'DIABLO' CHCE DO CIĘŻKIEJ

Kamil Wolnicki, Przegląd Sportowy

2012-09-24

- Myślę o wadze ciężkiej, ale na razie mam jeszcze sporo do zrobienia w junior ciężkiej - powiedział Krzysztof Włodarczyk (47-2-1, 33 KO), który chce walki unifikacyjnej z innym czempionem.

Kamil Wolnicki: Portorykańczyk Francisco Palacios, który przegrał z panem walkę rewanżową o pas WBC, przyznał w telewizyjnym studiu, że tym razem okazał się pan znacznie lepszy.
Krzysztof Włodarczyk: W naszym pierwszym pojedynku w Bydgoszczy nie byłem sobą. Wtedy wiele działo się w moim życiu prywatnym. Wszystko się rozpieprzało i w ringu zobaczyliśmy efekty tego zamieszania. We Wrocławiu było już inaczej. Kiedy miałem wchodzić do ringu powiedziałem sobie: „do roboty skurczybyku! Jesteś mistrzem świata!". Za dużo czasu poświęciłem temu wszystkiemu, żeby teraz sprawić zawód.

- Podczas przygotowań w Wiśle dochodziły do nas różne głosy. Mówiło się, że zrobił się pan bardzo miękki.
KW: Bywało różnie. Sparingi wychodziły raz lepiej, raz gorzej. Wszyscy z mojego bliskiego otoczenia starali się mnie pobudzić. W całą akcję włączono nawet moją żonę, a ona potrafi mnie nieraz zdenerwować (śmiech). Wspaniała kobieta! Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj. Pewnie mieszkałbym dalej z rodzicami i interesowałoby mnie tylko zmienianie samochodów. Tymczasem mam wspaniałą rodzinę, żonę i syna. Znowu nie było mnie z na jego urodzinach, ale teraz to nadrobimy. Gosia pytała go przed walką czy chce przyjechać do Wrocławia. Został jednak z babcią, ale powiedział, że „i tak tatuś wygra, bo jest najlepszy".

- Kiedy tatuś zyskał pewność, że wygrywa tę walkę?
KW:  W ogóle nie byłem pewien zwycięstwa. Kiedy wszedłem do ringu, poprosiłem Boga, żeby mi pomógł, żeby dał mi siłę. Miałem ogromną wiarę, która rosła. Przypomniały mi się też uwagi różnych ludzi, że nie potrafię boksować, że brakuje mi finezji, że mam tylko siłę. A ja sądzę, że jestem też sprytny. Bardzo mocno pracowałem na swoją pozycję.

- W dziesiątej rundzie Palacios był bliski porażki przed czasem. A pan przechodził jakiś kryzys?
KW: Raz. Poczułem się dziwnie. Nie urwał mi się film, ale już wiedziałem, że naprawdę muszę uważać. Wadą Palaciosa w tej walce było jednak to, że bił szeroko i widziałem, co on robi. To dawało szansę na punktowanie. Kiedy byliśmy na badaniach antydopingowych sam mi powiedział, że oddał serce w walce, ale ja przygotowałem się na maksa i odrobiłem lekcje po pierwszym pojedynku. Rywal przyznał, że moja lewa ręka biła bardzo skutecznie. Wierzyłem w to już po przygotowaniach, bo moi sparingpartnerzy mówili, że trzeba na nią uważać.

- Coraz częściej mówi pan, że myśli o przenosinach do kategorii ciężkiej.
KW: Tak, ale mam jeszcze sporo do zrobienia w wadze junior ciężkiej. Marzę, żeby walczyć o dwa albo nawet trzy pasy mistrza świata. To byłoby coś!

- Kiedy teraz chciałby pan wrócić do ringu?
KW: Nie w tym roku, bo grafik jest bardzo napięty. Pojadę na konwencję WBC do Meksyku, chciałbym też ruszyć gdzieś z najbliższymi, więc realny termin mojego powrotu to pewnie luty. Ale pytania co, jak, gdzie i z kim trzeba kierować nie do mnie, lecz do moich promotorów, czyli Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera.

- Z którym z pozostałych mistrzów kategorii junior ciężkiej chciałby się pan spotkać?
KW: Każdy z nich ma niewygodny styl, ale naprawdę chciałbym walki unifikującej. To cel na przyszłość.

- Ludzie z pana otoczenia mówią, że wreszcie pan wydoroślał.
KW: Ostatni rok był trudny. Moja rodzina jest najważniejsza, ale mam też pasję. Kocham motocykle i moja maszyna to moja dziewczyna. Śmieję się, że miałem nawet pomysł, żeby zabrać motocykl z garażu do domu, ale mój przyjaciel mi go zabrał i stwierdził, że nie ma mowy, żebym wsiadł na maszynę przed walką. Faktycznie jednak wydoroślałem. Z małego Krzysia stałem się Krzyśkiem, który umie dobrze trenować i być dobrym mężem.

Więcej przeczytasz w dzisiejszym "Przeglądzie Sportowym".