Z BLOGU TOMASZA ADAMKA

Redakcja, tomaszadamek.eu, fot. Maciej Wójcik

2012-06-20

- Po kilku dniach opadły emocje i pojawiły się komentarze po mojej walce z Chambersem. Moje odczucia zaprezentowałem w wypowiedzi zaraz po walce. Ogólnie spodziewałem się, że walka z nim nie będzie należała do łatwych z racji stylu, jaki w przeszłości prezentował Eddie Chambers. Jego walki stoczone w ostatnich latach z czołówką HW, pozwalały przypuszczać, jak może wyglądać z nim walka. Chambers za namową wielu ludzi postanowił jednak wykorzystać nadarzającą się okazję i łatwo wyraził zgodę na pojedynek ze mną. Widział dla siebie wielką szansę na wygraną z małym ciężkim Adamkiem. Liczył, że stanie przed kolejną szansą na walkę o tytuł i pas mistrza świata w HW - pisze na swoim blogu Tomasz Adamek.

- Decyzja o przygotowaniach do pojedynku w legendarnym Kronk Gym potwierdzała to wszystko. Od razu dało się wyczuć, że tym razem sztab trenerski Kronk Gym, chce wziąć rewanż za przegraną ich pięściarza Johnatana Banksa. Opracowali i zaproponowali Eddiemu świetny plan na ten pojedynek. Jak się okazało, główne założenia planu to, radykalne obniżenie wagi prawie do granicy limitu 91 kg, co miało sprawić, iż z szybkiego Eddiego zrobią błyskawicę. Już na pierwszej konferencji prasowej przed walką, zamiast wielkiego Eddiego, tłuściocha pojawiła się jego znacznie mniejsza kopia, wysportowana, wesoła i młodsza o parę lat. Eddie zapowiadał, że zajedzie mnie w ringu, jak kowboj szkapę na westernie.

- Zaskoczył mnie, był niższy i lżejszy ode mnie. Pierwszy raz miałem przewagę wzrostu i wagi, te cechy miały być dla mnie zgubne. Od początku walki Eddie unikał wymiany ciosów, z których słynął. Poruszał się wartko po ringu, balansując ciałem. Był skoncentrowany na obronie głowy i jak zawsze gardę trzymał wysoko. Oddychał przez wąską szparę utworzoną pomiędzy rękawicami i spoglądał na mnie strojąc różne prowokujące miny. Przed walką ćwiczyłem z trenerem Rogerem Bloodworthem zadawanie ciosów na korpus. Tam mogłem umieścić tych ciosów, bezkarnie bardzo dużo. Przebieg pierwszej rundy to potwierdził. Moje ciosy adresowane na głowę nie dochodziły do celu lub trafiały na gardę. Postanowiłem realizować założenia taktyczne i zabrałem się za jego korpus. Co chwila trafiałem w żebra i to zachęcało mnie do zadawania coraz mocniejszych ciosów. Eddie wielokrotnie próbował blokować moje ciosy ale uznał, że są zbyt bolesne wybrał więc rozwiązanie inne. Postanowił tańczyć i walczyć na dystans. To rozwiązanie dawało mu poczucie bezpieczeństwa, ale mnie również nie groziły jego szybkie ciosy z prawej ręki. Pierwsza runda ustawiła całą walkę.

- Zarówno ja, jak i on mieliśmy wywierać presję w tej rundzie i pokazać, kto rządzi w ringu. Moje silne ciosy, które starał się blokować doprowadziły prawdopodobnie do kontuzji jego lewej ręki. Piszę prawdopodobnie, bo być może to był zamierzony zabieg taktyczny. Wskazywał tylko dwa razy, że coś jest nie tak z ręką, podobnie w walce ze mną tak samo robił Arreola. Możliwe jest, że chciał mnie przekonać, że z tej reki nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Mógł zakładać, że gdybym się znalazł w jej zasięgu to wtedy, wyprowadziłby potężny cios. Odwrócił przy tym skutecznie moją uwagę, poprzez zmianę pozycji. Stał się mańkutem, który wywija ręką, jak szabelką. Dziwne, bo zginał tę rzekomo chorą rękę, używał jej do obrony, ale tylko nie zadawał ciosu. Taki stan trwał przez kilka rund. Normalnie kontuzjowany pięściarz szuka w ringu konsultacji lekarskiej, kończy pojedynek, aby nie pogłębić skutków kontuzji. A on zapominał o grymasach bólu na twarzy. Skutecznie za to prowokował, próbował mnie ośmieszać zwodami i balansem ciała. W ringu jednak nie to się liczy. Zadawałem cios za ciosem, bo wiedziałem, że tak ostrożnie walczącego na dystans Eddiego nie podłączę do prądu. Co prawda odniosłem wrażenie, że dwukrotnie mocno zachwiał się po moich ciosach, ale to było za mało, aby go dopaść na dłużej przy linach. Optycznie przebieg walki wskazywał, iż jest ona wyrównana, ale tak naprawdę ostateczny werdykt miał zapaść po zsumowaniu ciosów. Czułem, że zadałem bardzo dużo ciosów i na pewno dużo więcej niż on. Werdykt i statystyka zadanych ciosów była dla mnie korzystna. W pierwszej chwili nie kryłem niezadowolenia z przebiegu walki. Byłem bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie, po 12 rundowej walce czułem się znakomicie.

- W trakcie walki nie było klinczów i próby oddychania rękawicami. Eddie nie osiągnął celu, jakim było zamęczenie ciężkiego Adamka w pierwszych rundach i obnażenie mojej słabej szybkości. Ja robiłem swoje i to dlatego wygrałem, bo realizowałem założenia taktyczne trenera na walkę z tak specyficznie walczącym Chambersem. Nie była to ładna walka dla oka, bo boks to wymiany ciosów i piękne obrony. Eddie nie chciał takiej walki, już po pierwszej rundzie wybrał obronę, przez unikanie walki. No i w ten sposób dał powód do spekulacji, co by było, gdyby miał do dyspozycji zdrową lewą rękę. Wtedy to na pewno, by wygrał z Adamkiem. Podobnie jak inny bokser, który ze mną walczył uważa, że nie przegrał walki. Trudno jest się pogodzić się z porażką w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z przerostem ambicji. Po werdykcie był spokojny podobnie jak jego cały sztab z Kronk Gym. Prowadzę z nimi dwa do zera, wygrałem z Banksem i z Chambersem. Opinie w prasie fachowej są przeważnie pozytywne, w USA wszyscy wiedzą, że Adamek pokonał Chambersa. Telewizja NBC Sport dotarła z przekazem do wielu milionów, to zaprocentuje dla mnie na przyszłość. Dzięki temu przedłużyłem współpracę z dotychczasowymi promotorami i telewizją. Następne dwie walki w USA, mamy już ustalone terminy. Teraz nadszedł czas na odpoczynek. Jutro rano o godz: 9.00 przylatuję do Krakowa na wakacyjny odpoczynek w Polsce. Na pewno spotkam się z wieloma fanami boksu, choćby w dniu 30 czerwca w Krasnymstawie (woj.lubelskie), gdzie będę na otwarciu stadionu. Dziękuję jak zawsze za życzenia i listy. Do zobaczenia na rodzinnej ziemi.