TOMASZ ADAMEK: JEŚLI NIE MASZ WIARY, NIE WYCHODŹ NA RING

Grzegorz Podżorny, blogi.newsweek.pl, D. Kwapisiewicz

2012-07-13

- Jakie są twoje plany na najbliższe miesiące i kiedy znowu zobaczymy Tomasza Adamka w walce o mistrzostwo świata?
Tomasz Adamek: Przede wszystkim muszę trenować, bo to trening czyni mistrza. 15 Lipca wylatuję do Stanów Zjednoczonych i wracam na salę treningową. Czeka mnie 8 tygodni ciężkiej pracy nad doskonaleniem swoich umiejętności i 8 września walka w Prudential Center w Newark. Kolejne pojedynki mają się odbyć w grudniu i po Nowym Roku. Potem mogę zacząć myśleć o ponownej walce o mistrzowski pas.

- Co musisz poprawić zanim znów staniesz do tej najważniejszej walki? Popracować nad siłą ciosu?
TA. Nigdy nie byłem „nokaut-bokserem” i nigdy nie będę. Zadaje dużo ciosów, jestem szybki i to są moje atuty. I nad tym będę pracował na treningach, nad szybkością, nad dynamiką. Jeśli to jeszcze bardziej udoskonalę, to za nie długo zobaczycie mnie w walce o mistrzostwo świata.

- Zanim na dobre zająłeś się boksem, grałeś też w piłkę i nadal jesteś kibicem futbolu. Jak oceniasz występ polskiej reprezentacji na Euro2012?
TA: Fajnie, że grali. Szkoda, że przegrali. Wszystkim sportowcom reprezentującym Polskę życzę, żeby wygrywali – czy to jest piłka, czy to boks, czy inna dyscyplina. Gdy wygrywają tak jak Adam Małysz, Justyna Kowalczyk, jak ja wygrywam, wtedy jesteśmy dumni, bo na całym świecie mówi się, że Polacy są dobrzy, że są waleczni.

- A co Twoim zdaniem było powodem porażki naszych piłkarzy?
TA: Brak wiary w zwycięstwo. Jeśli wchodzisz do ringu i nie masz tej wiary, że możesz zwyciężać, to tam lepiej nie wchodź. I tak jest w każdej dyscyplinie.

- Kiedyś powiedziałeś, że jedni potrzebują psychologa, a Tobie wystarcza Bóg, bo od niego bierzesz swoją siłę. Dzisiaj wśród polskich sportowców to raczej rzadka postawa.
TA: Po prostu większość boi się przyznać do tego, że jest wierząca i praktykująca. A ja się przyznaję. W Piśmie Św. jest napisane, że jeżeli zawstydzisz się Pana Jezusa na ziemi, to on się zawstydzi Ciebie kiedyś w niebie. Jestem katolikiem i pozostanę nim. Do Boga zawsze się będę przyznawał. Wielu sportowców z Europy i z całego świata przyznaje się do Boga. W Ameryce mówią: God bless you. Wiedzą, że wiara w Boga daje siłę. I to jest normalne, a w Polsce powiesz dzisiaj Pan Jezus i jesteś uznawany za nienormalnego. Nie wiem, skąd to się bierze.

- Solidarność jest Ci z pewnością znana [autor jest działaczem NSZZ Solidarność Katowice - przyp. red.]…
TA: Solidarny jestem całe życie. Wychowałem się w górach. Tam była, jest i będzie solidarność. A poza tym byłem w Solidarności w kopalni w Jastrzębiu Zdroju. Trenowałem wtedy w GKS Jastrzębie.

- Zjeżdżałeś na dół?
TA: Na dole byłem z dziesięć razy. Byłem ślusarzem. Robiłem kursy. Nawet wypadek miałem. Przez onuce (śmiech…) Nie umiałem ich dobrze wiązać i co chwilę mi spadały. Złapałem się ręką liny kolejki, zacząłem poprawiać i prawa ręką wpadła mi do rolki. Szczęście od Boga, że mi tej ręki nie urwało. Była mocno poraniona, ale zagoiła się. Pamiętam, jak ten instruktor, który miał się nami opiekować, dobiegł i pierwsze pytanie było: „Będziesz głosił, będziesz głosił?”. Nie zgłosiłem. Na drugi dzień, z zabandażowaną dłonią, wróciłem do roboty, ale trzymałem już ręce przy sobie.