POLSKI P4P - VOTUM SEPARATUM

Tomasz Ratajczak, Ranking własny

2012-04-11

Wielu ekspertów oraz kibiców boksu zawodowego nie przywiązuje większej uwagi do rankingów, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. rankingi P4P, czyli bez podziału na kategorie wagowe. Oczywiście każde zestawienie tego typu jest obarczone dużym ładunkiem subiektywizmu, jednak ma również pewną wartość, zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Analiza rankingów pozwala nam zorientować się w zmianach, jakie zachodzą w czołówce, choć pozycja danego zawodnika często nie jest adekwatnym odzwierciedleniem jego sportowej wartości. Publikowane przez nas ostatnio rankingi naszych Czytelników prezentowane przez nich na forum BOKSER.ORG pokazują z drugiej strony, że niezależnie od zawartej w nich subiektywnej oceny, są one naprawdę wartościowym przeglądem bokserskiego rynku na jego szczycie.

Pół roku temu opublikowałem mój prywatny polski ranking P4P, który wówczas wyglądał w mojej ocenie następująco: 1. Tomasz Adamek, 2. Krzysztof Włodarczyk, 3. Grzegorz Proksa, 4. Paweł Wolak, 5. Mateusz Masternak, 6. Paweł Kołodziej, 7. Damian Jonak, 8. Piotr Wilczewski, 9. Albert Sosnowski, 10. Mariusz Wach. Już ten krótki przegląd pokazuje, jak wiele zmian zaszło w czołówce naszych pięściarzy od początku października. Niektórych z wyżej wymienionych nie znajdziemy już w tym gronie obecnie, inni zmienili swoje miejsca. Zapraszam do lektury mojego nowego, wysoce subiektywnego rankingu polskich pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe oraz zachęcam do dyskusji. Moja opinia nie jest tożsama z klasyfikacją całej redakcji, stąd określenie w tytule, aby nie było żadnych wątpliwości - nie jest to ranking BOKSER.ORG, lecz jedynie prywatna klasyfikacja jednego z redaktorów.

1. Tomasz Adamek – bezdyskusyjnie najlepszy obecnie polski pięściarz, były mistrz dwóch kategorii wagowych (taka sztuka udała się przed nim tylko Dariuszowi Michalczewskiemu), notowany w czołówce królewskiej dywizji. Jego pierwszej pozycji nie osłabia nawet ciężka porażka z rąk Witalija Kliczki, gdyż obaj bracia z Ukrainy od paru lat bronią swoich pasów jako pięściarze niemal z innej planety, a z pewnością wyższej kategorii wagowej. Po tej walce wielu kibiców i tzw. ekspertów spisało Adamka na straty, sugerując mu nawet powrót do wagi junior ciężkiej. Jednak „Góral” swoimi wcześniejszymi pojedynkami udowodnił, że jest pełnoprawnym zawodnikiem tej dywizji. Również niedawna walka z Nagym Aquilerą potwierdziła tę opinię. Choć ponownie okazało się, że Adamek nie posiada w wadze ciężkiej atutu nokautującego ciosu (ale nie miał go również w niższych kategoriach), to jego szybkość (przeciętna w starciu z Aquilerą) oraz umiejętności techniczne są sporym wyzwaniem dla całej czołówki królewskiej dywizji, za wyjątkiem braci Kliczków. A już niebawem przed „Góralem” starcie, na które czekają tysiące kibiców na całym świecie, które pozwoli ocenić, jak Polak poradzi sobie z rywalem nie ustępującym mu szybkością, Eddiem Chambersem.

2. Krzysztof Włodarczyk – jedyny obecnie mistrz świata z Polski, w dodatku dzierżący najbardziej prestiżowy pas WBC. I to jest głównie jego tytułem do chwały oraz wysokiego miejsca w moim prywatnym rankingu, bowiem klasa ostatnich rywali, oraz poziom prezentowany w ringu delikatnie mówiąc nie zachwycają. Z pewnością na sportowe poczynania naszego mistrza nie wpływa pozytywnie zamieszanie w jego życiu prywatnym, które podobno jest już opanowane. Walka z Danny Greenem zakończyła się spektakularnym nokautem, nie można jednak zapominać, że do tego czasu „Diablo” przegrywał wyraźnie na punkty. Pozostaje mieć nadzieję, że widniejąca na horyzoncie rewanżowa walka z Francisco Palaciosem będzie o wiele bardziej elektryzująca niż ich usypiające pierwsze starcie. A potem czas najwyższy na prawdziwe wyzwanie i pojedynek unifikacyjny lub przynajmniej walkę z kimś ze ścisłej czołówki. A może kolejna polska walka stulecia i pojedynek Włodarczyk vs Masternak?

3. Mateusz Masternak – o wilku, a raczej o „Masterze” mowa. Zaliczany obecnie do ścisłej światowej czołówki kategorii cruiser, zapewne stojący tuż przed wielkimi walkami, uznawany też za jeden z największych obok Grzegorza Proksy młodych talentów w polskim boksie. I kolejny diament, szlifowany z wyczuciem przez mistrza w jubilerskim fachu, współtwórcę sukcesów Adamka, najlepszego polskiego trenera Andrzeja Gmitruka. Gwiazda Masternaka rozbłysła podczas gali Adamek-Gołota w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie w niecałe pięć rund zdeklasował faworyzowanego wówczas Łukasza Janika. Jednak później kariera młodego wrocławianina przebiegała jak sinusoida – po walkach z wymagającymi rywalami pokroju Arramiego czy Abdoula, wchodził do ringu z pięściarzami z bardzo niskiej półki. Zawsze jednak efektownie zwyciężał. Ponownie zabłysnął na swoim macierzystym ringu, podczas wielkiej gali na wrocławskim stadionie, błyskawicznie rozprawiając się z groźnym oponentem z USA. To był być może ostatni próg na schodach, prowadzących „Mastera” do walk o wielką stawkę, które gwarantuje mu kontrakt z nowym promotorem Wilfriedem Sauerlandem. Masternak przebojem wszedł do najsilniejszej grupy „cruiserów” na świecie, koncertowo wygrywając dwie walki. W pierwszej zdemolował ringowego weterana, w drugiej zdeklasował bojowego Latynosa. Obaj przeciwnicy byli oczywiście z niższej półki, aby na ich tle pokazać niemieckim kibicom nowy nabytek w lepszym świetle, ale już jesienią prawdziwy test i zapowiadane starcie o pas mistrza Europy z Aleksandrem Aleksiejewem.

4. Mariusz Wach – ciężkie wagi dominują w czołówce mojego prywatnego rankingu, a tuż za podium kolos z Krakowa. Miejsce niezwykle trudne do obsadzenia, gdyż w równym stopniu co Wach zasługuje na nie kilku innych pięściarzy. Wybór olbrzyma z Krakowa podyktowany jest jednak niezwykłym progresem jaki odnotował przenosząc swoją karierę do USA, jak również odwagą jakiej ten krok wymagał. Przez wielu spisany na straty, powrócił do gry efektownym nokautem na Christianie Hammerze latem ubiegłego roku, po czym związał się z założoną przez Mariusza Kołodzieja grupą Global Boxing. Od tego czasu kariera Wacha nabrała przyspieszenia, a w rekordzie pojawiły się wreszcie rozpoznawalne nazwiska. Jego promotor potrafił również umiejętnie zainteresować świat boksu swoim nowym podopiecznym, nie tylko wyszukując mu nowy pseudonim, bowiem w branżowych mediach huczało niedawno od pogłosek na temat planowanej walki „Wikinga” z jednym z braci Kliczków. Znakomitym marketingowym posunięciem, interesującym także ze sportowej perspektywy była konfrontacja Wacha z innym gigantem, Tye Fieldsem, która zakończyła się dla „Big Sky” nokautem. Po „przetarciu” na amerykańskich ringach przyszedł czas na poważniejsze wyzwania. Walka z Fieldsem pokazała, że Wach jest na nie gotowy.

5. Paweł Kołodziej – kolejny czołowy polski junior ciężki, przymierzany już do walk na mistrzowskim poziomie, choć moim zdaniem nie tak utalentowany jak Masternak. Jednak klasą rywali w ostatnich walkach dorównuje swojemu młodszemu koledze z Wrocławia. Dysponuje znakomitymi warunkami fizycznymi, w ringu jednak wyraźnie brakuje mu pewności siebie, co w starciu ze światową czołówką stawia pod znakiem zapytania jego ewentualne szanse na zwycięstwo. Zaledwie dwie walki w ubiegłym roku, w tym druga z niezbyt wymagającym przeciwnikiem, również nie ułatwiają oceny aktualnych możliwości „Harnasia”, choć trzeba przyznać, że dobrze zdał test w pojedynku z Felixem Corą Jr. Być może ta walka była dla Kołodzieja egzaminem dojrzałości. Choć ostatni pojedynek z sztucznie „nadmuchanym” do junior ciężkiej Giulianem Illie nie pozwala być optymistą przed ewentualną walką Kołodzieja o mistrzowski pas. Moim zdaniem jego miejsce w tym rankingu szybko zajmie zdecydowanie bardziej ofensywny, a jednocześnie nie mniej utalentowany Krzysztof Głowacki, który na razie nie zasługuje jeszcze na sklasyfikowanie w pierwszej dziesiątce, z racji zbyt wczesnego etapu kariery zawodowej.

6. Damian Jonak – wywalczył pas WBA International w wadze junior średniej, co w połączeniu z klasą pokonanego rywala jest wystarczającą przepustką do „10” polskiego P4P. Perypetie z promotorami pięściarz ze Śląska ma już za sobą, co wyraźnie widać w jego dyspozycji podczas ostatnich pojedynków. Do walki z Mariuszem Cendrowskim w 2009 roku, moim zdaniem przegranej przez Jonaka i to w dodatku z kontuzjowanym rywalem (oficjalnie był remis…) miał typowo na polskie warunki rekord nabijany miernymi przeciwnikami. Jednak walki z Cruzem, Thiamem i ta przedostatnia z Bunemą uratowały reputację idola górniczej „Solidarności”, windując go mocno w światowych rankingach. Oczywiście nadzieje na pas mistrza świata na biodrach Jonaka będą niemożliwe do spełnienia, biorąc pod uwagę jego umiejętności oraz nazwiska z czołówki tej kategorii wagowej. Ale moim zdaniem będzie on już niebawem murowanym kandydatem do kolejnego pasa mistrza Europy, który znajdzie się w rękach polskiego pięściarza. Niestety kolejni rywale Jonaka rozczarowują – przypadkowy pojedynek ze Skrzypczyńskim, a teraz Brazylijczyk o rekordzie nadmuchanym jak balonik na odpuście. Z większą chęcią zobaczyłbym rewanż z Cendrowskim…

7. Dawid Kostecki – kontrowersyjny „wieczny pretendent” od lat oczekujący na swoją mistrzowską szansę, z wyrokiem sądowym na karku. Po drodze rozbił cały legion podrzędnych ringowych rzemieślników, ale ostatnimi pojedynkami przekonuje, że należy się z nim liczyć. Ten rok może być przysłowiowym „być albo nie być” dla Kosteckiego, okupującego już czołowe miejsca światowych rankingów. Nie widzę dla „Cygana” wielkich szans w starciu z którymkolwiek mistrzów wagi półciężkiej, ale jeśli nie teraz, to kiedy? Oczywiście w międzyczasie przydałby się jeszcze pojedynek z dobrym rywalem w najbliższym czasie, a po wakacjach skok na głęboką wodę. Niestety na najbliższej gali w Zabrzu zobaczymy go w walce z kolejnym rzemieślnikiem, co tym razem jest zrozumiałe, gdyż Kostecki wraca na ring po poważnej kontuzji. Perspektywa wielkiej walki „Cygana” znów oddala się na bliżej nieokreśloną przyszłość…

8. Andrzej Fonfara – boksujący w USA warszawiak, kibic Legii i  dobry kolega Gołoty, od dwóch lat wygrywa wszystkie walki przed czasem, a z ostatnim rywalem uporał się szybciej niż Kostecki. Biorąc pod uwagę wciąż mody wiek rezydującego w Chicago pięściarza wagi półciężkiej, zaledwie 24 lata, można mieć pewność, że na wielkie walki nie będzie musiał czekać do trzydziestki. Wciąż jednak brakuje mu doświadczenia w walkach z poważniejszymi rywalami, jednak sukcesywnie podnosi poprzeczkę, co ważne wciąż nokautując swoich przeciwników, co dodaje mu pewności siebie i gromadzi wokół niego coraz większe grono nie tylko polonijnych kibiców.              

9. Grzegorz Proksa – kolejny były mistrz Europy z Polski po Salecie, Jackiewiczu, Sosnowskim i Wilczewskim. Pas EBU wywalczył w efektowny sposób, deklasując w ringu byłego mistrza świata, rutynowanego Sebastiana Sylwestra. „Super G” długo czekał na swoją szansę, wielu zdążyło już spisać go na straty wskazując, że od czasu walki ze Stevem Conwayem w 2006 roku nie zmierzył się w ringu z nikim wymagającym. Jednak zwycięstwo przez nokaut w Hiszpanii, odniesione na wiosnę ubiegłego roku nad lokalnym faworytem pokazało krytykom, że pięściarz z Węgierskiej Górki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a demolka na ringu w Neubrandenburgu ostatecznie zamknęła usta wszystkim malkontentom. Potwierdziło się to, o czym mówili od dawna ci, którzy wierzyli w wielki talent Proksy – oto w nietypowych dla polskiego środowiska bokserskiego warunkach, bez wsparcia dużej stacji telewizyjnej, bez dających szansę sędziów i walk na rodzimym gruncie, wyrósł nam wielki mistrz, który jak Kopciuszek stał się gwiazdą balu. Porażka z Hope’m była zimnym prysznicem dla Proksy i jego kibiców, trzeba wziąć jednak pod uwagę jej okoliczności, przede wszystkim pechową kontuzję, której Polak doznał na początku walki. Myślę, że „Super G” wyciągnie z tej walki odpowiednie wnioski i wróci jeszcze mocniejszy, a za kolejne pół roku umieszczę go znacznie wyżej w moim prywatnym rankingu.

10. Piotr Wilczewski – niestety także już były mistrz Europy, tylko w wyższej wadze super średniej, ale postawą w minimalnie przegranej, zaciętej walce z mistrzem olimpijskim i byłym czempionem Commonwealthu oraz w kolejnej przegranej walce tym razem z byłym mistrzem świata Arturem Abrahamem udowodnił, że zasługuje na pozycję w polskim rankingu P4P. Z pewnością będzie się również dalej liczył w rywalizacji europejskiej. Swoją ambitną, ofensywną postawą na ringu w Liverpoolu oraz Kilonii zamknął gęby licznym malkontentom i tzw . „ekspertom”, wieszczącym jego porażkę przez ciężki nokaut lub TKO. Udowodnił, że znakomite zwycięstwo w Finlandii nad miejscowym bohaterem, faworyzowanym Aminem Asikainenem nie było przypadkowe. W przypadku „Wilka” procentuje ogromne doświadczenie wyniesione z zawodowych ringów, którego owocem jest pewność siebie, pozwalająca bez kompleksów toczyć walki w jaskini lwa, na trudnym terenie rywala, co w polskim środowisku bokserskim nadal należy do rzadkości. Przypadek Wilczewskiego potwierdza także trenerski talent Gmitruka, który po zakończeniu współpracy z Adamkiem mógł wreszcie poświęcić więcej czasu swojemu drugiemu, również bardzo utalentowanemu podopiecznemu. Mam nadzieję, że zanim „Wilk” zacznie się spełniać jako trener, co już robi ze znakomitym skutkiem, przysporzy kibicom w Polsce jeszcze wiele radosnych chwil, zwyciężając w ringu. Nadal stać go na wiele.