PODSUMOWANIE WEEKENDU 7 - 9.09.

Dariusz Chmielarski, Informacja własna

2012-09-09

Piątek 7.09. był jedynie skromną uwerturą do gorączki sobotniej nocy 8/9.09. W dalekiej Australii Daniel Ammann pokonał przed czasem swego rodaka Petera Cronje i umocnił swą pozycję w bardzo szerokiej czołówce wagi cruiser. W niemieckim Muelheim w kategorii ciężkiej po nudnej, jak flaki z olejem walce Francesco Pianeta zwyciężył na punkty Fransa Bothę.

W sobotę natomiast działo się tak wiele, że w tym samym czasie toczono w różnych miejscach świata po kilka pasjonujacych bokserskich pojedynków naraz. Dla Polaków najważniejsza była walka Tomasza Adamka w amerykańskim Newark i trzeba przyznać, że przyniosła ona wiele pozytywnych emocji. Już od pierwszej rundy widać było, że Travis Walker nie przyjechał tylko po wypłatę, ale po zwycięstwo. Rozpoczął walkę bardzo ofensywnie, wyraźnie szukając rozstrzygnięcia przed czasem. Na początku drugiej rundy powiało grozą. Długa ręka Walkera znalazła drogę do szczęki Adamka, który trafiony prawym krzyżowym padł na matę, a widmo szybkiej porażki zajrzało mu w oczy. To co potem pokazał polski bokser, to był majstersztyk. Najpierw ochłonął i przetrzymal kryzys,a pod koniec drugiej rundy posłał na deski Walkera. Sytuacja jako żywo przypominała tę ze słynnej pierwszej rundy walki Kirkland - Angulo, a Walker nawet nie zauważył, że z myśliwego stał się zwierzyną. Adamek "poczuł krew" i w dalszych rundach tak podkręcił tempo, że jego przeciwnik stopniowo stracił orientację, co sie wokół niego dzieje, a ostateczne zwycięstwo Polaka nastąpiło w 5 rundzie. To był wreszcie taki Adamek, jakiego zawsze chcielibyśmy widzieć, szybki, dynamiczny i wyprowadzający piekne serie ciosów. Walka z Walkerem to (może obok zwycięstwa nad Chrisem Arreolą) jego najlepszy dotąd wystep  w wadze ciężkiej. Żeby jednak nie popaść w przesadny hurraoptymizm, warto jednak dodać, że kiepska obrona i szklana szczęka Walkera w przeszłości powodowały porażki przed czasem z pięściarzami sporo gorszymi od Adamka, jak np. Jonathon Banks.

Na gali w Newark zadebiutował w wadze ciężkiej Steve Cunningham i zdecydowanie pokonał na punkty Jasona Gaverna. Amerykańskie źródła zapowiadają już rewanż Cunningham - Adamek za pojedynek z 2008 roku. O ile jednak dla Cunninghama taka walka byłaby na pewno pożądana, to dla Adamka powinna być to co najwyżej opcja rezerwowa. Jego stać na zwycięskie walki z lepszymi bokserami,a Cunningham w ciężkiej to dopiero słabo sprawdzony nowicjusz.

Wtym samym czasie, co Adamek w Newark, na zorganizowanej z pompą gali w Moskwie do walki z Manuelem Charrem stanął Witalij Kliczko. Pojedynek przyniósł duże rozczarowanie i nie tylko dlatego, że zakończył się przedwcześnie na skutek kontuzji Charra w 4 rundzie. Skazywany na druzgocącą porażkę syryjski Niemiec wypadł lepiej od oczekiwań. Po dwóch słabiutkich rundach w kolejnych poczynał sobie coraz odważniej i zasłużył na uznanie za ambicję i odporność. Tym, który zawiódł był Witalij Kliczko. Forma tego boksera spada z walki na walkę w postępie geometrycznym. Jeszcze rok temu we Wrocławiu przeciwko Adamkowi był znakomity, z Dereckiem Chisorą dużo gorszy, a wczoraj prawie dopasował się do poziomu Charra. Z Witalijem dzieje się coś dziwnego. Uchodzący do niedawna za najsilniej bijącego boksera świata starszy Kliczko nagle utracił moc w pięściach i trudno znaleźć logiczne wytłumaczenie tego zjawiska. Czyżby zadziałała czarna afrykańska magia Chisory? Inne elementy boksu Kliczki (szybkość, zwrotność) też mocno podupadły i następną walkę może przegrać z kretesem. Time to say goodbye, Dr. Ironfist.

W Moskwie odbyły się jeszcze 2 ciekawe walki w wadze ciężkiej. W pierwszej z nich obdarzony potężnym ciosem Magomed Abdusalamow zmierzył się z Jameelem McCline'em. Zapachniało sensacją, kiedy w 1 rundzie faworyzowany Mago padł na matę po ciosie boksera USA. Szybko jednak się pozbierał i w swoim stylu przystąpił do chaotycznych ataków. Było widać, że McCline boleśnie odczuwa nawet te jego uderzenia, które zostały zablokowane, a pierwszy naprawdę celny cios Abdusalamowa zakończył walkę w połowie 2 rundy. Abdusalamow to zjawisko pięściarskie. Potwornie silny cios sprawia, że jest skuteczny pomimo elementarnych braków w wyszkoleniu i kiepskiej szybkości. Jak dotąd, nikt nie wytrzymał z nim dłużej, niż 4 rundy. W drugiej walce Wiaczesław Głazkow pokonał bardzo wysoko na punkty niemieckiego journeymana Konstantina Airicha i potwierdził, że w przyszłości może zajść naprawdę daleko.

W Londynie walką wieczoru było starcie w wadze półciężkiej pomiędzy Tonym Bellewem i Edisonem Mirandą. Znany z mocnego ciosu Kolumbijczyk w pierwszych kilku rundach zepchnął Bellewa do obrony i uzyskał przewgę. Potem jednak doskonała szybkość i technika brytyjskiego boksera wzięły górę i Miranda musiał skapitulować w 9 rundzie. W innej walce rozgrywanej w kategorii półśredniej Lee Purdy już w 4 rundzie uporał się z Argentyńczykiem Carrasco.

W USA najciekawsza gala została rozegrana w Oakland w Kalifornii. Doszło tam do pojedynku Andre Warda z Chadem Dawsonem, którego stawką były dwa mistrzowskie pasy w wadze super średniej. Nienaturalnie odchudzony Dawson okazał się cieniem samego siebie. Nie tylko nie nawiązał równorzędnej walkim z doskonale dysponowanym Wardem, ale przegrał w kompromitującym stylu, przed czasem w 10 rundzie po trzech nokdaunach. Ward potwierdził, że jest jednym z najlepszych obecnie pięsciarzy świata bez podziału na kategorie wagowe (P4P). W wadze lekkiej Antonio DeMarco potrzebował zaledwie 44 sekund, by rozprawić się z Johnem Moliną i zdobyć pas WBC. W kategorii ciężkiej Malik Scott pokonał w 8 rundzie na skutek kontuzji Bowiego Tupou, a Franklin Lawrence wygrał przed czasem z Homero Fonsecą.

Na kontynencie amerykańskim odbyło sie kilka innych interesujacych walk bokserskich. Najciekawszy pojedynek miał miejsce w Las Vegas. W wadze junior półśredniej naprzeciwko siebie stanęli argentyński krół nokautu Lucas Martin Matthysse i niepokonany Nigeryjczyk Ajose Olusegun. Matthysse przewazał od pierwszej rundy, ale potrzebował ich aż 10, by ostatecznie zmusić do kapitulacji twardego jak skała boksera z Afryki. Argentyńczyk zdobył pas WBC interim i jest na najlepszej drodze do osiagnięcia pełnej dominacji w swojej kategorii. W kalifornijskim Costa Mesa kolejne szybkie zwycięstwo zatonował Deontay Wilder, już w 2 rundzie pokonując Damona McCrearego. To już 25 z rzędu zwycięstwo przed czasem nadziei USA w wadze ciężkiej, ale klasa rywali ciagle pozostawia wiele do życzenia. W Meksyku na miano pojedynku weekendu zasługiwała walka pomiędzy Marco Antonio Rubio, a Carlosem Manuelem Baldomirem. Została ona rozegrana w limicie kategorii super średniej, chociaż Rubio zasadniczo jest bokserem wagi średniej, a Baldomir do niedawna boksował w półśredniej. Zgodnie z oczekiwaniami argentyński weteran nie miał szans i mocno rozbity przez Rubio nie wyszedł na ring po gongu sygnalizującym początek 5 rundy. To drugie z kolei zwycięstwo przed czasem odniesione przez Rubio, który stopniowo odbudowuje swą reputację bombardiera nadszarpniętą nieco przegraną walką z Julio Cesarem Chavezem Juniorem.