SUBIEKTYWNIE: BRADLEY vs MARQUEZ

Leszek Dudek, Opracowanie własne

2012-08-26

"Porażka" Manny'ego Pacquiao (54-4-2, 38 KO) w czerwcowej walce z Timothym Bradleyem (29-0, 12 KO) nie zmieniła układu sił ani w czołówce kategorii półśredniej, ani też w rankingach popularności. Tak naprawdę Filipińczyk potrzebował tego niesprawiedliwego werdyktu, by odzyskać serca kibiców po gorszym występie z listopada ubiegłego roku.

Zwykle fani kochają pokrzywdzonych (inne przykłady - Lara, Matthysse, ostatnio Głażewski) oraz bezwarunkowo nienawidzą tych, którzy nie zasłużyli na darowane im zwycięstwo, zwłaszcza jeśli po zakończonej walce rzucają oni hasłami typu "Cały czas miałem go garści", "Wygrałem wyraźnie", czy "Ani razu mnie nie trafił, nie byłem zraniony". Nie ma na to żadnego wpływu fakt, że to nie bokserzy decydują o wynikach na kartach punktowych. Tak więc moralnym zwycięzcą starcia Pacquiao-Bradley jest Manny, który teraz w dalszym ciągu rozdaje karty, podczas gdy jego pogromca "Desert Storm" i największy rywal Juan Manuel Marquez (54-6-1, 39 KO) pokornie czekają na decyzję Filipińczyka w sprawie kolejnej walki.

Jeżeli "Pacman" nie wybierze żadnego z nich i zmierzy się po raz drugi z Miguelem Cotto (37-3, 30 KO) lub kimkolwiek innym, niewykluczone, że Amerykanin i Meksykanin jeszcze przed końcem roku wyjdą ze sobą do ringu, a zwycięzca ich pojedynku będzie niemal pewnym rywalem dla Manny'ego na wiosnę 2013, jeżeli do tego czasu nie dojdzie do starcia Pacquiao z Floydem Mayweatherem (43-0, 26 KO). Jak wyglądałaby waszym zdaniem walka Bradley vs Marquez?

Warunki fizyczne obydwaj zawodnicy mają bardzo porównywalne, nie sposób jednak nie zauważyć, że Amerykanin jest znacznie potężniej zbudowany. Siła z pewnością będzie atutem Tima, który twierdzi, że nie spotkał jeszcze w ringu rywala, który dorównywałby mu w tym aspekcie, lecz mocniejszym uderzeniem dysponuje już meksykański weteran. Żaden z nich w kategoriach super lekkiej i półśredniej nie ma wpradzwie nokautującego ciosu, jednak to Marquez może swoimi chirurgicznie mierzonymi kontrami zdobyć szacunek Bradleya – i to bardzo szybko.

Zarówno jeden jak i drugi nigdy nie mieli problemów z odpornością. "Desert Storm" przetrwał krótki kryzys w walce z Kendallem Holtem i natychmiast doszedł do siebie po ciężkim nokdaunie w pierwszym starciu. Zbierał też lanie od mającego ciężkie ręce "Pacmana" i choć chwiał się kilkukrotnie, tylko raz był poważnie zagrożony. Marquez ma za sobą długą historię padania na deski po pojedynczych ciosach w ostrych wymianach z mocno bijącymi pięściarzami, ale jego szczęka jest naprawdę mocna i nikt jeszcze jej nie skruszył, a wolę walki i zdolność przezwyciężania kryzysu "Dinamita" ma wręcz niesamowitą – podobnie zresztą jak Tim.

Technika nienaganna u obydwu. Marquez uchodzi w niektórych kręgach za wirtuoza, ale w rzeczywistości jest jedynie bokserem doskonale wyszkolonym i w pełni świadomym swoich wad i zalet. Bradleyowi również nie sposób cokolwiek zarzucić. Swój kunszt udowodnił chociażby w końcowych rundach walki z Pacquiao, gdzie zdawał sobie sprawę, że musi za wszelką cenę unikać wymian i samą pracą nóg oraz leniwie wyglądającym lewym prostym zdołał utrzymać znudzonego nieco Filipińczyka w bezpiecznej odległości.

W ich ewentualnym starciu szybkość (zwłaszcza rąk) będzie po stronie blisko 29-letniego Amerykanina. "Dinamita" naturalnie zneutralizuje ją w dużym stopniu dzięki swojemu znakomitemu wyczuciu dystansu. Stara bokserska prawda mówi, że szybkości przeciwstawić można jedynie timing, co trylogia Pacquiao-Marquez doskonale potwierdza. Inna sprawa, że Timothy wbrew powszechnemu przekonaniu wcale nie jest oszałamiająco szybki i w limicie 140 lub 147 funtów z łatwością można znaleźć kilku zawodników, którzy w tym aspekcie go deklasują. Bradley to prawdziwy potwór kondycyjny. Swego czasu można było powiedzieć to samo o meksykańskim wojowniku, ale 39 lat na karku i wiele ciężkich batalii mogło zrobić swoje i trudno spodziewać się, by Juanma mógł przez pełne 12 rund dotrzymywać kroku młodszemu oponentowi.

Jak może wyglądać sama walka? "Desert Storm" prawdopodobnie zda sobie sprawę z tego, że musi zamęczyć słabszego fizycznie przeciwnika i narzuci bardzo wysokie tempo, a na cel obierze przede wszystkim tułów. Marquez uwielbia zawodników, którzy na niego nacierają i zwykł takich nokautować w drugiej połowie pojedynku, jednak tym razem będzie o to naprawdę ciężko. Uderzenia Meksykanina nie będą robiły na znajdującym się u szczytu formy Bradleyu wielkiego wrażenia i potrzeba w tym przypadku dużej ich ilości, by go naruszyć, a Timothy nauczony doświadczeniem z walki z Pacquiao na pewno będzie dość ostrożny. Siła "Dinamity" tkwi w niesamowitych kombinacjach i piekielnych kontrach, jednak trudno jest wyobrazić sobie, że Marquez zdoła dokonać tego, co nie udało się "Pacmanowi". Po zaciętej batalii, w której każdy z zawodników będzie miał swoje momenty, dość wyraźnie zwyciężyć powinien młodszy o 10 lat Bradley.