EDDIE COTTON: WŁAŚCIWY CZŁOWIEK NA WŁAŚCIWYM MIEJSCU

Łukasz Furman, Opinia własna

2012-11-13

W końcówce siódmego starcia sobotniej walki o mistrzostwo świata trzech federacji wagi ciężkiej Władimir Kliczko (59-3, 51 KO) bardzo mocno trafił - już po raz kolejny, naszego dzielnego Mariusza Wacha (27-1, 15 KO). Zaraz po przerwie champion przeprowadził prawdziwy szturm, demolując Polaka całymi seriami bomb, po których tylko kilku bokserów na świecie zdołałoby ustać na nogach. Mało tego, niemal każdy sędzia przerwałby ten pojedynek w obawie o zdrowie pretendenta, jednak nie Eddie Cotton.

Cotton to jeden z najlepszych "ringowych" ostatnich dwóch dekad. Nie jest może tak znany jak Joe Cortez, natomiast nie zdarzały się mu takie wpadki jak sławniejszemu koledze po fachu. Kiedy opromieniony złą sławą Andrzej Gołota przystąpił do pierwszej wojny z Riddickiem Bowe, sędziujący tę walkę Wayne Kelly dał się ponieść emocjom i trochę zbyt pochopnie upomniał naszego "Andrew" drugim ostrzeżeniem. Za Gołotą jeszcze gorsza opinia ciągnęła się przed rewanżem, ale Cotton doskonale panował nad sytuacją w ringu i nie dał się ponieść emocjom.

Kiedy natomiast półprzytomny Rafał Jackiewicz opierał się o liny zraniony przez Delvina Rodrigueza, doświadczony Eddie patrzył mu głęboko w oczy i widząc cień jasności umysłu Polaka, biorąc jednocześnie pod uwagę fakt, że dotąd wyraźnie prowadził na punkty, dał mu szansę, jaką nasz wojownik wykorzystał.

W sobotę dał taką samą szansę Mariuszowi Wachowi. Dzięki temu na zagranicznych portalach równie często pisze się o klasie Kliczki, jak o niezwykłej odporności i niezwykłej ambicji Polaka. A to gwarantuje mu, że pozostanie "w obiegu" i może liczyć na kolejne atrakcyjne oferty. Tylko niech trochę odpocznie...