ARTUR SZPILKA O POJEDYNKU W BYDGOSZCZY

Robert Małolepszy, Polska The Times

2012-05-06

Robert Małolepszy:  Promotor Andrzej Wasilewski mówi, że Pańska promocja zdecydowanie wyprzedza obecne możliwości pięściarskie, że kibice muszą zdać sobie sprawę, że walki o tytuł będzie Pan toczył za kilka lat. Co Pan na to?
Artur Szpilka: Ja jestem od boksowania, ale ufam mojemu sztabowi. Trener Łapin ciągle mi powtarza, że ja o boksie wciąż nie wiem za dużo. I to prawda. Przecież ja nie stoczyłem jeszcze ani jednej długiej, trudnej walki. Dopiero jak rywal przetrwa dłużej niż cztery, pięć rund, ja sam będę musiał walczyć na zmęczeniu, przetrwać kontratak, wtedy dopiero poczuję, co to znaczy prawdziwy zawodowy boks.

- W czerwcu stoczy Pan pierwszą w karierze walkę wieczoru. Jak ogłosił Andrzej Wasilewski, w Bydgoszczy ma się Pan bić na dystansie dziesięciu rund. Będzie Pan gotów do udźwignięcia takiego ciężaru?
AS: Jestem pewien, że tak. Wiem, że teraz wszyscy na mnie patrzą, że będą oczekiwali kolejnego szybkiego i efektownego zwycięstwa, ale nie przeraża mnie to. Bardzo się cieszę. Ale tym razem nie chcę wygrać szybko. Jak już mówiłem, chciałbym poboksować wreszcie trochę dłużej. Stoczyć dobry, ale długi pojedynek. Przekonać się, jak to jest.

- A nie boi się Pan, że im dłużej będzie trwała walka, tym Pan ze swoim bardzo ofensywnym i eksplozywnym stylem będzie miał coraz mniej sił, jak kiedyś Mike Tyson. Na razie najdłużej boksował Pan cztery rundy.
AS: Ale na treningach ja boksuję już dziesięciorundowe sparingi. I to jest zdecydowanie trudniejsze od walki. Bo podczas sparingu rywale się zmieniają co trzy rundy, a ja muszę wytrzymać dziesięć.

- Walka to co innego. Stres powoduje, że siły uciekają zdecydowanie szybciej…
AS: Ale mnie walki nie stresują. Naprawdę. Raczej pozytywnie nakręcają. Ja po prostu kocham boks.

- Już Pan wie, z kim będzie walczył w Bydgoszczy?
AS: Padają jakieś nazwiska, ale o to proszę pytać Andrzeja Wasilewskiego.

- Czy to będzie rywal z wyższej półki czy znów zawodnik, który padnie w pierwszej rundzie?
AS: Ja naprawdę chciałbym poboksować dłużej. W ostatniej walce słowo daję, nie chciałem tego gościa od razu nokautować (Terrance Marbra - red.). Tak wyszło. Czy ja mam się tym martwić?

- Absolutnie nie. Ale obiecywał Pan sobie i kibicom, że kelnerów nie będzie obijał. Że chce dostawać szybko walki z solidnymi pięściarzami.
AS: I nic się nie zmieniło. Ja ciągle mówię menedżerowi, że leszczy nie chcę. Ale trzeba też pamiętać, że w wadze ciężkiej byle zawodnik, zwłaszcza jak ma walczyć z kimś takim jak ja, od razu chce Bóg wie jakich pieniędzy. Dlatego to wcale nie takie proste, by znaleźć dla mnie odpowiednich przeciwników.

- Na walkę z Marbrą wyszedł Pan wyjątkowo spokojny. Nie rzucił się Pan od razu do przodu, jak to miało miejsce w poprzednim pojedynku z Davidem Saulsberrym.
AS: Chce Pan powiedzieć, że nie chciałem od razu urwać głowy rywalowi. I to prawda. Mam nadzieję, że już nigdy nie zawalczę tak źle jak z Saulsberrym. Na Marbrę wyszedłem nakręcony, ale nie zagotowany. I od razu wyszedł fajny nokaut.

- Jak się Pan uspokaja?
AS: Staram się być grzeczny przed walką. Nie szalałem na wadze. Podałem mu nawet grzecznie rękę. To zasługa trenera Fiodora Łapina. On wręcz mnie prosił, bym przed walką żadnych głupot nie robił. I pomogło. Na sparingi do Kliczki też ze mną leci, by mnie nie poniosło za bardzo i bym sobie krzywdy na tych treningach nie zrobił.

Cały wywiad z Arturem Szpilką w dzienniku Polska The Times.