ABRAHAM POKONAŁ STIEGLITZA

Leszek Dudek, Informacja własna

2012-08-26

Arthur Abraham (35-3, 27 KO) znów na szczycie. "Król Artur" wypunktował Roberta Stieglitza (42-3, 23 KO) i odebrał mu pas mistrza świata federacji WBO w wadze super średniej. Werdykt był jednogłośny (116-112, 116-112 i 115-113).

Początkowe starcia układały się po myśli championa. Po rozpoznawczej pierwszej odsłonie Stieglitz przejął inicjatywę w kolejnych dwóch starciach i zdawało się na tym etapie walki, że stać go na powtórzenie wyczynu Carla Frocha i Andre Warda.

Czwarta runda była już jednak dobra w wykonaniu Abrahama. Stieglitz kończył to starcie z zapuchniętym lewym okiem. W końcówce piątej odsłony mistrz był poważnie zagrożony, ale zdołał przetrwać kryzys. "Król Artur" kończył tę rundę wyraźnie podbudowany, a jego pewność siebie rosła z minuty na minutę.

Obraz walki nie zmienił się w szóstej odsłonie. Stieglitz czuł już ogromny respekt przed siłą pretendenta i w ostatnich trzydziestu sekundach znów miał problemy, kiedy Abraham trafił swoim prawym. W przerwie po siódmym starciu Ulli Wegner prosił swojego podopiecznego, by nie bił tak mocno, bo woli zobaczyć w jego wykonaniu jeszcze kilka rund. To wystarczający komentarz do wydarzeń, które miały miejsce w starciach 4-7.

"Król Artur" zastosował się do polecenia szkoleniowca i nie wykończył rywala, choć zranił go już w końcówce drugiej minuty. Ostatnie kilkanaście sekund Abraham przetańczył przy linach, nawet nie próbując atakować mocno zmęczonego i rozbitego już championa. Dziewiąta runda była najlepszą od dawna w wykonaniu Stieglitza, który w końcu walczył z Abrahamem jak równy z równym. Dziesiąta odsłona była już jednak popisem pretendenta, który pokazał zróżnicowany boks i przy okazji rozbił prawy łuk brwiowy Stieglitza.

Choć trudno było się tego spodziewać, Abraham nie znokautował Stieglitza i zadowolił się wyraźnym punktowym zwycięstwem. Międzyrundowe wizyty w narożnikach pięściarzy dostarczyły nam cennych wniosków - Ulli Wegner nie chciał dziś, by "Król Artur" zwyciężył przed czasem, natomiast obóz Roberta Stieglitza od pewnego momentu prosił swojego zawodnika jedynie o to, by ten przetrwał do końca.