SZPILKĄ W BALONIK

Tomasz Ratajczak, Opinia własna

2012-06-02

Jeśli ktoś spodziewa się zasugerowany tytułem, że jest to felieton krytyczny wobec Artura Szpilki lub jego promotora, będzie srogo zawiedziony. Szpilka z pewnością jest postacią kontrowersyjną, a jego zachowania z przeszłości słusznie zostały ocenione przez wymiar sprawiedliwości. Swoje już jednak odsiedział i jak każdy człowiek po odbyciu kary pozbawienia wolności, dostał szansę na nowy początek. Czy ją wykorzysta zależy w dużym stopniu od tego, jakich ludzi będzie miał wokół siebie i czy będzie w stanie kontrolować swój młodzieńczy temperament. O tym, że nie będzie potulnym zawodnikiem, kierujący jego karierą Andrzej Wasilewski przekonuje się na każdym kroku - ostatnio gdy „Szpila” w niewybrednych słowa skrytykował na portalu społecznościowym wybór Gonzalo Omara Basile na swojego rywala. O tym czy była to krytyka słuszna, przekonamy się już za kilka godzin, ale jeśli Argentyńczyk na ringu w hali Łuczniczka pokaże to, co w środę na medialnym treningu na bydgoskim rynku, walka potrwa kilkadziesiąt sekund i niezadowolenie Szpilki będzie w pełni uzasadnione.

Również ocena jego sportowych możliwości nie należy do łatwych zadań. Szpilka bez wątpienia jest utalentowanym pięściarzem, obdarzonym dość mocnym ciosem i mającym charakter wojownika, nie obawiającego się poważnych wyzwań. Jeśli nie będzie zbyt asekuracyjnie prowadzony, niebawem przekonamy się, czy to wystarczy na solidnych rzemieślników w kategorii ciężkiej, gdyż ci, z którym Polak mierzył się dotąd, nie zasługiwali na to miano, lub byli tylko cieniami z przeszłości, „boksującymi nazwiskami”, jak Owen Beck. Oczywiście na poważne próby ma on jeszcze trochę czasu, przecież ma dopiero 23 lata i wrócił na ring zaledwie niecały rok temu. Jednak w obecnej sytuacji ocena osobowości Szpilki, jak również jego sportowej przyszłości, to wróżenie z fusów, w sytuacji gdy bardzo trudno oddzielić prywatny wizerunek tego pięściarza od balonika nadmuchanego przez media.

Właśnie, media… Warto przebić ten balonik symboliczną (nomen omen) szpilką. Obecnie bohater tego felietonu jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich sportowców, prawdziwym celebrytą i aż dziw bierze, że jeszcze nie wyskakuje z lodówki w reklamach. Z tym, że nie jest to jego winą. Trudno winić również jego promotora, że wykorzystuje ogromną popularność swojego zawodnika. Jest racjonalnym biznesmanem i byłby głupcem, gdyby zmarnował taką okazję – Szpilka może być koniem pociągowym grupy Wasilewskiego i prawdziwą kurą znoszącą złote jajka, również dla siebie samego. Tylko w tym wszystkim rodzi się ogromna pokusa, aby tę symboliczną kurę eksploatować w sposób niezgodny z jej przeznaczeniem. Udziałem Szpilki może być wielka sportowa kariera, lub medialny cyrk, którego częścią powoli się staje. Zamiast wartościowych rywali, będą wyciągani jak królik z kapelusza, wytatuowani od stóp do głów egzotyczni oponenci, lub brodaci uliczni zadymiarze, którzy dla przeciętnego kibica nieobeznanego z boksem, a takich jest w Polsce większość, stwarzać będą wrażenie, że oto ich idol mierzy się z niezwykle groźnymi wyzwaniami. Ale winnym tego stanu rzeczy nie będzie Szpilka, ani jego promotor. Winne są przede wszystkim media, które kreują histeryczną atmosferę wokół młodego pięściarza. Nie tylko tabloidowe szmatławce, ale nawet poważne serwisy branżowe, na których można było zobaczyć… transmisję z operacji Szpilki, lub wspólne zakupy z jego dziewczyną w sklepie z damską bielizną! Nie biję się w cudze piersi, choć BOKSER.ORG aż do takiego poziomu nigdy się nie zniżył i mam nadzieję nie zniży. Ale nasz serwis też nie jest bez winy. Świadomie bierzemy udział w tym medialnym cyrku, pchani do tego ostrą konkurencją na rynku internetowym – jeśli będziemy ignorować Szpilkę, tysiące czytelników złaknionych informacji na temat swojego idola, będzie szukać ich gdzie indziej. Dlatego dzień bez newsa od „Szpili”, to dzień stracony. I tak działa to wszędzie. Niestety…

Jest tylko jeden problem – na ile ten młody człowiek jest przygotowany na taką sytuację. Czy uniesie ciężar popularności? Przykładów wskazać można wiele, by nie odchodzić zbyt daleko od boksu, wystarczy przypomnieć historię Mike’a Tysona, który zdobywając pas mistrza wagi ciężkiej jako dwudziestolatek, otoczony nieodpowiednimi ludźmi, po kilku latach na szczycie stoczył się na dno, lądując w więzieniu i trwoniąc zarobione na ringu setki milionów dolarów. Ale w jego przypadku upadek został przynamniej poprzedzony prawdziwym sukcesem, który na trwałe wpisał się do historii boksu. Natomiast Szpilka nawet o ten sukces jeszcze się nie otarł, jeszcze nie stoczył walki z żadnym poważnym rywalem, a już jest polskim bohaterem. Słuchając jego wypowiedzi mam nadzieję, że on sam nie wierzy w te wszystkie zachwyty nad jego talentem i zdaje sobie sprawę, że w razie niepowodzenia, tłum zachłystujących się z euforii fanów, zamieni się jazgoczącą sforę krytyków. Ich agresja będzie wywołana ignorancją – przecież nie rozumieją, że „Szpila”, który w ich opinii pobiłby Adamka jedną ręką i „napier…ił tych wszystkich wydziaranych kolesi”, tak naprawdę ma przed sobą jeszcze wiele pracy, by móc dostąpić zaszczytu walki z kimś takim jak „Góral”. Artur Szpilka jest dopiero na początku swej sportowej drogi na szczyt i oby kiedyś tam doszedł, ku radości nas wszystkich. Na razie jednak musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż zmierzy się w ringu z przeciwnikiem znacznie bardziej wymagającym niż ten, którego zmiecie z ringu już dziś wieczorem w Bydgoszczy. W media jednak nie wierzę, wszyscy zatraciliśmy umiar i zapewne już niedługo Szpilka wyskoczy z mojej lodówki. Mam tylko nadzieję, że kolejnej transmisji z jego prywatnego życia nie zobaczę na BOKSER.ORG.