ZMIANA WARTY NA SZCZYCIE

Leszek Dudek, Opinia własna

2012-05-27

Daje do myślenia wczorajsze wielkie zwycięstwo Carla Frocha (29-2, 21 KO) nad znakomitym Lucianem Bute (30-1, 24 KO). Twardy jak skała, zdeterminowany Brytyjczyk idealnie wprowadził w życie taktykę nakreśloną przez Roberta McCrackena i nadspodziewanie łatwo uporał się z rumuńskim championem, który przed walką notowany był w czołówce P4P.

"Kobrze" wydatnie pomogły szklana szczęka i najwyraźniej kiepska odporność psychiczna walczącego na terenie przeciwnika Bute, lecz styl w jakim Carl wygrał na gali w Nottingham nie pozostawia najmniejszych wątpliwości.

Spektakularne tryumfy Frocha i Mikkela Kesslera (45-2, 34 KO), który przed tygodniem brutalnie znokautował cenionego Allana Greena (31-4, 21 KO), skłoniły mnie do zastanowienia się nad pozycją Andre Warda (25-0, 13 KO) w dzisiejszym boksie zawodowym. "S.O.G." w wielkim stylu wygrał prestiżowy turniej Super Six w kategorii do 168 funtów, łatwo pokonując po drodze pięciu dobrych lub świetnych zawodników - kolejno Kesslera, Greena, Bikę (poza turniejem), Abrahama i wreszcie Frocha.

Do wczoraj nie byłem fanem talentu "Kobry" i przyznaję, że znajdowałem się w licznym gronie tych, którzy spodziewali się, że lepszy boksersko Bute nawet na wrogim terenie znajdzie sposób na ogranie, a może i ośmieszenie twardziela z Nottingham. Już w drugiej rundzie jasne stało się dla mnie, że nie doceniłem Brytyjczyka. Na moją ocenę Frocha w decydującej mierze wpływał fakt, że Carl nigdy nie pokonał wyraźnie żadnego zawodnika ze ścisłej czołówki. Przecież toczył wyrównany bój z Pascalem, uratował go nokaut w walce z Taylorem, dostał prezent w potyczce z niedocenianym Dirrellem, a potem przegrał wojnę z Kesslerem, by w powrocie zdeklasować okrutnie przereklamowanego Abrahama i nieznacznie* wygrać z dinozaurem Johnsonem! Wszystko to skłoniło mnie do przyjęcia tezy, że Froch w swojej drodze do finału Super Six miał sporo szczęścia, a wyraźna wygrana Warda jedynie utwierdziła mnie w tym błędnym przekonaniu.

Swoją postawą we wczorajszej walce Anglik zburzył całą moją teorię. W czym tkwi jego siła? Froch bije mocno, ale są w dywizji super średniej zawodnicy obdarzeni znacznie silniejszym pojedynczym ciosem, a Bute wygrywał już z takimi. Największymi zaletami "Kobry" są nieludzka odporność, fenomenalna kondycja, szaleńcza odwaga i przede wszystkim upór. Carl wprowadził wczoraj w życie wszystkie swoje buńczuczne zapowiedzi i odniósł zwycięstwo, o którym na Wyspach Brytyjskich będzie się pamiętało przez wiele lat. Stawia go to na równi z Rickym Hattonem oraz "Dumą Walii" - Joe Calzaghem, którzy w Manchesterze zwyciężali kolejno z Kostyą Tszyu i Jeffem Lacym.

Skoro Froch w wielkim stylu pobił czołowego pięściarza świata bez podziału na kategorie wagowe, a wcześniej sam nie miał niczego do powiedzenia w walce z Wardem, ten ostatni musi zostać doceniony. Amerykanin od kilku miesięcy leczy kontuzję i odpoczywa po największym w karierze zwycięstwie, przygotowując się powoli do wyczekiwanego powrotu, a w międzyczasie jego dawne ofiary swoimi kolejnymi występami pokazują, że są dziś lepsze niż kiedykolwiek. Czy w tej sytuacji przedwczesne będzie stwierdzenie, że "S.O.G." jest już teraz najlepszym bokserem P4P? Jeśli uważacie, że należy się z tym wstrzymać, poczekajmy do września, kiedy Andre skrzyżuje rękawice z Chadem Dawsonem (31-1, 17 KO). Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości.

NA KONIEC

Czy 32-letni Bute wróci na szczyt? Wątpliwe. Rumun jest wspaniałym technikiem o potężnym uderzeniu i imponującej szybkości, lecz wczoraj potwierdziły się przypuszczenia o tym, że nie potrafi przyjąć mocnego ciosu. W tej sytuacji dziwi jedynie, że dopiero Froch zdołał powtórzyć wcześniejszy sukces Andrade i przełamał Luciana. W 2003 roku w amatorskich mistrzostwach świata w Bangkoku Bute został ciężko znokautowany przez Giennadija Gołowkina. Jako zawodowiec były mistrz IBF radził sobie z puncherami bijącymi mocniej od Frocha (m.in. Miranda, Berrio, Zuniga), ale dopiero Anglik znalazł sposób na przyparcie go do muru i zarzucenie gradem ciosów, których krucha szczęka Rumuna nie potrafiła znieść. Skoro droga została wyznaczona przez "Kobrę", prędzej czy później znajdzie się kolejny pięściarz, który złamie Bute.

Kiepskim pomysłem wydaje się również rewanż z Frochem, choć Lucian ma do niego prawo. Niewykluczone, że "Le Tombeur" spróbuje się nieco odbudować i dopiero w przyszłym roku zaprosi Carla do Montrealu, ja jednak nie wierzę, by po wczorajszym laniu Rumun mógł odzyskać dawną pewność siebie, a bez niej nawet przed własną publicznością nie zatrzyma rozpędzonej "Kobry".

 

* - określenie "wygrać minimalnie" było moim błędem. Znacznie lepiej pasuje "wygrać nieznacznie".