ojca. Trudno takiej prośbie odmówić. Spotkali się półtora roku temu w domu amerykańskiego pięściarza. Kriegel w artykule w "NY Timesie" opisywał: "Oglądali zdjęcia. W pewnym momencie Ray pokazał zdjęcie ojca po jakiejś brutalnej walce w 1941 r. - Dla mnie to zdjęcie jest piękne - powiedział Ray. - Wygląda jak ty po walce z moim ojcem - odpowiedział Jiwan. - Kiedy zobaczyłem tę walkę po raz pierwszy, czułem do ciebie nienawiść. Ale teraz wiem, że to nie była twoja wina. Może od dziś będziesz trochę bardziej szczęśliwy".