ANDRZEJEK Z CZESIEM - CZYLI TYLKO W AMERYCE

Bartosz Filip Bartoszko, Informacja własna

2012-08-22

Do napisania tego tekstu trochę wcześniej niż planowałem sprowokowali mnie komentatorzy telewizyjni podczas transmisji jednej z gal, kiedy to rozwodzili się nad upadkiem amerykańskiego boksu amatorskiego podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Panowie naigrywali się, że w efekcie tego upadku największymi gwiazdami już w boksie zawodowym są tacy podstarzali pięściarze jak Roy Jones Jr. czy Bernard Hopkins, nie potrafiąc wymienić żadnego „współczesnego” amerykańskiego medalisty. Nie moją rolą jest pouczać dziennikarzy, bo i tak tego nie przeczytają, ale cała ta nieudolna dyskusja wspaniale pasuje jako wstęp do walki, jaka odbędzie się pomiędzy dwoma młodymi (tak, tak!) Amerykanami o, nie boję się tego powiedzieć, prawdopodobny status supergwiazdy. W dodatku jeden z nich (tak, panowie komentatorzy) jest złotym medalistą olimpijskim!

Jako że wpis wyszedł mi jak zwykle bardzo długi pozwolę go sobie podzielić na 3 części, tak by ewentualny czytelnik nie uciekł sprzed ekranu zobaczywszy, że strona w jego przeglądarce nie ma końca.

Część Pierwsza - Andrzejek

Mowa tu oczywiście o Andre Wardzie, postaci na tyle nietuzinkowej, że warto zatrzymać się przez chwilę przy jej życiu prywatnym. Urodzony 23 lutego 1984 roku w San Francisco w Kalifornii Andre jest synem Franka Warda, który ma irlandzkie korzenie oraz Madeline Arvie Taylor, czarnej Amerykanki. W dzieciństwie ojciec opowiadał mu historie o wielkich bitwach i zwycięstwach i to być może pchnęło go do uprawiania boksu, który zaczął trenować w wieku 9 lat w Hayward's U.S. Karate and Boxing Gym. Tam trafił pod skrzydła Virgila Huntera, który jest jego trenerem do dziś. Ward pamięta, że pierwszą osobą z jaką sparował jako 10-latek był 15 letni Glenn, starszy brat Nonito Donaire, który parę miesięcy później także zaczął trenować, choć na początku, bojąc się boksu, wybrał karate. Dziś Andre i Nonito to wschodzące gwiazdy boksu, chociaż o dwóch różnych temperamentach, bo Ward już w dzieciństwie był nad wiek poważny, przez co rówieśnicy nazywali go „Poppa”.

Dorastając w Hayward w Kalifornii Andre ukończył lokalne liceum, w którym był członkiem ekipy futbolowej. Przez 10 lat kariery amatorskiej (od 1994 r.) nabił rekord 115-5. Od 1998 r. do 2004 r. nie przegrał walki co, razem z pojedynkami zawodowymi, czyni go niepokonanym od 14 lat. Był mistrzem USA U19 (2002) oraz mistrzostwem seniorów (2001 i 2003) w wadze średniej. Największy jego sukces to zdobycie złotego medalu olimpijskiego w 2004 roku w Atenach w kategorii półciężkiej. Po udanych Igrzyskach Olimpijskich przeszedł na zawodowstwo debiutując 18 grudnia 2004 r. przeciwko Chrisowi Molinie (TKO 2). Przez kolejne 5 lat spokojnie obijał mniej znanych pięściarzy zdobywając po drodze pomniejsze pasy WBO NABO oraz NABF w kategorii super średniej. Najbardziej rozpoznawalnym przeciwnikiem z tamtego okresu był Edison Miranda, którego Ward wyraźnie wypunktował 16 maja 2009 r.

Gwiazda pięściarza rozbłysła podczas turnieju Super Six World Boxing Classic Championship Cup telewizji Showtime, którego celem miało być wyłonienie następcy odchodzącego na emeryturę Joe Calzaghe. Za faworytów uważano Europejczyków, czyli Mikkela Kesslera i Artura Abrahama. Żaden z nich w normalnych warunkach nie fatygowałby się za Ocean, by walczyć z zupełnie nieznanym poza rodzinnym Oakland Wardem, jednak wysokie zarobki gwarantowane przez Showtime zachęciły ich do wzięcia udziału w turnieju, który po 26 tygodniach trwania niespodziewanie odmienił karierę byłego mistrza olimpijskiego.

Walcząc przeciwko Kesslerowi, który jest bardzo dobrym technicznie pięściarzem, Ward potrafił zneutralizować jego lewy prosty i zdominować walkę pracą nóg. Ostatecznie odebrał Duńczykowi pas WBA kategorii super średniej wygrywając przez techniczną decyzję sędziów po tym, jak Kessler, po zderzeniu głowami, doznał kontuzji. Następną ofiarą nowego mistrza był Allan Green, który dołączył do turnieju w zastępstwie Jermaina Taylora. Ten pojedynek Ward wygrał zdecydowanie będąc agresywniejszym na pełnym dystansie. Po tym jak kontuzji doznał jego przyjaciel Andre Dirrell (także medalista olimpijski z Atlanty) i wycofał się z turnieju, Kalifornijczyk „poza konkursem” rozprawił się w typowej wojnie na wyniszczenie z Sakio Biką.

Pomimo tak doskonałej postawy w całym turnieju niewielu dawało Wardowi szanse w walce z Arturem Abrahamem, samozwańczym królem lżejszych kategorii. Jednak to młody Amerykanin zdominował armeńskiego Niemca ciągłymi atakami na głowę i korpus, trzymając go w ciągłym szachu i neutralizując całkowicie jego silny cios. W ten sposób Abraham przegrał pierwszy raz od 1996 roku prezentując się przy Wardzie ospale, bez pomysłu, a czasem wręcz nieporadnie.

W finale Super Six Andre zmierzył rękawice z drugim niespodziewanym finalistą, Carlem „Kobrą” Frochem – nietuzinkowym ringowym walczakiem prącym zawsze przed siebie z twardą szczęką i nokautującym ciosem w zanadrzu. Jednak historia w przypadku Amerykanina lubi się powtarzać, więc i tym razem zdominował on przeciwnika pokazując cały wachlarz swoich umiejętności. Ward walczył zarówno na dystans jak i w półdystansie bijąc równie mocno z obu rąk. Dodatkowe słowa uznania należą mu się za to, że w 6. rundzie odnowiła mu się kontuzja lewej ręki, czego i tak nie pozwolił wykorzystać Frochowi. W ten sposób stał się królem wagi super średniej dzierżąc wydarty „Kobrze” pas WBC, swój WBA oraz pas The Ring Super Middleweight, a niektórzy eksperci posunęli się nawet do nazwania go najlepszym medium-sized bokserem na świecie.

Wielu widzi Andre Warda jako następcę Floyda Mayweathera Jr., choć jego osobowość jest całkiem odmienna: jest skromny, cichy, kulturalny i spokojnie oraz metodycznie buduje swoją pozycję bez zbędnych skandali. W dodatku Kalifornijczyk nazywający siebie Bożym Synem jest, obok quarterbacka Denver Broncos Tima Tebowa, najbardziej obnoszącym się ze swoją wiarą sportowcem w USA. To oczywiście przysparza mu także wrogów, którzy wypominają mu, że ożenił się w wieku 18 lat mając dzieci jeszcze wcześniej (ma dwóch synów i córkę) i krytykują tę ostentacyjną religijność. Największe jednak (i jak na razie jedyne) kontrowersje wokół jego osoby pojawiły się w grudniu 2009 r. po publikacji LA Times, gdzie opisano jego kontakty z Victorem Conte, założycielem i szefem słynnego laboratorium BALCO dostarczającym niewykrywalne sterydy znanym amerykańskim sportowcom, za co został zresztą skazany. Ward miał mieć kontakt z jego nową firmą SNAC sprzedającą już podobno tylko suplementy. Dostarczane przez Conta odżywki i specjalna maszyna do oddychania miały wyzwolić produkcję czerwonych krwinek w organizmie boksera. To ta właśnie metoda miała dać „drugi oddech” Wardowi po 10. rundzie z Kesslerem.

Od grudniowego zwycięstwa w turnieju Super Six i wspomnianych kontrowersji minęło już jednak sporo czasu i nadeszła najwyższa pora na potwierdzenie swojej pozycji. Tym razem na drodze Kalifornijczyka stanie jego rodak, Chad Dawson.

Ale o tym już w następnej części.