CZY MIGUEL COTTO DOKONA NIEMOŻLIWEGO?

Wojciech Czuba, Boxing News, fot. Gene Blevins

2012-05-03

W czerwcu 2005 roku tuż obok ringu w Boardwalk Hall w Atlantic City usiadł Miguel Cotto (37-2, 30 KO). Duma Portoryko miała wówczas okazję, aby na żywo zobaczyć jak Floyd Mayweather jr. (42-0, 26 KO) zdeklasował i rozgromił twardego Arturo Gattiego (40-9, 31 KO), niszcząc go w przeciągu 6. rund i odbierając mistrzowski pas WBC w kategorii junior półśredniej.

Przypomnijmy, że w tamtym okresie do Cotto należał tytuł federacji WBO, późniejsza ofiara Floyda Ricky Hatton (45-2, 32 KO) piastował pas IBF, a na tronie WBA zasiadł po znokautowaniu na tej samej gali Viviana Harrisa (29-7-2, 19 KO), Kolumbijczyk Carlos Maussa (20-5, 18 KO). Niestety utalentowany i kontrowersyjny ‘Pretty Boy’ nigdy więcej nie walczył już w kategorii do 140 funtów i jego starcie z Cotto musiało zostać odłożone na później.

Jednak jak głosi przysłowie - co się odwlecze, to nie uciecze. Tak oto 7 lat później tych dwóch wspaniałych pięściarzy ostatecznie skrzyżuje ze sobą rękawice, a ringowy konferansjer Michael Buffer w najbliższą sobotę w Las Vegas zakrzyczy swoje słynne: "Let’s get ready to rumble!!!".

Mayweather jest ciągle niepokonany, Cotto już nie. Po raz pierwszy gorycz porażki poznał w starciu ze swoim śmiertelnym wrogiem Antonio Margarito (38-8, 27 KO), a następnie bolesnej lekcji boksu udzielił mu Filipińczyk Manny Pacquiao (54-3-2, 38 KO). Po tej przegranej Portorykańczyk przeszedł do dywizji junior średniej i zwyciężył urodzonego w Białorusi Yuriego Foremana (28-2, 8 KO), to samo zrobił z szalonym Ricardo Mayorgą (29-8-1, 23 KO), a następnie zrewanżował się swojemu pierwszemu pogromcy, zamieszanemu w aferę bandażową Margarito. Wszystkie trzy bitwy wygrał przed czasem i na dobre zadomowił się w kategorii do 154 funtów, dumnie dzierżąc na biodrach pas WBA Super World.

Wielu krytyków uważa jednak, że w pojedynku z doskonałym mistrzem defensywy Mayweatherem, Cotto będzie równie bezradny jak kilka lat temu świętej pamięci "Thunder" Gatti. Czy aby na pewno?

Zdecydowana większość ekspertów sądzi iż ‘Junito’ jest o wiele lepszym pięściarzem niż był Arturo. Lepiej porusza się po ringu, lepiej wyprowadza swoje ciosy, jest bardziej kompletnym zawodnikiem i dużo precyzyjniej i mocniej atakuje tułów. W swojej ostatniej bitwie z Margarito wspaniale atakował korpus i głowę rywala, cały czas kontrolując pojedynek i co chwilę wyprowadzając efektowne kombinacje, które nawet Floydowi mogą w sobotę sprawić nie lada problem.

Wróćmy także do walki Mayweathera z Oscarem De La Hoyą (39-6, 30 KO), do której doszło w maju 2007 roku. W pierwszej połowie spotkania ‘Złoty Chłopiec’ ze wspaniałym skutkiem używał swojego lewego, do czasu gdy ‘Pretty Boy’ nie zaczął przy pomocy swojego wrodzonego talentu unikać większości ciosów i uderzać z kontry. Zaraz po walce De La Hoya powiedział jednemu z reporterów magazynu ‘The Ring’:

- Gdybym przez całą walkę wyprowadzał moje lewe proste i trafiał go, to wygrałbym z pewnością. Jednak wraz z upływem kolejnych rund zachowywałem się jak zardzewiały robot. Niestety mając 34 lata na karku zmierzyłem się z Mayweatherem w najwyższej formie.

Cotto ma 31 lat i bez wątpienia prezentuje się w tym wieku znakomicie. Niestety dla Miguela, dokładnie to samo można powiedzieć także o Floydzie, który mimo 35. wiosen nadal nie stracił refleksu i wigoru, co prawdopodobnie zademonstruje w sobotnią noc.

Cały bokserski świat już zaciera ręce, aby ponownie po 8 miesiącach przerwy zobaczyć w akcji geniusza z Grand Rapids. Wszystko wskazuje na to, że znowu dopisze on kolejne zwycięstwo do swojego okazałego rekordu, jednak jestem pewien, że przyjdzie mu tego dokonać o wiele trudniej niż wielu sądzi. Cotto wejdzie do ringu z wiarą w zwycięstwo, a że wiara czyni cuda, kto wie być może w sobotę zdoła dokonać niemożliwego?