Nishioka, Toshiaki

Tomasz Maynard, Opracowanie własne

2012-06-07

Był 24 października 2010 roku, kiedy niezwykle solidny brytyjski pięściarz, Rendall Munroe, stanął przed największą szansą w swojej profesjonalnej karierze. Stawką walki, jaka odbyła się w tym dniu, a którą transmitowała popularna stacja telewizyjna SkySports, był pas mistrzowski uznanej na całym świecie organizacji WBC. Anglicy mieli wielką nadzieję na to, że bohater niższych klas, pracujący na codzień jako śmieciarz Munroe, spełni marzenie swojego życia i zdobędzie tak pożądany przez wszystkich pięściarzy laur. Jednakże, marzenia te zostały brutalnie zdruzgotane przez rzeczywistość. Broniący pasa, gospodarz tej walki okazał się pięściarzem najwyższej światowej klasy, o czym przed pojedynkiem niewielu miało pojęcie. Leworęczny obrońca trofeum wygrywał kolejne rundy umiejętnie poruszając się po ringu, znakomicie operując prawym prostym i w odpowiednim momencie punktując Anglika swym firmowym lewym na korpus. Skupiony na swym celu, jakim było zwycięstwo nad rozpoznawalnym przeciwnikiem, był nieuchwytny dla rywala, wyprowadzał kombinacje, którymi obijał jego ciało, a przy tym unikał ciosów kontrujących. Znajdował każdą lukę w obronie i, niczym chirurg skalpelem, niezwykle precyzyjnie operował swoją lewą ręką. Pod koniec walki mistrz nawet przyspieszył, a jego rywal dotrwał do końcowego gongu tylko dzięki potężnej determinacji i sile woli. Nikogo, kto oglądał tę walkę, nie zaskoczyła jednogłośna decyzja na rzecz broniącego mistrza, a nawet wynik 119-109 na dwóch kartach sędziowskich.

Dlaczego zatem ów mistrz, Toshiaki Nishioka, pomimo tak wszechstronnego opanowania technik bokserskich, posiadania ewidentnej inteligencji ringowej oraz przy braku istotnych słabych punktów w rzemiośle pięściarskim, był tak słabo znany poza własnym krajem? Odpowiedź jest zapewne skomplikowana, ale jej istotna część z pewnością leży w niedocenieniu przez szeroką, światową publiczność boksu japońskiego, oraz generalnie, kategorii wagowych niższych, niż piórkowa. Nishioka, którego poza gronem bokserskich eksertów, oraz fanami z własnego kraju, nadal mało kto kojarzy, jest znakomitym przykładem tej tendencji. Zapewne, gdyby był Amerykaninem, lub Latynosem, boksował ze dwie, może trzy kategorie wyżej i prezentował podobne umiejętności, byłby uznawany za czołowego pięściarza wszystkich rankingów bez podziału na kategorie wagowe oraz pewnego przyszłego członka bokserskiej Galerii Sław. Niestety, jest Japończykiem, walczy głównie na swojej ojczystej wyspie Honsiu i ma dobrą reputację poza ringiem, więc media, z wyjątkiem nielicznych branżowych portali, zgodnie pomijają go milczeniem. Szkoda, ponieważ jego kariera to materiał na ciekawą opowieść, a nagrania jego walk można łatwo odnaleźć w Internecie, co czyni go potencjalnie nietrudnym do wypromowania.

Początki kariery

Urodzony w 1976 roku, w miejscowości Kakogawa w pobliżu Kobe, na wyspie Honsiu, Nishioka zaczął boksować w wieku 10 lat. Po krótkiej karierze amatorskiej, zdecydował się potraktować boks, jako pracę i w wieku 19 lat został pięściarzem profesjonalnym. Od początku był sparingpartnerem japońskich czempionów WBC -Yasuei Yakushiji i Joichiro Tatsuyoshi. Obaj dostrzegli jego talent, przejawiający się wtedy głównie w szybkości i technice zadawania ciosów. Jednak braki w obronie sprawiły, że już w drugiej profesjonalnej walce zaliczył nieprzyjemny nokaut, po którym zniesiono go z ringu na noszach. To doświadczenie sprawiło, że zaczął pracować intensywniej także nad defensywą i sposobem poruszania się po ringu, który doskonalił jeszcze przez wiele lat.

W 1998 roku zdobył swój pierwszy istotny tytuł, pokonując przed czasem w drugiej rundzie Junichi Watanabe i unosząc w górę pas mistrza Japonii w kategorii koguciej. Co ciekawe, w pierwszym starciu sam leżał na deskach, ale szybko z nich wstał. Podobny schemat miał się pojawić w bardzo istotnej walce w przyszłości, ale o tym później. Krajowy tytuł obronił Toshiaki jeszcze dwukrotnie, po czym zwakował go, gdyż pojawiła się szansa walki o zdecydowanie ważniejszy pas.

Rywalizacja z Veerapholem Sahapromem

W międzyczasie mentor młodego Toshiakiego, wspomniany już Joichiro Tatsuyoshi został dwukrotnie znokautowany przez groźnego Taja Veeraphola Sahaproma, co w zasadzie zakończyło jego karierę. Rok później, japońscy promotorzy dali Nishioce możliwość pomszczenia rodaka. 25 czerwca 2000 roku tajski mistrz dał jednak kolejny popis swoich nieprzeciętnych umiejętności i zdołał wygrać jednogłośnie na punkty. Pomimo porażki, Toshiaki spisał się jednak tak dobrze, że rok później zorganizowano rewanż, w którym po wspaniałej walce, sędziowie orzekli remis. Upłynęły kolejne 2 lata, w których obaj zgodnie wygrywali swoje pojedynki i w 2003 roku Veeraphol już po raz trzeci zawitał do Japonii, a po raz drugi padł w starciu starych znajomych remis. Jakby tego było mało, rok później doszło do czwartej walki obu panów, znających się już niczym przysłowiowe łyse konie. Tym razem jednak Veeraphol wzniósł się na absolutne wyżyny, dając chyba najlepszą walkę w swojej wspaniałej karierze i wygrał bardzo wysoko, co zakończyło jednoznacznie rywalizację pomiędzy nim, a Nishioką. Wszystkie cztery pojedynki to już klasyki w bogatej historii starć japońsko-tajskich, można znaleźć je na Youtube i samemu zobaczyć, na jakim poziomie i w jakim tempie były toczone.

Dalsza kariera w super koguciej

Jak wielu bokserów zwykło czynić w podobnych sytuacjach, po porażce w czwartej walce z tajskim rywalem, Nishioka zdecydował się przenieść do wyższej kategorii wagowej. W super koguciej na początku odprawił z kwitkiem całą plejadę miernych rywali, w międzyczasie mierząc się z nimi nie tylko w Japonii, ale także Stanach Zjednoczonych i Francji. Takie możliwości dała mu współpraca z najbardziej znanym na świecie japońskim promotorem - Akihiko Hondą. Właściciel firmy Teiken i gymu o tej samej nazwie przygarnął Toshiakiego do swojego teamu i, pomimo nieudanych pierwszych prób, doprowadził go w końcu do upragnionego tytułu mistrza świata.

Zdobycie tytułu i pierwsze obrony

Poza zmianą kategorii wagowej, wiele podobno dało Nishioce też ustabilizowanie życia - w tym właśnie okresie ożenił się i doczekał potomstwa. Sam twierdzi, że to właśnie rodzina najbardziej go dopingowała w najtrudniejszym okresie kariery. Etap ten zakończył się wreszcie 15 września 2005 roku, kiedy po raz piąty spróbował zdobyć tytuł mistrza świata federacji WBC. Co ciekawe i tym razem rywalem był pięściarz pochodzący z Tajlandii - Napapol Kiatisakchokchai. W jego narożniku znalazł się dawny rywal Nishioki - Veeraphol Sahaprom, który po zakończeniu pojedynku w bardzo sportowym geście pogratulował Japończykowi osiągnięcia. Od tego czasu, nigdy więcej Nishioka nie walczył już z reprezentanetm Tajlandii. Tytuł wywalczony po tej dość jednostronnej walce był co prawda tymczasowy, ale już wkrótce federacja WBC odebrała pełnoprawny pas Israelowi Vazquezowi, który zmagał się z poważnymi kontuzjami. To uczyniło z Nishioki pełnoprawnego mistrza. Tak wywalczony tytuł wypadało przynajmniej uwiarygodnić obronami na wysokim poziomie, lecz pierwsza z nich nie powaliła na kolana. Rywalem był Genaro Garcia, który dwie z trzech wcześniejszych walk przegrał. Oczywiście, Toshiaki poradził sobie z nim bez większych problemów, walka zakończyła się przed czasem w 12 rundzie.

Wyjazd do Meksyku i olbrzymi triumf

Druga obrona jednak była już sporym wyzwaniem. Ulubieniec WBC, meksykański król nokautu, Jhonny Gonzalez miał po swojej stronie licznie zgromadzoną w Monterrey publiczność. Początkowo, wyższy i silniejszy Meksykanin uzyskał przewagę, którą udokumentował nokdaunem na Japończyku w pierwszej rundzie. Jednak, podobnie, jak przed laty, gdy zdobywał tytuł japoński, Nishioka zdołał przetrwać kryzys i przełamać przeciwnika. Tym razem koniec nadszedł w 3 rundzie, po pojedynczym ciosie na szczękę, Gonzalez został wyliczony przez sędziego. Meksykańscy komentatorzy i kibice nie wierzyli własnym oczom - oto niewielki Japończyk, znany głównie z szybkości i techniki "ściął" ich ulubieńca, jakby użył do tego celu samurajskiego miecza. Takie wygrane zawsze podnoszą pewność siebie u boksera i tak też zapewne było u Nishioki.

Seria obron tytułu w Japonii

Kolejne dwie obrony były bez historii - Meksykanin Hernandez i Filipińczyk Bangoyan zostali zdemolowani w przeciągu kilku rund. Po nich nadeszła pora na obowiązkowego pretendenta - Rendalla Munroe z Wielkiej Brytanii. O tym starciu napisałem już we wstępie, dodam tylko, że dopiero ta wygrana sprawiła, że Nishioka znalazł się na pierwszym miejscu rankingu The Ring dla kategorii super koguciej. Wreszcie, następnym rywalem był Argentyńczyk Munoz, który momentami radził sobie nieźle, ale w 9 rundzie padł na dechy i było po sprawie. Po tym zwycięstwie Nishioka otwarcie przyznał, że przestały już go motywować tego typu obrony i szuka większych wyzwań. Zwłaszcza, że przekroczył 35 rok życia, a kontuzje ciągnęły się za nim już od wielu lat.

Wyjazd do Las Vegas

Celami Toshiakiego stali się Fernando Montiel (zunifikowany mistrz w koguciej, który znokautował rodaka i przyjaciela Nishioki - Hozumiego Hasegawę), Nonito Donaire (jeden z czołowych zawodników P4P według wielu ekspertów; pogromca Montiela), oraz legendarny w Meksyku i USA Rafa Marquez. To właśnie z młodszym bratem słynnego Dinamity zmierzył się w swym ostatnim, jak do tej pory, pojedynku Nishioka. Po kilku słabszych rundach, japoński czempion rozkręcił się w drugiej części walki, ostatecznie wygrywając ten pojedynek na kartach wszystkich trzech sędziów punktowych. Po raz kolejny zaprezentował swoją finezyjną technikę, inteligencję ringową, kondycję pozwalającą mu zachować świeżość do ostatnich rund, oraz defensywę, którą w miarę upływu lat wyszlifował do perfekcji.

"Emerytura"

Wygrana nad Marquezem ugruntowała pozycję Nishioki wśród czołowych pięściarzy świata. Sprawiła także, że zaczął on poszukiwać możliwości jeszcze większej walki. Pojawienie się w jego kategorii Nonito Donaire, którego promotor, Top Rank, jest w świetnych układach z kompanią Teiken, promującą Japończyka, pozwalało snuć domysły, że dojdzie do starcia pomiędzy nimi. Niestety, Donaire wybrał inne możliwości (Vazquez Jr i Mathebula), a Nishioka tymczasowo odsunął się w cień, wakując swój pas WBC, a w zamian otrzymując status "emeritusa", który pozwala na pojedynek z aktualnie panującym czempionem w razie powrotu do ringu. Pas, który do niego należał zdobył popularny w Meksyku i USA Abner Mares, co daje drugą, obok Donaire, możliwość zorganizowania dla Nishioki wielkiej walki na terenie Stanów Zjednoczonych. Czy będzie to zaledwie walka pożegnalna, czy też wiekowy już mistrz jeszcze raz wzniesie się na szczyty swoich nieprzeciętnych możliwości, możemy przekonać się w nadchodzących miesiącach. Szczerze życzę mu otrzymania takiej właśnie szansy, na jaką zasłużył swoją ciężką pracą, bez której, jego niezaprzeczalny talent nie zawiódłby go tak wysoko. W międzyczasie warto prześledzić nagrania jego wcześniejszych walk, których jest w Internecie całkiem sporo.