ARTUR SZPILKA O SWOJEJ KONTUZJI

Łukasz Madej, Dziennik Polski

2012-07-05

Łukasz Madej: Leżak, klapki, słomka - tak będzie Pan spędzać czas przez najbliższe dni?
Artur Szpilka: Dokładnie. Akurat 13 lipca lecę na wycieczkę do Egiptu, więc troszkę odpocznę.

- Po powrocie może Pan zadzwonić do swojego przyjaciela - Andrzeja Wawrzyka, który właśnie porusza się o kulach i razem poleniuchować.
AS: No tak (śmiech). Zobaczymy jednak, jak długo poodpoczywam, bo być może będę miał w międzyczasie robioną jeszcze operację ręki. Nie mam niczego złamanego. Chodzi o czyszczenie, spiłowanie kości.

- Szczęka nadal boli?
AS: Pewnie. To bardzo bolesne. Lewą stronę mam spuchniętą. Nie mogę gryźć. Nawet chleba nie ugryzę. Jem przez słomkę właśnie. Wszystko sobie miksuję.

- Kiedy sytuacja wróci do normy?
AS: Chodzi o jedzenie? Za sześć tygodni. Mam założoną płytkę. Po sześciu miesiącach zostanie wyciągnięta. Jest pęknięcie w dwóch, a złamanie w jednym miejscu (na dwóch kościach, żuchwowej i jarzmowej - red.). Mogłoby być jeszcze gorzej, gdybym teraz z tym nic nie zrobił.

- Jak doszło do tej kontuzji?
AS: Miałem pecha. W szóstej rundzie otworzyłem na chwilę usta, rozluźniłem się, chciałem coś zademonstrować i wtedy przeciwnik wyprowadził cios. Gdyby zadał go w każdym innym momencie walki, nie doznałbym tego urazu.

- Od razu w trakcie starcia z Jameelem McClinem po jego potężnym uderzeniu wiedział Pan, że chodzi o coś naprawdę poważnego?
AS: No tak. Takie rzeczy człowiek od razu czuje. Myślałem, że to może być jakieś wyrwanie, ale jak się okazało, chodzi o pęknięcie, złamanie żuchwy. Od momentu tego ciosu w szóstej rundzie czułem - powiedzmy, że taki paraliż. Cieszę się, że wytrzymałem do samego końca.

- Amerykanin trafił jeszcze w bolące miejsce?
AS: Pewnie, że tak. Dwa razy dostałem. Klinczowałem. Przez cztery rundy walczyłem ze złamaną szczęką. Potem nawet lekkie uderzenie strasznie bolało. Czułem, że z każdym ciosem ze szczęką jest gorzej. Wytrzymałem do końca i to mnie cieszy, bo nie było lekko.

- Mówi się, że ze wszystkiego można wyciągnąć dla siebie wnioski. Już Pan wie, ile tak naprawdę ważą ciosy w królewskiej kategorii.
- Dokładnie. Był to dla mnie poważny sprawdzian. Pokazał, że mogę walczyć na dystansie 10 rund. Nie byłem na tyle zmęczony, żebym nie miał już siły czy coś takiego. Pokazałem przede wszystkim silną głowę, bo trzymałem się założeń taktycznych.

Rozmawiał Łukasz Madej