10 NUMER 'RING BULLETIN' GOTOWY

Krzysztof Krasnicki, Informacja własna

2012-10-02

Zakończyły się prace nad 10 już odcinkiem magazynu elektronicznego "Ring Bulletin" pod redakcją Krzysztofa Kraśnickiego. E-book można pobrać bezpłatnie bezpłatnie ze strony.

W tym wydaniu możecie przeczytać między innymi: "Kariera zmarłego we wrześniu Czarodzieja ringu- Leszka Drogosza" pióra Tadeusza Olszańskiego,"Kamil Kierzkowski opisuje Ostatni lot Brązowego Bombowca", artykuł z cyklu "Echo szatni: co nas czeka w październiku", "XII Prostych z Darkiem Snarskim", "Gołota - Bowe: Akt I" oraz wiele innych artykułów.

"Ring Bulletin" wydawany jest każdego miesiąca, począwszy od stycznia tego roku. Wydawnictwo poświęcone jest bieżącym wydarzeniem w świecie boksu amatorskiego i zawodowego.

W rozwinięciu prezentujemy fragment opowieści o pierwszym afrykańskim mistrzu świata pod tytułem "Syndykat nie przebacza - Siki musi zginąć.

POBIERZ "RING BULLETIN" >>

"Nowojorska 8th Street nie należała do ulubionych ulic przyzwoitych mieszkańców miasta. Wręcz przeciwnie; były źle oświetlone, cieszyły się sławą niebezpiecznych, przodowały w przestępczości. Przewodniki przestrzegały przed nimi turystów, taksówkarzy na polecenie, iż mają jechać w ten rejon, przeszywał dreszcz niepokoju.  Żądali opłaty z góry, a podczas jazdy nie spuszczali wzroku z wstecznego lusterka. Policja, na zgłoszenie, iż w okolicy popełniono zbrodnię, reagowała wyjątkowo flegmatycznie - stróże prawa wychodzili z założenia, iż każdy trup to zrządzenie losu - nieco więcej spokoju dla uczciwych podatników, szanowanych obywateli amerykańskiej metropolii. Przygodnego nocnego przechodnia zdziwiłby więc widok wnętrza jednej ze spelunek: czterech siedzących na barowych stołkach eleganckich dżentelmenów z nasuniętymi na oczy kapeluszami typu panama,  którzy jak gdyby nic, nieśpiesznie dyskutowali popijając z równą flegmą whisky, zaciągając się trzymanymi w świecących od złotych sygnetów palcach cygarami. Zapędziłem się nieco, bowiem pojawienie się na 8th Street przygodnego przechodnia graniczyłoby z cudem, chyba, że ów obywatel nosiłby się z zamiarami samobójczymi. Natomiast panowie w panamach czuli się tu jak ryby w wodzie. Każdy z nich wiedział, że na tej i przyległych ulicach, włos mu z głowy nie spadnie. Możecie być pewni, że gdyby któremuś z nich zginął portfel, najpóźniej następnego dnia spoczywałby w kieszeni właściciela. Wymieniłem czterech dżentelmenów, choć przy barze siedziało pięciu mężczyzn. Nieprzypadkowo, bo ten ostatni zupełnie do pozostałych nie pasował: mały, niepozorny, usłużny i mocno znerwicowany. Ale to właśnie ów kurdupel był tej nocy głównym powodem wizyty eleganckich mężczyzn w zapuszczonej spelunce".