POGORZELISKO BOKSU

Leszek Dąbrowski, Informacja własna

2012-10-16

W niedzielę doszło do skandalicznej sytuacji, która pokazuje doskonale na czym polega problem polskiego boksu. Poniżej szeroka relacja z tego zdarzenia.

W niedzielę o 16:00 stawiłem się na sali bankietowej przy ul.Opackiego 13 w Falentach pod Warszawą, aby wziąć udział w zebraniu wyborczym mazowieckiego OZB, podczas którego wybierano władze okręgu na następną kadencję.

Mimo tego, że zostałem wyznaczony przez PZB jako obserwator, nie byłem osobą mile widzianą przez organizatora, pełniącego obecnie funkcję prezesa OZB Tadeusza Wieszczyka. Mało powiedziane. Na miejsce przybyli funkcjonariusze policji, którzy kazali opuścić mi miejsce obrad. Wcześniej "wyręczyć" próbował ich Andrzej Rajkowski. Ale po kolei...

Zgłosiłem się do PZB z zapytaniem o możliwość uczestnictwa w zebraniu wyborczym mazowieckiego OZB. Odpowiedziano mi, że bez zaproszenia nie mogę na to liczyć, ale zaproponowano mi wystawienie oficjalnego dokumentu, który nada mi status obserwatora z ramienia PZB (który rzecz jasna pełni funkcję nadrzędną w stosunku do okręgowych związków). W niedzielne popołudnie zabrałem sprzęt (kamerę, komputer, statyw, mikrofony) i pełen animuszu ruszyłem do Falent.

Przed wejściem spotykam ochroniarzy i kłębowisko ludzi. W oddali sala, do której nie sposób się dostać. Podochodzę do bramy i na "dzień dobry" Andrzej Rajkowski z krzykiem komunikuje, że nie mam stosownych uprawnień od prezesa Wieszczyka. Nie ustępuję. Tłumaczę, że posiadam zgodę na uczestnictwo w obradach jako obserwator. Wchodzę, ale nie za daleko. Andrzej Rajkowski chce mnie  wypchnąć za bramę. Po chwili chyba dociera do niego, że przeholował i już "tylko" wrzeszczy, żebym nie zbliżał się do sali.

Mimo wszystko przechodzę dalej. Na sali około czterdziestu osób, lecz zaledwie kilka dobrze znanych mi twarzy. Spośród reszty kojarzę nielicznych, zdecydowaną większość widzę po raz pierwszy. A z rozpoznaniem delegatów z lokalnych klubów nie powinienem mieć przecież żadnego kłopotu!

Po raz kolejny dowiaduję się, że nie mogę uczestniczyć w obradach, tym razem od szefa sali. Jako obserwator z pismem PZB w ręku i przedstawiciel niezależnych mediów odpowiadam, że jest wprost przeciwnie. Mój adwersarz grzecznie się wycofuje. - Ja tylko poinformowałem o woli organizatora - mówi.

Następnie przychodzi pora na szefa wszystkich szefów. Tłumaczę Tadeuszowi Wieszczykowi, że został do niego wysłany dokument z informacją o mojej obecności w charakterze obserwatora. Jego argument zwala mnie z nóg. - Mam zepsuty komputer - twierdził. To, że przedstawiam potwierdzenie, oczywiście go nie interesuje.

Chwilę później podchodzi do mnie Andrzej Rajkowski. - Ma się pan wynosić! - krzyczy. W mojej obronie staje Mieczysław Mierzejewski. - Andrzej, przecież to prasa. Media, które powinny tu być i informować ludzi o sytuacji w boksie - zwraca się do hałaśliwego kolegi. Rajkowski drze się dalej, informując o wezwaniu policji. Atmosfera robi się gęsta...

Mimo wszystko siadamy do stołu. Pojawia się jedna kandydatura na przewodniczącego obrad.  Kontrkandydata nie ma. W pewnym momencie ktoś zgłasza, że przewodniczącego nie można wybierać z jednej propozycji. Większość sali tę uwagę kwituje śmiechem.

Następnie odczytana zostaje treść mojego zaproszenia jako obserwatora i uznaje się, że jest ono niezgodne z regulaminem. Otrzymuję nakaz opuszczenia zebrania razem z Januszem Stabno, dyrektorem biura PZB, podobnie jak ja obserwatorem z ramienia związku.

Niedługo potem wstaje i zabiera głos Jerzy Rybicki. - Drodzy państwo, czy my zebraliśmy się tutaj, aby się kłócić, czy obrać dobry kierunek na następne cztery lata? - pyta prezes PZB. - Możemy przeprowadzić głosowanie odnośnie obserwatorów - rzuca ktoś z sali, ale spotkanie przerywa przyjazd wezwanego przez Andrzeja Rajkowskiego radiowozu. Na salę wchodzą policjanci, aby nas wyprowadzić. - To skandal, aby w ten sposób załatwiać sprawy bokserskie - komentuje Rybicki.

Przed bramą widzę trenerów i przedstawicieli znanych mi klubów, których mimo posiadania mandatów nie dopuszczono do głosowania. Bo nie posiadają osobistego upoważnienia prezesa Tadeusza Wieszczyka. Absurd, skandal, paranoja? Trudno o jakiekolwiek określenie. Za nami wychodzą zszokowani całym zajściem prezes Jerzy Rybicki oraz Mieczysław Mierzejewski. - Mam dość - krzyczy ten drugi, wspominając o przygotowanym piśmie dotyczącym rezygnacji z funkcji. Przy radiowozie widzę jeszcze starszego działacza i zarazem gościa honorowego. Też czekał na możliwość wejścia na zebranie.

***

Przez to "zamieszanie" spotkanie wyborcze przeciągnęło się o półtorej godziny. Ja zaś miałem  wrażenie, że przesunąłem się o trzydzieści lat wstecz. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Jest dla mnie czymś niepojętym, żeby o uczestnictwie konkretnej osoby w wybieraniu nowych władz decydował urzędujący prezes! Niektórzy podpisane przez niego upoważnienia otrzymywali naprędce i tym samym wchodzili na salę z prawem do głosowania. Z prawem, z którego nie mogli skorzystać liczni przedstawiciele miejscowych klubów, choć to prawo teoretycznie powinni mieć zapewnione.

Nie rozumiem sytuacji, w której przedstawiciel mediów, zarazem wyznaczony przez PZB obserwator, zostaje siłą wyrzucony z obrad w wyniku nadinterpretacji statutu OZB i władzy prezesa Wieszczyka.

Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego polski boks przechodzi tak głęboki kryzys. Po niedzielnych wydarzeniach przynajmniej częściowo znajduję odpowiedź. Działanie Mazowieckiego OZB jest przykładem wyniszczania potencjału, jaki mogą tworzyć działania bokserskich zapaleńców,  trenerów, wreszcie samych zawodników. Zabiera się im możliwość udziału w demokratycznych wyborach. Ilu z tych ludzi mogło stracić entuzjazm po niedzielnych wydarzeniach?

Na odchodne zrobiłem sobie pamiątkę - zdjęcie sali bankietowej, na której wybiera się "jedyną słuszną opcję" na kolejne cztery lata i zarazem niszczy się boks.

Czy takie wybory można uznać za przeprowadzone w legalny sposób?

Rozmawiałem z Tadeuszem Wieszczykiem, jednak nie zgodził się na wywiad ani na przesłanie oficjalnego stanowiska w tej sprawie, powiedział jednakże, że zgodnie ze statutem OZB na spotkaniu mogą przebywać przedstawiciele klubów, których zawodnicy uczestniczyli w zawodach w latach 2008-2012 i posiadają upoważnienia do reprezentowania oraz mandat potwierdzony ilością zdobytych punktów. Niestety nie chciał dalej z nami rozmawiać, twierdząc iż ma teraz spotkanie. Dlatego nie mogliśmy wyjaśnić faktu, jak to się stało, że przedstawiciele klubów z upoważnieniami do reprezentowania, a także sami wiceprezesi z mandatami, nie zostali wpuszczeni za bramę aby wejść na salę obrad?! Nie dostaliśmy także odpowiedzi jak to możliwe, że duża część klubów nie wysyłając żadnego zawodnika otrzymali mandaty, a także kluby, jakie nie zdobyły wystarczającej liczby punktów do otrzymania, także dostają mandat.

Honorowy gość, który czekał przed bramą na wejście, nie został wpuszczony - bo w myśl przepisów OZB nie posiada żadnego honorowego gościa. To też o czymś świadczy! Osób zaproszonych żadnych nie było, a forma oddelegowania obserwatora z ramienia PZB jako organu nadzorującego była nieodpowiednia i dlatego obserwatorzy zostali usunięci z sali (regulamin tego nie przewiduje, że może PZB wysłać obserwatora na spotkanie).

Z braku czasu nie mogliśmy uzyskać wielu odpowiedzi na trapiące nie tylko redaktorów pytania, pozostawiamy sytuacje nierozwiązaną, ale fakt, że Hubert MIGACZEW występuje z OZB warszawsko-mazowieckiego z Klubem FENIX", którym wywalczył na arenie ogólnopolskiej bardzo dużo dla Prezesa Tadeusza Wieszczyka, też o czymś świadczy. To, że Mieczysław Mierzejewski - wieloletni działacz i szanowana osoba, składa rezygnację, bo się nie zgadza z tym co tam się dzieje, również pozostawia wiele do myślenia.

Jest mi niezmiernie przykro, że nie udało się znaleźć możliwości przekazania państwu relacji bezpośredniej, więc pozostają tylko domysły - które mam nadzieję wkrótce, przy usilnym naszym działaniu, uda się rozwiać!

'Pogorzelisko boksu" - czyli jak zabić pasję w ludziach angażujących się w promowanie pięściarstwa w Polsce - tekst powstał po tym jak opadły emocje i można było zebrać zszargane myśli pasjonata pięściarstwa. Powyższe zdjęcie przedstawia wejście na salę, gdzie odbywało się zebranie WMOZB, a sywetka w oddali to śp. Tadeusz Wieszczyk, przemawiający do pozostałych uczestników!