WACH PROWOKUJE W STYLU HAYE'A

Przemysław Osiak, Przegląd Sportowy

2012-11-08

Podczas treningu przed walką Władymir Kliczko - Mariusz Wach poza ringiem wylądowała rękawica z podobizną mistrza świata. Wczorajsze pokazowe zajęcia były przedostatnim etapem promocji sobotniego pojedynku. Do ringu ustawionego w jednym z salonów samochodowych w Hamburgu pierwszy wszedł polski pięściarz, pretendent do tytułów mistrzowskich federacji IBF, IBO, WBA i WBO w wadze ciężkiej. Rozpoczął od rozgrzewki i rozciągania. Później ćwiczył przy pomocy skakanki, wykonał walkę z cieniem. Na koniec zaplanowano tarczowanie z trenerem Juanem De Leonem. Nie trwało ono długo, a zapamiętane zostanie bynajmniej nie z powodu wspaniałego pokazu techniki bokserskiej...

Dynamiczny i ruchliwy

Do pokazowych treningów otwartych powinno się podchodzić z rezerwą. Uczestnictwo w nich większość pięściarzy traktuje tylko jako obowiązek, a nie okazję do przestraszenia przeciwnika szybkością, siłą czy wysportowaną sylwetką. Wręcz przeciwnie. Pięściarze zazwyczaj starają się pokazać jak najmniej typowego dla siebie boksu. Zdradzanie silnych punktów tuż przed pojedynkiem byłoby zwyczajną głupotą. Mimo wszystko krótki występ Mariusz Wacha (w ringu spędził niecałe 20 minut) mógł się podobać. Jak na swój wzrost (202 cm) sprawiał wrażenie dynamicznego, ruchliwego i stosunkowo lekkiego. – Nie chcę zdradzać szczegółów, ale możliwe, że na piątkowej ceremonii ważenia Mariusz będzie lżejszy niż dzień przed marcową walką z Tye Fieldsem – mówi Piotr Wilczewski, drugi trener Mariusza Wacha.

Chytry plan trenera

W międzyczasie w salonie pojawił się Władymir Kliczko. Jak ma w zwyczaju, zajął miejsce w pierwszym rzędzie ustawionych przy ringu krzesełek i obserwował poczynania Polaka. Nasz zawodnik i jego główny szkoleniowiec z pewnością to przewidzieli i postanowili sprowokować przeciwnika. Na specjalnych rękawicach do tarczowania, które miał nałożone na swoje dłonie De Leon, naklejone były zdjęcia z podobizną Władymira. Po kilkudziesięciu sekundach trener z Portoryko zaczął zsuwać jedną z rękawic i po chwili dał sygnał podopiecznemu, który potężnym ciosem wyrzucił rękawicę-głowę Władymira Kliczki na widownię.

Mistrz świata tylko się uśmiechnął, ale możliwe, że wcale nie było mu wesoło.

– Ta prowokacja była pomysłem Juana. Wraz z członkami ekipy do dzisiaj nie mieliśmy o niczym pojęcia – twierdzi Wilczewski.

Rok temu, również podczas otwartego treningu w Hamburgu, w podobny sposób z młodszego z braci Kliczków zadrwili znani z tego typu zachowań David Haye i jego opiekun Adam Booth. Ten drugi w lewej ręce zamiast tarczy trzymał trzonek, na którym osadzona była rękawica. Parodiował charakterystyczne ruchy Władymira Kliczki, a po jednym z uderzeń... wyrzucił rekwizyty poza ring.

Kiedy Mariusz Wach był już w szatni, przyszła kolej „Dr. Stalowego Młota". Nasz bokser mógł słyszeć, jak stojący na ringu rywal przy pomocy mikrofonu przywitał zgromadzonych i zaprosił Polaka do zajęcia miejsca na widowni. „Wiking" tę propozycję przyjął, ale opuścił budynek jeszcze przed końcem treningu rywala. Trener Emanuel Steward, który zmarł dwa tygodnie temu, na swojego następcę w sztabie szkoleniowym Kliczki namaścił Jonathona Banksa. Wczoraj Ukrainiec po raz pierwszy tarczował z nim przed publicznością. Próba wypadła pozytywnie. Pod względem atletycznym mistrz jak zwykle prezentował się znakomicie. W ringu przebywał kilkanaście minut dłużej niż Mariusz Wach.

Na trening windą

Dzisiaj wieczorem Mariusz Wach będzie trenował po raz ostatni przed walką. Tym razem będą to oczywiście zajęcia o charakterze zamkniętym. Problemu z dojazdem do sali nie będzie, gdyż mieści się ona... w hotelu Maritim, czyli dokładnie tam, gdzie ostatecznie zakwaterowana została polska ekipa.

– Organizatorzy znaleźli nam inne miejsce, lecz tutaj mamy zdecydowanie lepsze warunki. Sala jest w pełni wyposażona i na tyle duża, że można nawet biegać. Na treningu otwartym Mariusz Wach wyglądał dobrze, ale to jeszcze nie wszystko. On dopiero zaczyna odzyskiwać świeżość, szybkość i luz. Nie ma problemu z presją, jest wyjątkowo spokojny. Taki jak zawsze – przekonuje Wilczewski.
 
Przemysław Osiak