CUD SIĘ NIE ZDARZYŁ

Kamil Wolnicki, Przegląd Sportowy

2012-11-12

Wolny byłem, strasznie wolny - zwierzył mi się Mariusz Wach w niedzielę rano. Kilka godzin po walce, z opuchniętą twarzą, siedział smutny w hotelowym lobby. W ręku ciemne okulary. - Jak tylko zejdzie mi opuchlizna, to je wyrzucę - próbował żartować.

Nie o takim poranku po walce życia marzył. Z drugiej strony, na zdrowy rozum, trudno było wyobrazić sobie zwycięstwo Polaka. Cuda się zdarzają, ale nie tym razem. Przez pełne dwanaście rund w hali O2 w Hamburgu Mariusz przyjmował na głowę prawie wszystkie ciosy wyprowadzane przez Ukraińca. Mówił później, że nie był jednak nimi wstrząśnięty. Za to na pewno... zmieszany. Faktycznie, pokazał wielkie serce, charakter i nieprawdopodobną wręcz odporność na uderzenia. To wszystko. Swoją drogą, po walkach Alberta Sosnowskiego i Tomasza Adamka z Witalijem Kliczko też o tym „sercu" pisały wszystkie polskie media. Nie ma oczywiście sensu porównywać tych pojedynków, bo każdy był inny. Nie warto też zastanawiać się, w której rundzie po takim bombardowaniu padłby Albert czy Tomek. Wspólny mianownik jest jeden – żaden z trójki Polaków walczących dotąd z Kliczkami nie miał w ringu wiele do powiedzenia.

– Wiem, że serce to za mało – przyznał Mariusz. Trudno się z nim nie zgodzić. Przed walką pisałem, że Wach już wygrywa, przynajmniej wizerunkowo i teraz ciągle to podtrzymuję. Fajny, szczery chłopak, który nie owija w bawełnę, nie szuka tanich wymówek i potrafi ciekawie opowiadać. Ze łzami w oczach i synkiem na kolanach mówił podczas konferencji prasowej, że ani myślał się poddać. Nawet kiedy przekonuje, że „nie tacy kozacy jak on nie wytrzymywali dwunastu rund", to zaraz dodaje, że to też „żaden powód do wielkiej chluby". Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek wywalczy szansę walki o pas, choć łatwo mi to sobie wyobrazić. Tyle że to Kliczkowie wciąż są mistrzami. Bracia boksują na razie w zupełnie innej lidze. W Hamburgu sporo mówiło się o tym, że Witalij jednak nie zakończy kariery. Tyle że to problem nie tylko Mariusza Wacha, ale właściwie wszystkich bokserów wagi ciężkiej.