JAK HARRIS POMÓGŁ LEWISOWI POBIĆ TYSONA

Łukasz Furman, boisko.pl

2012-05-05

Już za kilka godzin w Erfurcie dojdzie do ciekawej potyczki w wadze ciężkiej, w której wschodząca gwiazda niemieckiego boksu - Edmund Gerber (19-0, 13 KO), skrzyżuje rękawice z doświadczonym Amerykaninem, Maurice'em Harrisem (25-15-2, 11 KO). I właśnie z tym drugim łączy się bardzo ciekawa historia niemal dokładnie sprzed dekady.

Na początku czerwca 2002 roku w Memphis naprzeciw siebie stanęły dwie legendy tej dyscypliny - Lennox Lewis oraz Mike Tyson. Faworytem był broniący tytułu federacji WBC i IBF Anglik, ale trenujący go Emanuel Steward przestrzegał przed podstarzałym, lecz wciąż bardzo groźnym Tysonem. Od dawna panowała w środowisku opinia, że "Żelazny Mike" gorzej radzi sobie z wysokimi pięściarzami. Zdaniem szkoleniowca mistrza świata był to po prostu zły dobór sparingpartnerów Mike'a. Podszedł nawet do Lennoxa i powiedział mu "Jeżeli obóz Tysona nie zatrudni Maurice'a Harrisa, nie masz się czego obawiać. Tylko on mógłby go przygotować na tyle, by mógł cię pokonać". A jako iż obóz Tysona też znał się na rzeczy, zaproponował Harrisowi przyjazd na obóz na Hawaje i wspólne sparingi.

Gdy Emanuel Steward się o tym dowiedział, natychmiast zadzwonił do Jamesa Ali Bashira, który był trenerem Maurice'a. Obaj panowie dobrze się znali, więc Steward przekonał Bashira, by jego podopieczny wybrał jednak obóz Lewisa a nie Tysona. Stawka była ogromna.

Harris nie tylko przypominał stylem Lennoxa, lecz również pracował w przeszłości zarówno z nim, jak i "Żelaznym" i miał skalę porównawczą. Dlatego zespół Anglika dawał mu 5 tysięcy dolarów tygodniowo tylko po to, by siedział na tyłku i nic nie robił. Oczywiście Harris nie mógł sparować z Lewisem, bo swoją sylwetką, gabarytami i stylem bardzo różnił się od Tysona. Najważniejsze było natomiast to, by nie sparował z Mike'em..

Przez kilka tygodni przebywał więc na obozie Lennoxa. Umowa była prosta - nie może nigdzie się ruszać, musi siedzieć na miejscu, a w nagrodę co tydzień na jego konto spływało 5 tysięcy "zielonych". Dla porównania, mistrz miał w tym okresie dwóch stałych sparingpartnerów - Jeremy Williamsa oraz Geralda Noblesa, którzy nastawiając głowę na ciężkie ciosy Lewisa zarabiali tylko 3 tysiące dolarów za tydzień. Jak widać, nie ma sprawiedliwości na świecie...

W pewnym momencie przygotowań Harris zaczął sparować właśnie z Williamsem i Noblesem, ale radził sobie zbyt dobrze i Lennox zabronił mu tego, by broń Boże nie uszkodził mu głównych partnerów do przygotowań. Sprowadzono więc zupełnie oddzielnych bokserów, którzy sparowali tylko z Harrisem, by ten tak bezczynnie nie siedział. Efekty były znakomite.

Harris mógł opuścić obóz Lewisa na tydzień przed jego potyczką z Tysonem, kiedy na sparingi jest już po prostu za późno. I właśnie tydzień wcześniej odbywała się gala w Atlantic City, gdzie bez rywala został uważany za wschodzącą wówczas gwiazdę wagi ciężkiej, Siergiej Liachowicz. Maurice dostał propozycję niemal w ostatniej chwili, ale jako iż na obozie Lewisa zbudował wysoką formę, przyjął to wyzwanie i... znokautował faworyzowanego Białorusina w dziewiątej rundzie. Ten sam Liachowicz cztery lata później sam został mistrzem świata po wypunktowaniu Lamona Brewstera, ale plama na rekordzie została.

Obecnie Maurice Harris to już 36-letni bokser, ważący o 12-13 kilogramów więcej niż wtedy, gdy pomagał Lewisowi pokonać Tysona. Zajmuje dziewiąte miejsce w rankingu federacji IBF i jeśli dziś pokona Gerbera, być może dostanie jeszcze na koniec swojej kariery szansę zaboksowania o tytuł mistrza świata.