OWCZARZ: TO NIE BYŁA CIĘŻKA WALKA

Tomasz Ratajczak, Informacja własna

2012-03-28

Podczas gali Babilon Promotion w Oświęcimiu kolejną zawodową walkę stoczyła młoda polska pięściarka Karolina Owczarz (4-0, 1 KO), która na dystansie czterech rund jednogłośnie pokonała na punkty czarnoskórą zawodniczkę z Holandii, reprezentującą jednak Niemcy, Irene Gambrah (1-1). Choć przeciwniczka Polki zapowiadała przed pojedynkiem nokaut, po końcowym gongu nie było wątpliwości kto był lepszy w ringu i ręka podopiecznej trenera Łukasza Landowskiego (oboje na zdjęciu) powędrowała w górę uniesiona przez sędziego w geście triumfu.

Tomasz Ratajczak: Cała otoczka przed walką, sylwetka rywalki, która przypominała czarnego gladiatora, jej buńczuczne zapowiedzi, że szybko Ciebie znokautuje, to wszystko zapowiadało najcięższą walkę w Twojej dotychczasowej karierze na zawodowych ringach. Czy tak było w rzeczywistości?
Karolina Owczarz: To z pewnością nie była moja najcięższa walka. To co działo się przed pojedynkiem rzeczywiście mogło zapowiadać trudną przeprawę, ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, ring weryfikuje wszystko. Rywalka była co prawda nastawiona ofensywnie, bardzo niewygodna, przyjechała tu wygrać, ale nie biła tak mocno, jak można by się spodziewać po jej wyglądzie, nie była w stanie zagrozić mi w żadnym fragmencie pojedynku. Najcięższą walką zawodową była dla mnie ta z Haną Horakovą, zostawiłam wtedy w ringu sporo zdrowia, byłam krańcowo wyczerpana. W Oświęcimiu poszło znacznie łatwiej.

TR: A propos atmosfery przed walką w Oświęcimiu – czy te groźne miny i słowa rywalki miały na Ciebie jakiś wpływ?
KO: Trochę tak, tym bardziej, że wszyscy podchodzili do mnie i z przejęciem opowiadali o tym, jak groźnie Irene Gambrah wygląda i pytali się, czy nie boję się jej silnych ciosów (śmiech). Jednak gdy przyjechał mój wspaniały trener Łukasz Landowski uspokoiłam się i wszystko wróciło do normy. Wyszłam do ringu z dobrym nastawieniem psychicznym.

TR: Lewe oko Twojej przeciwniczki bardzo napuchło po walce, było zupełnie zamknięte, badali je lekarze w karetce. Przypadkowe zderzenie głowami, czy raczej spowodowały to Twoje ciosy z prawej ręki?
KO: Oko Gambrah zapuchło po ciosach, raczej nie było zderzenia głowami, musiałabym je odczuć gdyby było mocne. W czwartej rundzie trafiałam ją często w tamto miejsce. Jakieś lekkie zderzenie w ferworze walki w półdystansie mogło być, ale oko nie zapuchłoby tak od tego. Zresztą pretensje o ewentualne zderzenie może mieć wyłącznie do siebie, gdyż wpadała na mnie z głową do przodu, dążąc do klinczów.

TR: Rozmawiałaś z trenerem Landowskim po walce? Jak ocenił Twój występ?
KO: Trener był niezadowolony, gdyż uważał, że rywalka była do zrobienia przed czasem. Nie realizowałam planu taktycznego, ciężko było mi uniknąć klinczu, w który przeciwniczka nieustannie wpadała, nie poszłam za ciosem, gdy była naruszona. Wygrałam, ale czeka mnie jeszcze sporo pracy.

TR: Rzeczywiście, w ostatniej czwartej rundzie widać było, że Twoje ciosy naprawdę zrobiły wrażenie na Gambrah. W ringu zdawałaś sobie z tego sprawę, że jest szansa na rozstrzygnięcie przed czasem, lub co najmniej liczenie przeciwniczki?
KO: Coś tam rzeczywiście czułam w czwartej rundzie, Gambrah chwiała się po moich ciosach, przestała atakować. Ale moim problemem jest brak wiary w siebie. Gdybym od początku mocno wierzyła, że mogę wygrać przed czasem, to takie rozstrzygnięcie byłoby możliwe wcześniej, w drugiej, trzeciej rundzie. Zabrakło trochę pewności siebie, żeby postawić kropkę na „i”, nokautując rywalkę, która zapowiadała, że znokautuje mnie.

TR: Przy ringu zgromadzili się Twoi najbliżsi, rodzina, przyjaciele, dwie Twoje przyjaciółki Kasia i Monika były nawet ring girls w trakcie gali. Czy ich wsparcie miało wpływ na Twoją postawę w ringu?
KO: Tak, bardzo duży! Widziałam, że moi najbliżsi bardzo przeżywają ten pojedynek, moja mama płakała, po raz pierwszy na moją walkę przyjechała też moja starsza siostra, która również ogromnie ją przeżywała. Wsparcie mojej rodziny i przyjaciół było dla mnie bardzo ważne. Wiedziałam, że nie mogę ich zawieść i muszę wygrać! 

TR: Już niebawem kolejna ważna walka, choć poza ringiem.
KO: Tak, za kilka tygodni matura. Na razie zawieszam więc rękawice na kołku i siadam do książek. A latem, gdy przejdę mam nadzieję pozytywnie rekrutację na studia, wracam na salę. Kolejny pojedynek stoczę być może w sierpniu, na gali Babilon Promotion w Międzyzdrojach i będzie to już chyba walka na dystansie sześciu rund.

TR: Wobec tego trzymamy kciuki i dziękujemy za rozmowę!
KO: Również dziękuję i pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców oraz czytelników BOKSER.ORG.