SALIDO ROZBIŁ LOPEZA W REWANŻU

Leszek Dudek, Informacja własna

2012-03-11

Orlando Salido (38-11-2, 26 KO) i Juan Manuel Lopez (31-2, 28 KO) stworzyli dziś jeszcze lepsze widowisko, niż poprzednim razem, ale po raz kolejny zwyciężył ten pierwszy. W fantastycznej wojnie, która z miejsca dołącza do listy największych meksykańsko-portorykańskich batalii, "Siri" udowodnił, że jego pierwsza wygrana nad "Juanmą" nie była dziełem przypadku. Pojedynek zakończył się w dziesiątym starciu.

Już w drugiej rundzie zarysowała się przewaga mistrza, który zepchnął "Juanmę" do defensywy i napierając zarzucał go gradem ciosów. Lopez odpowiadał, ale wyraźnie obawiał się rywala. Salido atakował dynamicznie, a w jego uderzeniach czuć było moc. Pretendent był z kolei ospały i nieco powolny, ale bardziej ostrożny, niż w pierwszej walce.

W czwartej rundzie Portorykańczyk zaczął bić lewym hakiem pod prawy łokieć Salido, ale nie robiło to na championie żadnego wrażenia. W piątym starciu "Siri" trafił lewym sierpowym i zachwiał rywalem. Meksykanin ponowił atak, ale zamroczony Lopez zachował zimną krew i skontrował go znakomitym prawym sierpem, po którym Salido wylądował na deskach.

Niezrażony nokdaunem Salido mocno rozpoczął szóstą odsłonę. Lopez znów przyjął w niej kilka mocnych ciosów, ale amortyzował je odchyleniami głowy i sam starał się odpowiadać. W końcówce siódmej rundy "Juanma" znów kilka razy wspaniale kontrował, ale nawet czyste ciosy na szczękę nacierającego Meksykanina nie były w stanie go powstrzymać.

W ósmym starciu zmienił się obraz walki. Obydwaj trafiali bardzo mocno i bardzo często, ale po raz pierwszy to "Juanma" ruszył do zdecydowanego ataku. Agresywny od pierwszego gongu Salido został zepchnięty do obrony i cofał się aż do końca, choć w nowej sytuacji czuł się całkiem nieźle i nadal doprowadzał do celu potężne bomby.

Dziewiąta odsłona to wojna na wyniszczenie, w której żaden nie chciał oddać rywalowi pola. Portorykańczyk przestał zważać na straszliwe ciosy Salido i przyjmował je, oddając z nawiązką. Na początku dziesiątego starcia wyczerpany Lopez przyjął dwa potężne podbródkowe i chwilę później wylądował w końcu na deskach. Choć zdołał powstać, sędzia ringowy podjął słuszną decyzję o poddaniu go i przerwaniu walki.