BRADLEY Z PREZENTEM OD SĘDZIÓW

Leszek Dudek, Informacja własna

2012-06-10

Wyjątkowo nieuczciwym werdyktem zakończył się pojedynek Manny'ego Pacquiao (54-4-2, 38 KO) z Timothym Bradleyem (29-0, 12 KO). Choć Filipińczyk kontrolował sytuację w większości rund i wydawało się, że wyraźnie prowadzi na punkty, dwaj sędziowie orzekli inaczej i "Desert Storm" został nowym mistrzem świata federacji WBO w wadze półśredniej. Zdaniem BOKSER.ORG, "Pacman" wygrał 117-111.

Rozpoznawcza pierwsza runda nie była łatwa do punktowania, ale w końcówce mistrz zaznaczył swoją przewagę i prawdopodobnie przechylił szalę na swoją stronę. W drugim starciu Bradley starał się być aktywniejszy, ale lewy prosty "Pacmana" kilka razy doszedł do celu. Zdenerwowany "Desert Storm" postanowił odpowiedzieć za wszelką cenę i wściekle bił na tułów, przytrzymując drugą ręką.

Amerykanin bez wątpienia wyszedł do ringu po zwycięstwo, ale szybkość rąk Pacquiao często zaskakiwała go w trzech pierwszych starciach. Lewy prosty "Pacmana" łatwo odnajdywał drogę do celu, co nie wróżyło dla Tima niczego dobrego. W czwartej rundzie "Desert Storm" po raz pierwszy znalazł się w poważnych kłopotach, lecz zdołał dotrwać do gongu, a w końcówce sam mocno trafił i ostudził zapał Filipińczyka.

W piątym starciu Manny długo usypiał ostrożnego przeciwnika, ale kiedy zaatakował w ostatnich 40 sekundach, Bradley znów musiał ratować się klinczem. W końcówce szalone wymiany, w których waleczny "Desert Storm" szedł na żywioł, choć otrzymywał bardzo mocne ciosy. W szóstej rundzie Bradley kontrolował pierwszą fazę, ale w końcówce znów był bezradny, kiedy "Pacman" zacząć bić swoje piekielnie szybkie kombinacje. W ostatnich sekundach pretendent wyglądał na zrezygnowanego i dał się bezkarnie obijać mistrzowi.

Pewny siebie Pacquiao perfekcyjnie wykonywał plan nakreślony przez Freddiego Roacha. Niewykluczone, że wygrał siedem pierwszych rund. Bradley musiał zebrać się w sobie i ruszyć do ataku, do czego zresztą próbował nakłonić go Joel Diaz. W ósmej odsłonie utrzymała się jednak przewaga świetnie dysponowanego Filipińczyka, którego szybkość była dla Bradleya ogromną przeszkodą. Doszło do pierwszego poważnego zderzenia głowami, jednak żaden z zawodników nie nabawił się kontuzji.

Choć w dziewiątym starciu Amerykanin miał świetne kilkadziesiąt sekund, to i tak był gorszy od "Pacmana", który trafiał fenomenalnie i przyjmował wszystko, co oferował rywal. Dziesiąta odsłona była chyba najlepszą w wykonaniu Tima, ale ciągły ruch, który uniemożliwiał "Pacmanowi" ataki, kosztował Amerykanina wiele wysiłku i "Desert Storm" zachwiał się nieco, wracając do narożnika...

W początkowej fazie jedenastej rundy Bradley radził sobie nieźle, ale z czasem znów do głosu zaczął dochodzić Manny. Trener Diaz wierzył jeszcze w zwycięstwo swojego zawodnika i przekonywał Tima, że ostatnie starcie może zadecydować o wszystkim. "Desert Storm" wziął to do siebie, ale mogło to nie wystarczyć do wygrania dwunastej rundy i zdawało się, że na pewno nie starczyło do zdetronizowania Manny'ego Pacquiao. Werdykt sędziów (115-113, 113-115 i 115-113) został przywitany gwizdami. Tuż przed ogłoszeniem wyniku kamera złapała zawiedzionego Bradleya, który oświadczył, że Floyd Mayweather pokona "Pacmana". Chwilę później w obozie 28-letniego Amerykanina nastąpił nieoczekiwany wybuch radości...