SZPILKA PRZED SZKOLNYM TESTEM KOMPETENCJI

Tomasz Ratajczak, Opinia własna

2012-06-30

Artur Szpilka (11-0, 9 KO) stanie dziś przed największym wyzwaniem w swojej krótkiej jeszcze karierze, mierząc się na ringu w łódzkiej Atlas Arenie z czterokrotnym pretendentem do tytułu mistrza świata wszechwag, przed laty jednym z czołowych „ciężkich”, Jameelem McClinem (41-11-3, 24 KO). Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że amerykański pięściarz najlepsze lata ma już dawno za sobą, nie można narzekać na matchmaking Andrzeja Wasilewskiego. Jak na dwunastą zawodową walkę „Szpili”, w tym dopiero siódmą w wadze ciężkiej, w której boksuje dokładnie od roku, jest to spore wyzwanie.

Nie należy jednak McCline’a przeceniać. Nie odmawiam Wasilewskiemu pasji sportowej, ale dla niego boks to przede wszystkim biznes, a Szpilka to inwestycja, bardzo kosztowna biorąc pod uwagę kategorię, w której występuje. Zatem ta inwestycja musi się co najmniej zwrócić, a najlepiej, jeśli zacznie przynosić zyski. Marnowanie takiej inwestycji wystawianiem na zbyt trudnego rywala i ryzykowanie tym samym porażki, byłoby z punktu widzenia promotora nieracjonalne, choć dla kibiców z pewnością czyniłoby taki ryzykowny pojedynek atrakcyjniejszym. W dzisiejszym boksie, będącym może w 50 % sportem, a w pozostałej połowie biznesem, panuje absurdalny kult nieskazitelnego rekordu, który owocuje asekuranckim chowem zawodników, rzucanych na głębszą wodę dopiero wtedy, gdy stopa zwrotu z inwestycji jest już na odpowiednio wysokim poziomie. Młody zawodnik z porażką w rekordzie dramatycznie traci na wartości. Porażki wybaczane są tylko starym wygom, legendom boksu jak gwiazda dzisiejszej gali Roy Jones Jr. (55-8, 40 KO), które nie mają już zbyt wiele do stracenia.

Przekładając to na realia dzisiejszej walki Szpilki, możemy stwierdzić, że pięściarz z Wieliczki stoi przed testem kompetencji ucznia trzeciej klasy szkoły podstawowej. Taki test jest miernikiem umiejętności ucznia, ale nie można go nie zdać. Nawet słaby wynik daje promocję do czwartej klasy. Jest to swojego rodzaju podsumowanie etapu tak zwanej edukacji wczesnoszkolnej. I właśnie przed takim testem postawił swojego pupila Andrzej Wasilewski. Szpilka kończy nauczanie początkowe w wadze ciężkiej i trzeba w bezpieczny sposób sprawdzić jego kompetencje. Doświadczony McCline nadaje się do tego idealnie, gdyż naprawdę sporo potrafi. Z drugiej strony ryzyko porażki w walce z nim jest minimalne. Niech nikogo nie zwiedzie zarys mięśni na brzuchu wielkiego Amerykanina. McCline odnotował na wczorajszym ważeniu jeden z najwyższych wyników w swojej karierze. Cięższy był tylko w przegranej szybko walce z Nikołajem Wałujewem. Obóz „Szpili” z pewnością orientował się w jakiej dyspozycji jest obecnie „Big Time” i stąd wybór padł na nazwisko, które można dopisać do rekordu, a przy okazji wzbogacić doświadczenie młodego Polaka, gdyż jakąś lekcję z tego pojedynku z pewnością wyciągnie. McCline jest w kiepskiej formie, co potwierdza Travis Walker, który sparował ostatnio zarówno z nim, jak i ze Szpilką. W rozmowie z naszym serwisem Walker stwierdził, że McCline „skończył się” i z Polakiem przegra zdecydowanie. Zwycięstwo nad dobrze znanym w świecie zawodowego boksu Amerykaninem, będzie dla Szpilki trampoliną do dalszej kariery, czy też trzymając się poetyki tego felietonu – promocją do czwartej klasy. Stanie się z pewnością jeszcze bardziej rozpoznawalny niż obecnie i wtedy taki dajmy na to Shannon Briggs zapytany przez nas o przewidywany wynik walki McCline’a ze Szpilką nie zada już pytania: „Szpilka, a kto to jest Szpilka do cholery?”