CZY NADCHODZI ZMIERZCH?

Wojciech Czuba, Boxing News

2012-05-14

Coraz mniej ludzi wierzy w starcie Manny'ego Pacquiao (54-3-2, 38 KO) z Floydem Mayweatherem Jr (43-0, 26 KO). Prawdopodobnie po 9 czerwca nie dojdzie już do  niego nigdy.

Kiedy kilka lat temu gdy Filipińczyk podpisywał kontrakt na walkę z Oscarem De La Hoyą (39-6, 30 KO), niewielu ekspertów i dziennikarzy dawało mu jakiekolwiek szanse. Powszechnie uważano, że dużo większy i silniejszy "Golden Boy" rozniesie w pył filigranowego "PacMana". Nawet żona Manny'ego była przeciwna organizacji tego pojedynku, widząc w idolu amerykańsko-meksykańskiej społeczności zbyt twardy orzech do zgryzienia. Tymczasem 6 grudnia 2008 roku Manny nie przejmując się krytyką wszedł do ringu w MGM Grand w Las Vegas i zdeklasował faworyzowanego rywala, szokując cały bokserski świat.

Tym razem sytuacja jest odwrotna. To Pacquiao ma być królem ringu, a jego najbliższy przeciwnik Timothy Bradley (28-0, 12 KO) jedynie tłem dla jego klasy i talentu. Czy aby na pewno? Przypomnijmy, co powiedział trener filipińskiej gwiazdy przed walką z De La Hoyą.  Słynny Freddie Roach stwierdził wówczas, że Oscar nie jest już tym samym zawodnikiem, a w jego pięściach brakuje dynamitu. Czy teraz dokładnie to samo można powiedzieć o jego podopiecznym?

Wodą na młyn takich stwierdzeń był ostatni pojedynek Mannyego z równie popularnym i zawziętym Juanem Manuelem Marquezem (54-6-1, 39 KO), któremu też coraz więcej ludzi zarzuca, iż jego gwiazda pomału, acz nieubłaganie gaśnie. 38-letni "Dinamita" za każdym razem sprawiał "PacManowi" masę kłopotów, jednak to właśnie za trzecim razem dotkliwie obnażył wszystkie jego wady i zasiał ziarno zwątpienia w sercach milionów kibiców. Czyżby Manny, podobnie jak setki innych wspaniałych czempionów przed nim, powoli zaczynał przegrywać walkę z czasem?

Czyż nie to samo spotkało wielkiego Muhammada Alego (56-5, 37 KO), który pokonał Kena Nortona (42-7-1, 33 KO) w stylu równie kontrowersyjnym, co Manny Marqueza? Albo Larry Holmes (69-6, 44 KO) Tima Witherspoona (55-13-1, 38 KO)? Obydwaj zanotowali zwycięstwa, ale nigdy potem nie byli już tymi samymi zawodnikami. Czy pojedynek Pacquiao z Bradleyem potwierdzi tezę, że Manny to już nie ten sam Manny?

Bez wątpienia Filipińczyk ciągle należy do najlepszych pięściarzy na świecie, ale to samo można powiedzieć o niepokonanym Amerykaninie. Może nigdy nie zostanie uznany za gwiazdę, jednak udowadniał już nie raz, że podobnie jak jego najbliższemu przeciwnikowi, serca i talentu również mu nie brakuje. O jego umiejętnościach mogą coś powiedzieć jego dwie ofiary - wcześniej niepokonani na zawodowych ringach Devon Alexander (23-1, 13 KO), czy Lamont Petersom (30-1-1, 15 KO), którzy nie znaleźli sposobu na agresywny styl niskiego 28-latka.

Manny atakuje falami. Doskakuje do swojego rywala i znika zadawszy kombinację ciosów. W przypadku Bradleya ta taktyka może nie zdać egzaminu. "Desert Storm" znany jest doskonale z atakowania głową i Pacquiao musi zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie go czeka. Filipińczyk jest szybki, ale Timothy jeszcze szybszy, a jego ręce niezwykle precyzyjne, co udowodni zapewne 9 czerwca w Las Vegas.

Każdego czempiona czeka zmierzch. W przypadku niesamowitego Filipińczyka wydaje się, że zmiana warty nadchodzi wielkimi krokami. Czyżby jego katem został w końcu ambitny Bradley? Przekonamy się już niedługo.