POLSCY MISTRZOWIE NA RINGU W NEWARK

Tomasz Ratajczak, Opracowanie własne

2012-09-07

Już jutro będziemy świadkami kolejnej walki Tomasza Adamka na ringu w Newark. Będzie to jego dziewiąty pojedynek w Prudential Center, gdzie po raz pierwszy wystąpił prawie cztery lata temu, zdobywając na Steve Cunninghamie pas IBF w wadze cruiser. Zresztą „USS” również zobaczymy w Newark, gdy zrobi pierwszy krok w królewskiej kategorii. Jednak przy tej okazji warto wspomnieć, że „Góral” nie jest pierwszym mistrzem świata (byłym lub obecnym) pochodzącym z Polski, który stoczył walkę na ringu w Newark. Przed Adamkiem, oczywiście w innych lokalizacjach na terenie miasta, niż otwarta kilka lat temu Prudential Center, odbyło pojedynki w zawodowym boksie trzech mistrzów świata polskiego pochodzenia, oraz jeden zawodnik, który co prawda zaszczytu walki mistrzowskiej nigdy nie dostąpił, ale reprezentował nasz kraj podobnie jak „Góral”.

Owym Polakiem boksującym zarówno w kraju, jak i za wielką wodą był Edward Ran (właściwe nazwisko Fiszmajster), pierwszy pięściarz znad Wisły, który liczył się na arenie światowej. Przez pewien czas był notowany w czołówce kategorii półśredniej, jednak do walki o mistrzowski pas nigdy się nie dobił, a jego największym sukcesem było błyskawiczne zwycięstwo nad byłym mistrzem świata wagi piórkowej, Louisem „Kidem” Kaplanem, przez nokaut już w pierwszej rundzie, na ringu w słynnej nowojorskiej Madison Square Garden. W Newark „Polski Piorun” zaprezentował się dwukrotnie, oba pojedynki tocząc na nieistniejącej już arenie Laurel Garden przy Springfield Avenue (w tym miejscu znajduje się obecnie duży parking). W pierwszym stoczonym w 1933 roku, Ran aż sześciokrotnie posyłał na deski Jimmiego Phillipsa, ale po dziesięciu rundach sędzia ringowy ogłosił remis. Znacznie gorzej poszło naszemu rodakowi dwa lata później, w kolejnej walce na ringu w Newark, w której za przeciwnika miał byłego oraz przyszłego mistrza świata wagi lekkiej, Tony’ego Canzoneriego. Ran został ciężko znokautowany lewym sierpowym już na początku drugiej rundy.

W ROZWINIĘCIU WALKA Z NEWARK: TONY ZALE vs ROCKY GRAZIANO III >>>

Wspomniani wyżej mistrzowie wagi średniej, którzy oprócz Rana występowali na ringu w Newark, reprezentowali już USA, choć ich rodzice byli Polakami. Pierwszym z nich był Tadeusz Jarosz (znany jako Teddy Yarosz), który rywalizował zresztą z Ranem w 1933 roku w Detroit, wygrywając na punkty po 10 rundach. Kilka miesięcy później sięgnął po mistrzowski tytuł w wadze średniej, który dzierżył przez dwa lata. Przed walką o pas czempiona stoczył dwa pojedynki w Newark, w odstępie dwóch tygodni pokonując na ringu w parku Dreamland Freddiego Polo i Ala Rossiego. Gdy został mistrzem, między walkami w obronie tytułu toczył pojedynki non-title i właśnie jeden z nich, w październiku 1933 roku odbył się znów w Newark, w hali Arsenału. Jarosz nieoczekiwanie przegrał po dziesięciu rundach na punkty z Youngiem Terrym, na szczęście nie tracąc tytułu, który z powodzeniem obronił jeszcze trzykrotnie, zanim stracił go w 1935 roku w Pitsburghu, w walce z… kolejnym pięściarzem polskiego pochodzenia reprezentującym USA Henrykiem Pyłkowskim, znanym szerzej jako Babe Risko. Pyłkowski pobił Jarosza na punkty w piętnastu rundach, mając rodaka trzy razy na deskach, ale oddając pokonanemu sprawiedliwość trzeba przyznać, że od czwartej rundy boksował z poważną kontuzją kolana. Natomiast Pyłkowski vel Risko po kilku walkach non-title, przystąpił do pierwszej obrony zdobytego na Jaroszu pasa w lutym 1936 roku, na ringu w… a jakże, w Newark, na tej samej arenie, na której rok wcześniej Canzoneri znokautował Edwarda Rana. Co ciekawe, choć stawką pojedynku był mistrzowski tytuł Pyłkowskiego, pojedynek zakontraktowano zaledwie na 10 rund. Przeciętny Tony Fisher został zdrowo obity i przegrał, urywając czempionowi polskiego pochodzenia zaledwie jedną rundę.

Jednak najwięcej uwagi należy poświęcić trzeciemu ze wspomnianych wyżej mistrzów wagi średniej urodzonych w rodzinach polskich emigrantów, którzy toczyli swoje walki w Newark. Był nim bowiem jeden z najlepszych „średnich” w historii zawodowego boksu, Antoni Florian Załęski, szerzej znany jako Tony Zale. Jego rodzice wyemigrowali do Stanów z okolic Starego Sącza na fali wielkiej emigracji zarobkowej z Galicji na początku XX w. Załęski jako amatorski pięściarz reprezentował barwy klubu polonijnego, ale przechodząc na zawodowstwo zmienił pisownię nazwiska na łatwiejszą do wymówienia przez amerykańskich kibiców i był klasyfikowany jako zawodnik z tego kraju. Nie dysponował zbyt wyszukaną techniką, ale słynął z atomowego uderzenia z obu rąk, wielkiej woli walki i nieustępliwości w ringu oraz dużej odporności na ciosy, które to cechy zaskarbiły mu przydomek „Człowieka ze stali”. W lipcu 1940 roku zdobył tytuł mistrza świata wagi średniej National Boxing Association, rozbijając w trzynastu rundach Ala Hostaka, wywodzącego się jak on z rodziny imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej (rodzice Hostaka przybyli do USA z Czech). Ponad rok później zunifikował tytuły mistrzowskie jako pierwszy od ponad 10 lat czempion, dokładając pas New York State Athletic Commission, zdobyty po zaciętym piętnastorundowym boju z Georgi Abramsem. Niestety atak Japończyków na Pearl Harbor przerwał jego znakomicie rozwijającą się karierę na pięć lat, w trakcie których Załęski służył jako ochotnik w Marynarce Wojennej, zajmując się pracą instruktora wychowania fizycznego. Cały czas uznawany był jednak za niekwestionowanego mistrza świata. Walka w pierwszej powojennej obronie tytułu otworzyła wielką ringową trylogię pojedynków Załęskiego vel Zale’a ze wspaniałym Rocky Graziano, której poświęcę osobny felieton. Teraz zatrzymam się tylko przy ostatniej odsłonie owej trylogii, która rozegrała się w Newark, w czerwcu 1948 roku na nieistniejącym już Ruppert Stadium, baseballowej arenie przy Wilson Avenue. Zale przystępował do tej walki jako pretendent, gdyż rok wcześniej stracił tytuł właśnie na rzecz Graziano, który znokautował go na ringu w Chicago w szóstej rundzie. Pochodzący z polskiej rodziny były mistrz świata wziął srogi rewanż na swoim pogromcy. Już w pierwszej rundzie rzucił go na deski firmowym lewym sierpowym (na zdjęciu). Choć Graziano próbował odzyskać kontrolę nad pojedynkiem w drugim starciu, na niewiele to się zdało. W trzeciej rundzie ponownie zaliczył nokdaun i Zale nie wypuścił już zwycięstwa z rąk. Po kapitalnej akcji prawy na korpus, lewy sierpowy na szczękę ciężko znokautował mistrza, który na skutek ciosu doznał wstrząsu mózgu i trafił do szpitala. A triumfujący Zale odzyskał prymat w wadze średniej jako pierwszy w historii mistrz od czasów… innego Polaka, Stanisława Kiecala. Niestety nie na długo, gdyż już trzy miesiące później w pojedynku uznanym przez „The Ring” za walkę roku, został rozbity przez fenomenalnego Marcela Cerdana i nie wyszedł do dwunastej rundy, kończąc karierę.


Oglądając jutro walkę naszego Tomasza Adamka na ringu w Newark warto pamiętać, że być może nieświadomie idzie on w ślady swoich znakomitych poprzedników, których rodziny w zupełnie odmiennych realiach społecznych i politycznych obrały drogę podobną do „Górala”, budując nowe życie za Oceanem. Adamek podobnie jak Edward Ran, choć chyba już na stałe zamieszkał w USA, konsekwentnie reprezentuje Polskę, co odróżnia go od Jarosza, Pyłkowskiego i Załęskiego. Niewielu kibiców zawodowego boksu na świecie zdaje sobie sprawę z tego, że rodzice tych trzech mistrzów świata wagi średniej byli emigrantami z Polski. Tym bardziej warto o tym pamiętać i przypominać, a nawiązanie do ich walk w Newark z okazji jutrzejszego pojedynku Tomasza Adamka w Prudential Center uważam za znakomitą do tego okazję.