ADAMEK: 'WRÓCIĆ NA ODPOWIEDNIĄ FALĘ'

Michał Białoński, Interia.pl

2012-03-23

- Aguilerę muszę pokonać, by znów piąć się w górę. Niestety, takie są prawa boksu - po porażce w starciu o mistrzowski pas, musisz wygrać dobrych kilka walk, by dostać kolejną szansę na większy triumf, na starcie o mistrzostwo świata - powiedział nam Tomasz "Góral" Adamek (44-2, 28 KO)  przed sobotnią walkę z Nagym Aguilerą (17-6, 12 KO).

Do pojedynku dojdzie w Nowym Jorku, o godz. 4 nad ranem, a transmisję przeprowadzi Polsat Sport i Polsat.

- W jakiej jesteś formie przed tą walką?
Tomasz Adamek:
Przede wszystkim jestem zdrowy, gotowy do walki - to jest najważniejsze. Sparingi mam już za sobą, od tygodnia schodziliśmy powoli z obciążeniami treningowymi, a także z ilością rund sparingowych.

- Jak wygląda od kuchni trening fizyczny ze specjalistą w tym temacie Tylorem Woodmanem?
TA:
Trener wymyśla różne atrakcje. A to pcham wózek obłożony ciężarami, a to podnoszę się na poręczy, są ćwiczenia na linach.

- Bardzo wyczerpujące są te zajęcia?
TA:
 Jak ktoś patrzy z boku i zobaczy choćby gumę, którą się naciąga wokół siebie, to na pierwszy rzut oka może wyglądać na lekkie ćwiczenie, ale jak się je wykonuje przez 30-40 sekund, zaczyna to męczyć. Mięśnie twardnieją i odczuwasz ból. Ja jednak zaciskam zęby i nie zniechęcam się. Wiem, że takie ćwiczenia poprawiają dynamikę. To typowy, bokserski trening.

- Minęło pół roku od walki z Kliczką. Nabrałeś już głodu boksowania, pałasz żądzą wejścia do ringu i pokazania się z dobrej strony, czy bardziej najbliższą walkę traktujesz jako etap w maratonie, którego zwieńczeniem będzie kolejne starcie o mistrzowski pas wśród najcięższych?
TA:
Jeżeli przegrywasz walkę, to musisz wrócić na odpowiednią falę, by móc kontynuować karierę. Trzeba pracować ze zdwojonym wysiłkiem, by eliminować błędy, które kosztowały mnie porażkę z Kliczką. W sobotę wejdę do ringu, by zawalczyć jak najlepiej, a później postaramy się zakontraktować kolejne walki, po to, by w przyszłości znowu stanąć przed szansą zdobycia mistrzowskiego pasa. Marzy mi się ona w połowie 2013 roku, ale czas pokaże, jak będzie.

- Widziałeś walkę Władimira Kliczki z Jeanem-Markiem Mormeckiem? Miało być wielkie starcie, a skończyło się na potańcówce w wykonaniu Francuza.
TA: 
Starcie Władymira z Mormeckiem widziałem tylko w skrótach. Kliczko wygrał bezdyskusyjnie. Kliczkowie są wielkimi mistrzami. Jeśli chcesz ich pokonać, to przede wszystkim musisz wejść między liny z takim zamiarem. Po Mormecku nie widziałem wyraźnej chęci na wygranie tej walki.

- O wiele wyżej poprzeczkę przed drugim z braci Kliczków - Witalijem, postawił Dereck Chisora. Nie żałujesz, że ty również nie obrałeś podobnej taktyki - ciągłego parcia do przodu i nie byłeś takim złym chłopcem, jakiego grał Chisora? Wiara w siebie, szacunek do rywala, to twoje atuty, ale może w sporcie takim jak boks czasem trzeba być chuliganem?
TA:
Walki Witalija z Chisorą nie można porównywać do tej ze mną. Różnica jest zbyt duża. Tym razem Kliczko przygotowywał się do tego starcia znacznie krócej. Widać było, że go nogi nie niosły, że ciężko oddychał, szwankowało mu przygotowanie, ale to nie zmienia faktu, że we wrześniowej walce we Wrocławiu ja nie byłem sobą. Nie chcę nikogo potępiać, ani ganić, bo boks, po jest ciężki sport, w którym trzeba wejść do ringu i pokazać swoje umiejętności, a nie obgadywać kogoś na łamach mediów. Mam właśnie taki zamiar, by wejść między liny i w kolejnych dwóch walkach pokazać swoją klasę, by później znowu stanąć do walki o mistrzostwo świata.

- Doszedłeś do wniosku, że przygotowania do kolejnej walki w Polsce, bądź gdziekolwiek indziej w Europie, prowadziłbyś właśnie tu, a nie w USA. Faktycznie, 35-letniemu bokserowi trudno jest pokonać trudy związane ze zmianą strefy czasowej?
TA:
To jest wiecznie ryzyko, bo nigdy nie wiesz, czy cię złapie kryzys zmiany strefy, czy nie. Ja miałem pecha w ostatniej walce, po raz pierwszy w życiu złapałem takie coś. Nie masz szybkości i to mi doskwierało w pojedynku z Kliczką. A przecież ona zawsze była moim atutem. We wrześniu nie byłem sobą, brakowało nie tylko szybkości, ale szwankowała też praca nóg, poruszanie się w ringu. Akurat podczas walki złapał mnie kryzys aklimatyzacji, więc nie miałem nic do powiedzenia w ringu.

Najważniejsze, że wnioski zostały szybko wyciągnięte. Teraz zamierzam wrócić i wygrać kolejne pojedynki. Wierzę, że na końcu kariery będzie na mnie czekał mistrzowski pas.

- Jakim bokserem jest Nagy Aguilera? To odpowiedni rywal na ten etap twojej kariery?
TA: 
Jeżeli wygram 24 marca, to kolejny pojedynek stoczę 16 czerwca, choć jeszcze nie wiem dokładnie z kim - jest na liście kilka nazwisk. Trenuję ciężko. Aguilerę muszę pokonać, by znów piąć się w górę. Niestety, takie są prawa boksu - po porażce w starciu o mistrzowski pas, musisz wygrać dobrych kilka walk, by dostać kolejną szansę na większy triumf, na starcie o mistrzostwo świata.

- Postanowiłeś nie przyjmować ofert walk z Polakami. Zatem nie będzie definitywnie rewanżu twojego starcia z Andrzejem Gołotą. Gdyby nawet któryś z młodych gniewnych bokserów ciężkiej kategorii - Mariusz Wach, czy Artur Szpilka chciał się zmierzyć z tobą, a jakiś promotor zaproponowałby lukratywny kontrakt, to odmówiłbyś?
TA:
Czytałem gdzieś ostatnio, że Andrzej Gołota prosi o walkę rewanżową, ale to nie ma sensu. Nie będę też walczył z żadnym innym Polakiem, bo jest na świecie wystarczająco wielu pięściarzy, by z nimi organizować duże walki. Odkąd jestem zawodowcem, z Polakiem biłem się tylko raz i zrobiłem to na prośbę Andrzeja, bo ta walka nie była moim pomysłem. Stało się i temat jest zamknięty. Mam z kim walczyć. Najważniejsze, to znów stanąć do starcia o mistrzostwo świata, a nie myśleć o bratobójczych walkach.

Rozmawiał: Michał Białoński, Interia.pl