HUCK ZACHOWAŁ TYTUŁ WBO PO KONTROWERSYJNYM WERDYKCIE

Redakcja, Informacja własna

2012-11-04

Firat Arslan (32-6-2, 21 KO) sprawił Marco Huckowi (35-2-1, 25 KO) prawdziwe piekło na ringu w Halle, lecz sędziowie jednogłośnie opowiedzieli się za obrońcą pasa WBO kategorii cruiser.

Firat w swoim stylu od pierwszego gongu narzucił swój styl boksowania, oparty na zbliżeniu się do rywala jak najbardziej i prowadzeniu potyczki w półdystansie. Rzucał ciosy na dół i górę, ale na mistrzu nie robiły one większego wrażenia.  Trzeba jednak przyznać, że kilka lewych podbródkowych doszło celu, a Huck w początkowych minutach celnie trafiał jedynie lewym hakiem na korpus. Po drugiej rundzie krwawił z nosa, a pojedynek nie układał się po jego myśli.

Trzecie starcie w wykonaniu obrońcy tytułu wcale nie wyglądało lepiej, bo choć w ostatniej akcji trafił bezpośrednim prawym, to wcześniej zupełnie oddał pretendentowi inicjatywę. Jedyne pytanie jakie się nasuwało, to czy 42-letni Firat wytrzyma tak szaleńcze tempo? Po minutowej przerwie Marco zaczął bić się troszkę aktywniej, ale cały czas z defensywy, co nie jest jego najsilniejszą stroną. W narożniku Uli Wegner reagował już bardziej nerwowo niż na początku, natomiast Arslan niczym czołg parł nieustannie do przodu. Większość ciosów zbierał na szczelną gardę i "podmęczał" przeciwnika dziesiątkami uderzeń, nie zawsze mocnymi, ale robiącymi na pewno wrażenie na sędziach.

W szóstym starciu challenger poprawił dwa razy potężnym lewym podbródkowym i sensacja wisiała w powietrzu. Prawdziwa wojna rozgorzała w siódmej rundzie, kiedy Arslan robił swoje, natomiast Huck próbował przełamać przeciwnika ciosami na korpus. Obraz pojedynku się nie zmieniał, pomimo iż niedoceniany Arslan oddychał coraz ciężej. Ambitnie natomiast powtarzał do znudzenia te same akcje, na które Huck nie potrafił znaleźć recepty. I choć w ataku radził sobie lepiej, to w defensywie nie radził sobie a chaotyczną, lecz nieustanną presją oponenta.

Po dziewiątej odsłonie - całkiem niezłej dla Hucka, to Arslan podniósł ręce, zaś mistrz z pochyloną głową przyjmował uwagi swojego trenera. Kapitalny przebieg z obu stron miała runda dziesiąta i o zwycięstwie miały zadecydować rundy mistrzowskie.

W jedenastej o dziwo więcej sił zachował pretendent, boksując niczym w drugim czy trzecim starciu. Ostatnie trzy minuty to znów bombardowanie z obu stron i lepsza kondycja starszego aż o piętnaście lat challengera, który po ostatnim gongu zaczął już świętować zdobycie pasa WBO. O wszystkim jednak mieli zdecydować sędziowie, a ci punktowali 115:113, 115:113 i 117:111 na korzyść obrońcy tytułu, co miejscowi kibice skwitowali buczeniem oraz gwizdami.